Wojna z bolszewikami 1920 r. to starcie dwóch kultur Europy Wschodniej: wolności Rzeczypospolitej i ideału cara-samodzierżawcy, lecz także efekt czegoś gorszego: połączenia struktury imperium rosyjskiego z komunizmem – mówi PAP historyk prof. Andrzej Nowak o swojej nowej książce „Klęska imperium zła. Rok 1920”.
Polska Agencja Prasowa: W tytule swojej nowej książki odwołuje się pan profesor do metafory „imperium zła”, której po raz pierwszy użył w 1983 r. prezydent Ronald Reagan na określenie Związku Sowieckiego. Na ile rok 1920 jest kluczowy dla rozwoju „imperium zła” Lenina?
Prof. Andrzej Nowak: To pojęcie pojawiło się w konkretnym momencie historycznym – w czasie wznowienia zimnej wojny – i odwołuje się do połączenia dwóch słów. Pojęcie „imperium” ma swoje wzory w starożytności i oznacza siłę polityczną o wyjątkowej skali i ambicji uniwersalnej. Oznacza także w swoim łacińskim źródle pojęcie rozkazu – imperium to zatem możliwość wydawania rozkazu, dominacji nad innymi.
„Zło” jest z kolei dążeniem do zrealizowania ideologii, która ujawniła się w pełni już w 1917 r., kiedy bolszewicy dokonali przewrotu w Rosji. Ruszyła ona na Europę w roku 1920, chcąc podporządkować i zrealizować zmianę ludzkiej natury, odebrać prawa do wyższych uczuć religijnych, a także kultury tworzonej przez tysiąclecia w tradycji europejskiej, chrześcijańskiej i klasycznej. Chciano zastąpienia tego przemocą, która ociosa ludzką naturę i stworzy nowego doskonałego człowieka za cenę choćby milionów zabitych. Tak sobie właśnie wyobrażał Lenin możliwość zrealizowania marksistowskiej utopii i z tym zadaniem spuścił ze smyczy liczącą wtedy kilka milionów żołnierzy Armię Czerwoną. Ta wyprawa na Europę, która ruszyła latem 1920 r., została zatrzymana przez Polskę i w tym sensie była to klęska „imperium zła”.
PAP: W historii relacji polsko-rosyjskich można wskazać dziewięć wojen, a tylko w dwóch strona polska była ofensywna. W książce zauważa też pan profesor, że Rosja panowała nad obszarem Rzeczypospolitej przez 200 lat, a polskie doświadczenie „imperium zła” zaczęło się już w czasach rozbiorów. Na ile zatem wojna polsko-bolszewicka wpisuje się w historię długiego trwania napiętych relacji polsko-rosyjskich? Czy można ją traktować jako dziesiątą wojnę cyklu wojen polsko-rosyjskich?
Prof. Andrzej Nowak: W książce proponuję podwójną perspektywę spojrzenia na wojnę z bolszewikami. Jedną z nich jest ta, która mówi o wielowiekowym doświadczeniu konfliktów geopolitycznych, ale także konfliktu dwóch zasad i kultur politycznych, które sąsiadowały w Europie Wschodniej – kultura Rzeczypospolitej oparta na pojęciu obywatelstwa i indywidualnej wolności zderzała się z ideałem cara-samodzierżcy, który miał prawo, a w pewnym sensie nawet moralny obowiązek, zabrać wolność, podporządkować wszystkich swojej woli w imię imperialnego porządku.
To starcie z 1920 r., jakkolwiek twarde i tragiczne w doświadczeniach zwłaszcza dla Polski, nie mówi jednak wszystkiego o „imperium zła”. Tę drugą, głębszą i bez porównania gorszą od wszystkich doświadczeń naturę tego konfliktu tworzyło połączenie struktury imperium rosyjskiego z ideologią komunistyczną. Tradycja polskiego antykomunizmu rozwijała się już w XIX w. od Zygmunta Krasińskiego i jego „Nie-Boskiej komedii”. Ta refleksja nad zagrożeniem komunistycznym w dziwny sposób łączy się z proroctwem, które pierwszy sformułował właśnie Krasiński: że ideologia komunistyczna może się połączyć z systemem carskim. W XIX w. wydawało się to zupełnie absurdalne, ale Krasiński, a także inni idący za nim polscy myśliciele dostrzegli możliwość zetknięcia się tych dwóch ekstremów.
PAP: Pisze pan profesor, że największym politycznym partnerem dla Rosji na Zachodzie były Niemcy. To właśnie Niemcy były potencjalnie główną siłą komunistycznej ideologii w Europie. Kiedy zatem w planach bolszewickiego kierownictwa Polska zaczęła się jawić jako przeszkoda na drodze do Niemiec?
Prof. Andrzej Nowak: W kierownictwie partii bolszewickiej dominowało przekonanie, że rosyjska klasa robotnicza jest za słaba, by utrzymać koncepcję budowy nowego człowieka. Żeby zdominować przynajmniej Europę, potrzebne było zatem przerzucenie pomostu do kraju w centrum Europy, który dysponował największą klasą robotniczą i przemysłem, a ponadto był kolebką ideologii komunistycznej. To była istota rozważań geopolitycznych członków politbiura: Lenina, Trockiego, Kamieniewa i Stalina.
Patrzyli oni na Polskę już w 1918 r. – kiedy tylko ponownie pojawiła się na mapie – jako na przeszkodę. Stalin w swoim artykule z końca 1918 r. wręcz napisał o Polsce jako o „przepierzeniu”, a tę ściankę przegradzającą potęgę już zwycięskiego rosyjskiego proletariatu od gotującej się do rewolucji jeszcze większej siły proletariatu niemieckiego należało przebić pięścią Armii Czerwonej. Rozkaz Michaiła Tuchaczewskiego, dowódcy frontu zachodniego, z 2 lipca mówił jasno: „przez trupa białej Polski” – na Berlin. Z kolei Stalin idący z frontem południowo-zachodnim na Lwów, obiecywał Leninowi nie tylko Niemcy, ale także podbój całej południowej Europy aż do samych Włoch. Jak widać, te ambicje kierownictwa bolszewickiego były latem 1920 r. bardzo szerokie
PAP: Kiedy w polskich kręgach politycznych zdano sobie sprawę z zagrożenia ze strony bolszewickiej Rosji?
Prof. Andrzej Nowak: Stanowisko Romana Dmowskiego sprowadzało się do przekonania, że bolszewicy są zjawiskiem przejściowym, a bezpieczeństwo geopolityczne Polski powinno się opierać na ułożeniu sobie jak najlepszych stosunków z Rosją, ponieważ główne zagrożenie dla Polski leży na Zachodzie i tworzą je Niemcy. Nie chciał realizować nazbyt samodzielnej polskiej polityki wschodniej, ponieważ uważał, że państwa zachodnie chcą odbudować białą Rosję, a w związku z tym nie należy im przeszkadzać i specjalnie angażować się w działalność na Wschodzie. Polska nie powinna również szczególnie wspierać budowania niepodległej Ukrainy, gdyż na pewno byłaby ona źródłem wpływów niemieckich, a także żadna Rosja na niepodległą Ukrainę się nie zgodzi.
Z kolei Józef Piłsudski był zdania, że bolszewicy są poważnym zagrożeniem dla Polski i całego regionu Europy Wschodniej. Sądził, że aby trwale zabezpieczyć się przed nawrotem imperializmu rosyjskiego, trzeba zmienić kształt geopolityczny Europy Wschodniej. Nie da się go zbudować na zasadzie, jak myślał Dmowski: powiększyć tylko na wschodzie granicę Polski i uzyskać na to zgodę państw zachodnich oraz Rosji – bo to niemożliwe. Piłsudski zdawał sobie sprawę z tego, że Rosja nie pogodzi się z takimi stratami terytorialnymi, a Zachód będzie patrzył bez zrozumienia na polskie ambicje odgrywania istotnej roli w Europie Wschodniej. Zatem Polska wedle Piłsudskiego musi sama w tym korzystnym momencie, gdy granice są jeszcze nieustabilizowane, zmienić zasadniczo układ sił w Europie Wschodniej, realizując program federacyjny, w którym na wschód od Polski powstanie niepodległa i połączona sojuszem z Polską Ukraina, która ciężar dalszej walki z Rosją będzie dzieliła razem z Polską.
W 1920 r., kiedy bolszewicy stali u wrót Warszawy, naturalnie wśród polskich polityków występowały różnice. Jednak mimo tych dyskusji oraz wielkiego napięcia i lęku o przyszłość Polski w decydującym momencie Polacy byli razem. Widząc, że jego koncepcja obrony nie znalazła poparcia większości, Dmowski podał się do dymisji jako członek Rady Obrony Państwa, a Piłsudski mógł zrealizować swój projekt obrony państwa w tym krytycznym momencie.
PAP: Na ile dla Polaków wojna z lat 1919–1920 była wojną z Rosją o niepodległość Polski, a na ile z ideologią komunistyczną?
Prof. Andrzej Nowak: Oficjalne wystąpienia władz polskich z lata 1920 r. rzucają na to zagadnienie sprzeczne światło. Rozkaz Naczelnego Dowództwa w momencie rozpoczęcia wyprzedzającej ofensywy polskiej na Kijów, kiedy już było wiadomo, że bolszewicy przygotowują potężną ofensywę, która przez Białoruś ma ruszyć na Warszawę, mówił o zabezpieczeniu Polski przed imperializmem rosyjskim.
