Niezbadane są meandry rozumowania białostockich urzędników, w tym tych najwyższych rangą. Może lepiej nie zapuszczać się w odmęty tych meandrów, ale wiedzieć swoje trzeba. Na przykład to, jak proponuje się rozwiązanie problemu dzików wchodzących na tereny blokowisk i posesji prywatnych w Białymstoku. W skrócie – dziki sobie poczekają na decyzję o ich usunięciu.
Problem z dzikami występuje w naszym mieście już od kilku lat i rozwiązania żadnego nie widać. Jeszcze kilka lat temu, wchodzenie dzików na prywatne posesje i blokowiska było rzadkością. Teraz to częsty widok. Na szczęście jeszcze nikomu nic się nie stało. Z tym, że jeśli problem nie zostanie jakoś rozwiązany, a przynajmniej nie będą podjęte próby jego rozwiązania, to tylko kwestia czasu, aż dzikie zwierzę, być może także i chore, zaatakuje w mieście człowieka.
Swój pomysł niedawno przedstawił radny Henryk Dębowski, który zwrócił się z interpelacją do prezydenta Białegostoku, aby ten rozważył możliwość ustawienia w niektórych miejscach Białegostoku odłowni dzików. Podobne bowiem rozwiązania zastosowały już inne miasta w Polsce, w których także pojawiły się dziki w otoczeniu gospodarstw domowych.
„W związku, iż od dłuższego czasu pojawiają się informacje dotyczące wędrujących dzików na terenie miasta, zwracam się z prośbą o przeanalizowanie możliwości ustawienia odłowni dzików. Problem był zgłaszany również przez Mieszkańców, którzy zwracali uwagę, że dzikie zwierzęta pojawiające się w różnych częściach miasta mogą stanowić realne zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzkiego, a zwłaszcza kierujących pojazdami (np. w przypadku nagłego wtargnięcia zwierzęcia na jezdnię)” – pisał w interpelacji radny Dębowski.
Musimy przyznać, że odpowiedź udzielona z upoważnienia prezydenta Białegostoku przez sekretarza miasta, poraża treścią, jak i podejściem do całego tematu. Tym bardziej, że problemy z dzikami zgłaszali mieszkańcy urzędnikom już wielokrotnie. Między innymi Pani Anna z osiedla Zawady ponad trzy lata temu usłyszała, że ma sobie kupić broń hukową do odstraszania dzików. Usłyszała również, że Miasto Białystok nie ma pieniędzy na działania w tym względzie i nie ma służb, które podejmowałyby interwencję w przypadku wejścia dzików na posesję.
– Nauczyłam się już wydawania specjalnych odgłosów, żeby przestraszyć dziki. Nie wiem jak długo będzie to skutkowało. W urzędzie polecono mi, żebym kupiła broń hukową i to w zasadzie wszystko, co można zrobić – mówiła ponad trzy lata temu do radnych Anna Mazurkiewicz, mieszkanka osiedla Zawady.
„Z uwagi na zagrożenie ASF, Białystok objęty jest czerwoną strefą jako obszar objęty restrykcjami, zgodnie z decyzją wykonawczą Komisji (UE) nr 2018/1282 z dnia 21 września 2018 r. wszelkie działania w odniesieniu do populacji dzików na tym terenie pozostają w kompetencji Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. W obszarze czerwonej strefy obowiązuje zakaz przemieszczania zwierząt. W związku z powyższym ustawienie odłowni na terenie miasta jest niezasadne, gdyż nie ma możliwości wywozu odłowionych zwierząt poza teren miasta. (…) W przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę, starosta w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, może wydać decyzję o odłowie, odłowie wraz z uśmierceniem lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny. Wydanie takiej decyzji jest ściśle związane z zaistnieniem określonych w tym artykule, tj. przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę” – tak odpisał radnemu Dębowskiemu Krzysztof Karpieszuk, sekretarz miasta z upoważnienia prezydenta Białegostoku.
Dlatego, jeśli dzik, może nawet chory na ASF, zaatakuje kogokolwiek z mieszkańców Białegostoku, najpierw trzeba będzie wydać urzędową decyzję. Dzik zapewne w międzyczasie poczeka sobie gdzieś na krzesełku lub pospaceruje pod urzędem czekając na decyzję o swoim własnym odłowie albo o odstrzale. Stąd białostoczanie powinni wiedzieć, że w przypadku ataku dzika powinni sami napisać wniosek do prezydenta o wydanie stosownej decyzji o odłowieniu lub odłowieniu z odstrzałem, a może jeszcze nawet i pod pachą przynieść dzika do urzędu, aby było wiadomo, który z nich zaatakował i który pójdzie na odłów lub odstrzał. No cóż… procedury urzędowe przede wszystkim!
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska