Co prawda na listy do mieszkańców, żeby poczytali sobie o niedobrym rządzie pisowskim pieniądze się znalazły, ale już na znaki drogowe to brakuje. I dlatego, że tak jest, białostoczanie mieszkający przy ulicy Piastowskiej jeszcze dłuższy czas, a może i na zawsze, będą zmuszeni do wysłuchiwania „delikatnej” nutki jazdy TIR-ów, za to odbywającej się w rytm ulicznego zgiełku.
Bardzo długo mieszkańcy osiedla Piasta, ale i Sybiraków, apelują do władz Białegostoku, aby te wyprowadziły w końcu ruch tranzytowy, który zatruwa im życie. W końcu po to wybudowano kilka dużych tras, między innymi Trasę Generalską, Niepodległości czy ulicę Ciołkowskiego.
Choć i w tym przypadku można mieć wątpliwości, ponieważ prezydent z urzędnikami zaklinali się w różnych językach, że te trasy mają służyć mieszkańcom, a nie TIR-om.
Życie zweryfikowało dość brutalnie kto po tych arteriach jeździ, a jeszcze brutalniej zweryfikowało braki analiz połączeń komunikacyjnych pomiędzy nimi. Na przykład na ulicy Piastowskiej jeździ pełno TIR-ów, choć ich tam być nie powinno.
Za to na Ciołkowskiego – od ronda Meyera do Sulika – TIR-ów uświadczyć się nie da. Bo to fragment drogi wojewódzkiej a nie krajowej, więc ruch tranzytowy po wojewódzkiej drodze nie pojedzie, bo nie może. Może za to jeździć Piastowską, więc jeździ.
Kuriozalnie tłumaczyli się ostatnio prezydenci, dlaczego nie można wyprowadzić TIR-ów z Piastowskiej na obrzeża miasta. Okazało się, że w miejskiej kasie nie ma pieniędzy na znaki drogowe. Co akurat ważne, bo te znaki miałyby być ustawione w takich miejscach, aby kierowcy TIR-ów widzieli, że można jechać innymi ulicami. Spece od wyliczeń wyliczyli, że za znaki drogowe informacyjne i tablice trzeba byłoby wydać nawet około miliona złotych – bo i potrzeba jeszcze przebudowy skrzyżowań.
– Żeby całkowicie wyeliminować ruch samochodów ciężarowych z ulicy Piastowskiej, trzeba zmienić oznakowanie, czyli postawić nowe znaki na przynajmniej 8 skrzyżowaniach, przebudować dwa skrzyżowania, co kosztować ma ok. 1 mln zł – mówił niedawno wyjaśniając sytuację Przemysław Tuchliński, zastępca prezydenta Białegostoku.
Bo tego oczywiście nie można było zrobić przed przebudową ulicy Ciołkowskiego, tylko teraz, gdy się okazało, że jest problem. Tak samo, jak nie można było zrobić innej rzeczy – wystąpić do ministra infrastruktury, by zmienił on kategorię drogi. Czyli zamienił kategorię ulicy Ciołkowskiego z drogi wojewódzkiej na krajową.
Dlatego być może za jakiś czas wszyscy usłyszą kolejny raz o niedobrym rządzie pisowskim, który ociąga się z decyzją, gdy samemu zawaliło się sprawę na całej długości przebudowywanej ulicy Ciołkowskiego od ronda Meyera do Sulika.
Ale być może nie będzie tak źle. Prezydenci poszli w końcu po rozum do głowy i popracują nad tym, żeby mieszkańcy z osiedla Piasta i Sybiraków zostali uwolnieni od TIR-ów. Pomysł jest taki, żeby ustawić jednak tablice informacyjne dla kierowców tranzytowych, z których dowiedzą się, że można pojechać Ciołkowskiego, a następnie ul. Dywizjonu 303 oraz ul. Kuronia.
Z tym, że kierowcy TIR-ów z takiej propozycji skorzystać będą mogli, a nie musieli. Za to będzie taniej, bo już nie milion złotych, tylko około 30 tysięcy ma kosztować ustawienie tablic informacyjnych, na co pieniądze mają się jednak znaleźć. I temat ich ustawienia ma się zamknąć z czerwcem tego roku.
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska
Źródło: ddb24.pl