Natomiast wydane na początku sierpnia 1920 r. orędzie Rady Obrony Państwa mówiło o obronie przed bolszewikami i ideologią komunistyczną. Nie wolno zapominać o tym, że pod sztandarem tej walki obok Polaków stanęli Rosjanie, którzy chcieli walczyć o wolność swojej ojczyzny od bolszewizmu i utworzyli Rosyjski Komitet Polityczny przy Piłsudskim na czele z Borysem Sawinkowem, a nawet utworzyli formacje zbrojne, które razem z Polakami walczyły przeciwko bolszewikom.
Jednak dla kilkuset tysięcy polskich żołnierzy najprostsze skojarzenie w sierpniu 1920 r. było takie, że mają do czynienia z kolejną nawałą idącą ze Wschodu, żeby zlikwidować polską niepodległość. Trzeba przepędzić wroga, którego najazd kojarzył się z całą tradycją polskich walk o niepodległość, w której byli Kościuszko oraz powstańcy listopadowi i styczniowi, a to kolejne powstanie o polską niepodległość Polski udało się wygrać. Myślę, że ta właśnie interpretacja wojny jako kolejnej wojny z imperializmem rosyjskim w społeczeństwie polskim jest bardziej rozpowszechniona niż interpretacja ideologiczna.
PAP: W ówczesnej Europie poza „imperium zła” były jeszcze inne imperia – Francja, Wielka Brytania i USA – które znalazły się razem z Polską w jednym gronie zwycięskich państw. Jaka była ich rzeczywista polityka wobec Polski?
Prof. Andrzej Nowak: Stany Zjednoczone wycofały się z polityki europejskiej, a Senat nie ratyfikował Traktatu Wersalskiego. Prezydent Woodrow Wilson, po wylewie i zgorzkniały, nie chciał w ogóle angażować się w sprawy europejskie. Polsce pomogli jednak ochotnicy amerykańcy, w tym słynna Eskadra Kościuszkowska, która odegrała bardzo ważną rolę w walce z Konarmią Budionnego na froncie południowym. To zresztą historia ze swoistym epilogiem w postaci filmu „King Kong”, który nakręcił jeden z bohaterów tej eskadry, Merian C. Cooper, wykorzystując swoje doświadczenia jako lotnika broniącego polskiego nieba przed dziką siłą bolszewickiego imperializmu.
Francja rozumiała znaczenie niepodległej Polski i udzieliła jej pomocy, choć skromnej. Kilkuset oficerów francuskich, wśród których był młody kapitan Charles de Gaulle, znalazło się na froncie polskim, wspierając, może bardziej duchowo niż w rozstrzygający militarnie sposób, wysiłek wojska polskiego. Dużo większe znaczenie miała natomiast realna pomoc, jakiej udzielili Polsce Węgrzy, którzy przysłali przez Rumunię ogromny transport amunicji artyleryjskiej, a także karabinów.
Niestety negatywne dla Polski stanowisko zajęła Wielka Brytania. Rząd brytyjski pod kierunkiem premiera Davida Lloyda George’a wybrał linię porozumienia z Leninem. Lloyd George chciał doprowadzić do nowej wielkiej konferencji międzynarodowej w Londynie, która byłaby swojego rodzaju korektą Traktatu Wersalskiego, tym samym praktycznie wykreślając Polskę z mapy.
Premier Władysław Grabski udał się na początku lipca 1920 r. na konferencję w Spa, na której byli obecni przedstawiciele mocarstw zachodnich, i przedstawił prośbę o pomoc dla Polski. Brytyjski premier przeforsował bardzo trudne warunki tej pomocy, oznaczające bardzo duże okrojenie terenu Polski. Grabski zgodził się na te warunki, ale w zamian Lloyd George obiecał, że mocarstwa zachodnie, szczególnie Wielka Brytania, udzielą Polsce pomocy co najmniej materiałowej i wyślą wszystko to, co potrzebne, gdyby bolszewicy odrzucili te warunki, które Lloyd George im zaproponował.
Bolszewicy te warunki odrzucili i ruszyli do szturmu na Warszawę, a Lloyd George nie zrobił nic, żeby pomóc Polsce i dotrzymać układu, a wręcz sprzyjał blokadzie Polski, jaką ogłosili zwolennicy komunizmu w Europie. Szczególnie ohydną rolę odegrał wtedy rząd czechosłowacki. Prezydent Tomasz Masaryk stwierdził, że trzeba ogłosić, jak to ujął, kwarantannę Polski i nie przepuszczać żadnych transportów z pomocą dla niej. W swoim zaślepieniu ten antypolski polityk uważał, że kiedy bolszewicy zajmą Polskę, to zadowolą się tym i nie pójdą dalej. Z archiwów rosyjskich wiemy jednak, że plany bolszewików były zupełnie inne, a Pragę uważali za oczywisty, następny łup.
