W kinach w całej Polsce, w tym i w warszawskim kinie Kinoteka w Pałacu Kultury, kinomani mogą obejrzeć przygodowy amerykański film „Jurassic World: Dominion”. Rozrywkę niewymagającą wysiłku intelektualnego, która ckliwie epatuje widokiem dinozaurów, koni i kowboi radośnie razem hasających po łące.
Autorem scenariusza do tego filmu są Colin Trevorrow i Emily Carmichael, a reżyserem Colin Trevorrow. Tym siódmym filmie z cyklu Jurassic World” wystąpili: Chris Pratt, Bryce Dallas Howard, Laura Dern, Jeff Goldblum, Sam Neill, BD Wong, Omar Sy, Isabella Sermon, Justice Smith, Daniella Pineda, DeWanda Wise, Mamoudou Athie, Campbell Scott, Scott Haze i Dichen Lachman.
Film ukazuje świat współczesny, po którym rozlazły się dinozaury. Nikomu właściwie to nie przeszkadza, tak jakby inwazja nowych gatunków nie niszczyła dotychczasowego ekosystemu i zagrażała bytowi ludzi na ziemi.
Gady przedpotopowe są otoczone troską przez wszystkich ekologów, filantropów, korporacje, władze (które stają się coraz bardziej nieobecne w świecie zdominowanym przez korporacje – co akurat jest trafną obserwacją, choć pewnie jedną z kilku przypadkowych), a nawet robotników. Problemem są tylko przemytnicy i nielegalni hodowcy dinozaurów.
Pozytywnych bohaterów filmu jest wielu: kowboj hodujący na prowincji USA dinozaury i jego rudowłosa konkubina (opiekujący się nastolatką, którą chce pozwać zła korporacja), nastolatka będąca mutantem ludzkiego i dinozaurzego DNA, parka starszawych naukowców chcących udowodnić zbrodnicza działalność korporacji GMO, naukowcy z ośrodka GMO dinozaurów, którzy chcą ujawnić prawdę o zbrodniach korporacji, czarnoskórzy agenci infiltrujący przemytników dinozaurów, czarnoskóra przemytniczka, która pomaga kowbojowi i jego rudowłosej konkubinie. Złymi zaś bohaterami są tradycyjnie biali. Filantrop swojacy na czele korporacji o wyglądzie Billa Gatesa i jego psychopatyczna seksowną pomocnica.
Kowboj, gdy siepacze korporacji porywają jego nastolatkę, wraz ze swoją rudowłosą konkubiną, dzięki pomocy agenta CIA ruszają na Maltę, by uratować porwaną nastolatkę i porwanego razem z nastolatką mieszkającego po sąsiedzku nieletniego dinozaura.
Film, choć nie absorbujący intelektualnie, należy docenić za motyw złej korporacji, która zmutowała genetycznie szarańcze, by były gigantyczne i zżerały naturalne uprawy zbóż, nie ruszając upraw GMO z ziarna wyprodukowanego przez owa korporacje (co doskonale wpisuje się w obecną covidową sytuacje) – cudownie ukazana jest obojętność władz i ludzi dla tego apokaliptycznego zagrożenia.
Celnie w filmie ukazana jest kwestia tego, że korporacje dla swojej zbrodniczej działalności na rzecz zdobycia monopolu i zysków, aby swobodnie działać, kreują się na naukowców mających na celu dobro ludzkości (wykorzystanie inżynierii genetycznej dla leczenia chorób – kojarzy się to z tym, że preparat na skutki jedzenia nietoperzy to nie tradycyjna szczepionka, tylko nowatorski owoc inżynierii genetycznej, który ma modyfikować nasze komórki).
Walki, pościgi, efekty specjalne, i dinozaury zapewniają widzom rozrywkę niewymagającą wysiłku intelektualnego. Zapewne w imię politycznej poprawności, żaden z pozytywnych bohaterów (prócz rządowych agentów) nie ma broni palnej i nie strzela w samoobronie do dinozaurów. Non stop z ekranu słyszymy politycznie poprawne brednie o zaletach koegzystencji z dinozaurami.
W „Jurassic World: Dominion” kolejny raz śmieszy syndrom scenarzysty i reżysera ze słonecznej Kalifornii – bohaterowie w zimę po śniegu latają, tudzież pływają sobie pod lodem, w jesiennych lub letnich ubraniach nie odczuwając zimna.
„Jurassic World: Dominion” warto docenić za to, że jest to film, w którym nie ma gejów, ani wulgarnego erotyzmu czy obscenicznego amerykańskiego humoru (dowcipów o pierdzeniu). Wszyscy bohaterowie są heteroseksualni, a film kończy się happy endem. Minusem filmu są utopijna wiara w pozytywne skutki nauki i możliwość koegzystencji idyllicznej z dinozaurami.
Jan Bodakowski