Znany pisarz i działacz kresowy, Stanisław Srokowski, napisał list do szefa MSZ. Prosi w nim o interwencję w związku z ujawnieniem faktu ścięcia krzyża, postawionego na miejscu wymordowanej przez Ukraińców polskiej wsi na Wołyniu.
W środę Stanisław Srokowski, znany pisarz, publicysta i działacz kresowy, opublikował list otwarty do ministra spraw zagranicznych, prof. Zbigniewa Rau, w sprawie ścinanych przez Ukraińców krzyży, postawionych w miejscach zagłady Polaków, zamordowanych podczas ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego.
Srokowski pisze o sprawie w oparciu o relację Janusza Horoszkiewicza, opiekuna polskich miejsc pamięci na Wołyniu, działacza kresowego niezwykle zasłużonego dla upamiętniania ofiar zbrodni ukraińskich nacjonalistów oraz laureata nagrody Kustosza Pamięci Narodowej.
„Janusz Horoszkiewicz to bohater naszych czasów, ten od krzyży. Ten, co samotnie, bez pomocy państwa polskiego, postawił na miejscach ukraińskiej zbrodni 40 krzyży. Jeden z ostatnich krzyży postawił tam, gdzie niegdyś istniał przysiółek SUNIA. Krzyż zaniósł, można powiedzieć, na własnych ramionach. A historia była taka: Po ukraińskim napadzie w lipcu 1943 r. na Hutę Stepańską, w której z rąk Ukraińców padło ok. 600 Polaków, przybyło do Suni i w jej okolice wielu uciekinierów. Bandyci napadli także i na Sunię” – przypomina w swoim liście Srokowski.
„Po dziesięcioleciach Horoszkiewicz chciał zachować pamięć ofiar. Pojechał na tę ziemię, by postawić krzyże. Pomagali mu dobrzy ludzie. Pod krzyżami można się było pomodlić. Także pod krzyżem w dawnej Suni. Ale niedługo. Bowiem krzyż ktoś ściął. I nie ma już krzyża” – podkreśla pisarz.
„Krzyż ścięli, jak twierdzi Horoszkiewicz, funkcjonariusze SBU z Równego. Pozostała po Krzyżu tylko dziura w ziemi. Horoszkiewicz jednak tego symbolicznego mordu dokonanego na polskiej pamięci narodowej długo nie rozgłaszał. Nikomu w Polsce o nim nie mówił. Uważał, że Ukraińcy krzyż zwrócą, postawią na swoim miejscu. Bo to dobrzy ludzie. Tylko musi o to poprosić. I zaczął prosić. Napisał list do przewodniczącego tzw. Selrady, czyli tamtejszego urzędy gminnego” – czytamy w liście.
Srokowski zacytował też fragment listu Horoszkiewicza do lokalnych ukraińskich władz:
„W ubiegłym roku zwracałem się do Pana w sprawie ściętego krzyża w Suni, do dziś dnia nie otrzymałem odpowiedzi (…). O ścięciu krzyża w Polsce nikt się nie dowiedział (…). Moim celem jest głoszenie pojednania między naszymi narodami, a nie sianie złości. Krzyż dla nikogo wrogiem nie jest. Z Bogiem”.
Pisarz zaznaczył, że „krzyż jednak nie wrócił na swoje miejsce”, zaś „Horoszkiewicz otrzymał zakaz wjazdu na Ukrainę”. Dowiedział się też, z kim nie wolno mu się spotykać.
„ (…) banderowcy nie chcą, abym odnalazł następne Ostrówki lub Wolę Ostrowiecką (…). Życzliwi ostrzegali mnie, że jeśli będę utrzymywał kontakty z Panem, a Pan sprawę nagłośni, to do 3 lat zakazu dopiszą mi jeszcze zero. Pan jest głównym wrogiem banderowców, trzeba sobie dobrze zasłużyć, żeby tak kogoś określano”(…) – cytuje wiadomość od Horoszkiewicza Stanisław Srokowski.
„Oto ukraińska zemsta za chrześcijańską postawę Polaka. Za stawienie krzyży. Zaczyna się od ścięcia jednego krzyża, a jak państwo polskie nie zareaguje, będą ścinać następne” – zaznacza pisarz.
„Szanowny Panie Ministrze, prosimy o reakcję. Zwracamy się o interwencję. Sądzimy, że jest to też sprawa marszałka polskiego Sejmu, polskiego IPN -u i ambasadora Polski w Kijowie. Wszystkie te instytucje powinny się zająć tą skandaliczną sprawą. Polskie ofiary ukraińskiego ludobójstwa zasługują przynajmniej na krzyż i modlitwę. A polski obywatel ma prawo pochylić głowę nad dołami śmierci. Przyjacielska Ukraina jednak na to nie pozwala. Karze polskiego obywatela za stawienie krzyży. I odbiera mu prawo do modlitwy nad dołami śmierci” – podkreślił Srokowski.
„Panie Ministrze, polskie państwo zaniedbało te miejsca kaźni i pamięci. Ukraińskie państwo robi wszystko, by wszelkie ślady po ludobójstwie zniknęły. Liczymy na to, że Pan minister zajmie się tą bulwersującą i skandaliczną sprawą. I liczymy na godną odpowiedź” – czytamy zakończeniu listu, podpisanego przez Srokowskiego w imieniu Narodowego Forum Kresowego. Pod listem podpisało się już wiele osób, w tym działacze środowisk kresowych i eksperci.
Jak pisaliśmy, Janusz Horoszkiewicz od 12 lat co roku wyjeżdża w okolice Huty Stepańskiej, rodzinnej miejscowości swoich przodków, która z wraz z innymi ponad 20 miejscowościami w parafiach Huta Stepańska i Wyrka zostały wymordowane przez UPA w lipcu 1943 roku. W ciągu ostatnich 11 lat Janusz Horoszkiewicz postawił w okolicach Huty Stepańskiej około 40 głównie metalowych krzyży. Stanęły one na terenie nieistniejących już polskich wiosek, kościołów i cmentarzy, a także w miejscach, gdzie – według naocznych ukraińskich świadków – zakopane zostały ciała zamordowanych Polaków. Wszystko to realizował z aprobatą, a nawet z pomocą miejscowych ukraińskich władz wiejskich i zwykłych Ukraińców. Z wieloma udało mu się zaprzyjaźnić. Janusz Horoszkiewicz dotarł też do ponad 330 naocznych świadków ludobójstwa i zebrał ponad 2,5 tys. godzin relacji. Byli to zwykle 80-90-letni Wołyniacy, którym łut szczęścia pozwolił ujść z życiem z banderowskiego piekła i osiedlić się w powojennej Polsce. W archiwum pana Janusza znalazły się także wspomnienia szeregu najstarszych ukraińskich mieszkańców Wołynia, w tym także byłych członków ruchu banderowskiego.
W celu odnalezienia tych dołów śmierci Horoszkiewicz nawiązał kontakt z dwoma byłymi banderowcami, braćmi Witoszkami ze Stydynia Wielkiego, i, jak twierdzi, zaprzyjaźnił się z nimi. Mieli oni przejść duchową przemianę i nie utożsamiać się już z OUN-UPA. Horoszkiewicz liczył, że wskażą mu oni miejsca, gdzie leżą wspomniane ofiary. „Cały czas myślałem, jak o tę zbrodnię zapytać Aleksija Witoszkę, bo siłą rzeczy narzucały się pytania: czy twój brat był między nimi [zbrodniarzami – red.], a czy ty też rąbałeś i rabowałeś? Pytania dojrzewały i prawda w końcu wyszłaby na jaw, zabrakło tego jednego spotkania” – mówił Horoszkiewicz. SBU dowiedziała się jednak o planach Horoszkiewicza przejmując jego list do Aleksija Witoszka, w którym zawarł pytania przygotowujące go do ostatecznej rozmowy. Po tym działacz kresowy otrzymał zakaz wjazdu na Ukrainę a Aleksij Witoszek zabrał swoją tajemnicę do grobu.
- Przeczytaj: Horoszkiewicz: Ukraińcy obawiają się odkrycia wielkich dołów śmierci ze szczątkami ofiar OUN-UPA
- Przeczytaj: Stanisław Srokowski pisze do Ziobry ws. ścigania ocalałych z rzezi wołyńskiej: Proszę powstrzymać szaleństwa podległej Panu prokuratury
- Czytaj również: Stanisław Srokowski o skazaniu ocalonego z Rzezi Wołyńskiej: Prokuratorze, mnie też zamknij!
Facebook / Kresy.pl
Za: Bibula.com