PAP: Jak ta wojna odcisnęła się w wyobraźni politycznej pokolenia zarówno tych, którzy bronili Warszawy w 1920 r., jak i tych, którzy chcieli ją zdobyć?
Prof. Andrzej Nowak: Oczywiście dla Polaków to zwycięstwo miało ogromne znaczenie, bo dodatkowo przekonało pokolenie wychowane w II Rzeczypospolitej, że wolność zawdzięczamy w bardzo dużej części sobie samym – wysiłkowi tego pokolenia, które stawiło czoła bolszewikom, ale też tym wcześniejszym, które walczyły o niepodległość.
Dla strony bolszewickiej natomiast to było doświadczenie klęski i głębokiego niepowodzenia, które miało bezpośrednie i praktyczne konsekwencje. Lenin stwierdził, że po tej klęsce Armii Czerwonej trzeba na dłuższy czas zrezygnować z eksportu rewolucji za pomocą siły zbrojnej. I rzeczywiście właściwie na dwadzieścia lat te wysiłki ustały, choć dalej stosowano za granicą propagandę i dywersję.
PAP: Stalinowi nie udało się osiągnąć tego, co obiecywał Leninowi w depeszach – szybkiego podboju Europy. W jakim stopniu przegrana bolszewików wpłynęła na postawę Stalina wobec Polski w czasie II wojny światowej?
Prof. Andrzej Nowak: Stalin przygotowując się do wielkiej nowej konfrontacji ze światem kapitalistycznym, skorzystał z momentu, w którym była możliwa współpraca z totalitarną III Rzeszą. Pakt Ribbentrop-Mołotow był rozgrywką Stalina z kapitalizmem i współpracą taktyczną z Hitlerem, aby zniszczyć cały świat kapitalistyczny. Jednak chciał zniszczyć przede wszystkim to „przepierzenie”, o którym pisał dwadzieścia lat wcześniej, czyli Europę Środkowo-Wschodnią, Polskę.
Można jednak również wskazać na dodatkowy aspekt straszliwego dzieła Stalina. Zbrodnia katyńska była w pewnym sensie zemstą Stalina za rok 1920, który był przykrym momentem w jego karierze, kiedy musiał się tłumaczyć ze swojego niepowodzenia pod Lwowem, a Trocki oskarżał go o niesubordynację. W 1940 r. Stalin miał swoistą szansę zemścić się za to niepowodzenie i to zrobił, wydając 5 marca 1940 r. wyrok na 22 tys. polskich jeńców, wśród których największą grupę stanowili oficerowie, którzy brali udział w tej zwycięskiej dla Polski, a przegranej dla strony sowieckiej i kompromitującej Stalina w 1920 r., wojnie.
PAP: Jak we współczesnej Rosji jest przedstawiana wojna polsko-bolszewicka? W jakim stopniu ten konflikt jest wykorzystywany propagandowo?
Prof. Andrzej Nowak: Nie wraca się przesadnie do tego momentu historycznego, poza jednym jego aspektem. Władze sowieckie w rozpadającym się już Związku Sowieckim zdecydowały się powiedzieć półprawdę o Katyniu i Michaił Gorbaczow zdecydował się ogłosić, że to NKWD zabiło polskich oficerów, choć nie zdobył się na to, żeby powiedzieć, iż stało za tym państwo sowieckie, bo zdawał sobie sprawę, że takie przyznanie wiąże się z odpowiedzialnością prawną. Jednocześnie tego samego dnia wezwał swoich propagandystów, aby poszukali anty-Katynia, by pokazać, że Katyń to detal, ponieważ Polacy zabili więcej Rosjan. Od tej pory zaczyna się konstruowanie straszliwej operacji, która ma pokazać, że w 1920 r. Polacy niemalże na zasadzie analogicznej z Katyniem zdecydowali się wymordować jeńców sowieckich.
Rzeczywiście zgodnie z ustaleniami, do których doszli już wcześniej także polscy historycy, zmarło 16–18 tys. spośród ponad 100 tys. jeńców wziętych do niewoli w 1920 r. Zmarli oni jednak nie na podstawie czyjegokolwiek rozkazu, ale w ogromnej większości na szalejące w tym czasie choroby zakaźne, przede wszystkim na różne formy tyfusu i dyzenterii (warto dodać, że w 1920 w całej Armii Czerwonej, bynajmniej nie w polskiej niewoli, zmarło na te choroby: 203 tys. żołnierzy). Stawianie znaku równości między tym a Katyniem stało się specjalnością propagandową współczesnego „imperium zła”, jakie odbudowuje w wersji propagandowej i historycznego kłamstwa Władimir Putin.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
źródło: dzieje.pl