Współcześnie – widok z Bukowej Góry na wieś Sochy k/Zwierzyńca powiat Zamość
Dla mieszkańców niewielkiej miejscowość koło Zwierzyńca 1 czerwca jest jak dzień Wszystkich Świętych. Nie ma rodziny, by nie pamiętali o kimś pochowanym na wojennym cmentarzu. Jednego dnia Niemcy zamordowali tu blisko 200 osób.
Wiele osób mówi, że historia ich miejscowości dzieli się na tą sprzed 1 czerwca 1943 i po tym dniu. Gdy zapytać wyszukiwarkę internetową o „Sochy” podpowie natychmiast „pacyfikacja wsi Sochy”. Lament dzieci, jęki rannych, wycie psów. Kłęby dymu z palących się gospodarstw i bardzo czerwone wstające słońce. Od tragedii w gminie Zwierzyniec na Zamojszczyźnie minęło 77 lat a świadkowie nadal widzą te obrazy.
Z relacji wynika, że Niemcy otoczyli wieś i mordowali mieszkańców bez względu na wiek czy płeć, a drewniane zabudowania podpalali. Ginęły całe rodziny. Później nadleciały samoloty, które zbombardowały i ostrzelały z broni maszynowej zarówno wieś, jak i pobliskie pola, gdzie ukrywali się mieszkańcy, którym udało się przeżyć pierwszą fazę masakry. Jak komentują historycy, był to pierwszy w okupowanej Polsce przypadek wykorzystania lotnictwa podczas pacyfikacji wsi.
– Dopiero później się okazało, że chodziło o pomoc partyzantom. Niemcy chcieli przeszkodzić ruchowi oporu, żeby mieszkańcy Soch nie pomagali ludziom z lasu. Straciłam ojca, zginęli ojca bracia i członkowie dalszej rodziny. Z rodziny mojego męża zginęło szesnaście osób. Z naocznych świadków, którzy przeżyli jest nas może jeszcze z ośmioro, może mniej – mówi pani Danuta Socha, która wówczas była 6-letnim dzieckiem. Z mamą i rodzeństwem siedziała w zbożu, patrząc na koszmarne sceny. Dzieci tulące się do zwłok rodziców. Dziadków błagających o litość dla wnuków. Rannych, którzy ginęli w płomieniach.
– Dawniej na Wszystkich Świętych i w rocznicę wydarzenia wyczytywano w kościele nazwiska zamordowanych, teraz już tego nie ma. Każdy to jakoś wspomina. Ale kto nie przeżył tylko o tym słyszy, to go nie uraża. Ci co przeżyli, wiedzą, że trudno to opowiedzieć. O stworzeniu cmentarza na końcu wsi zdecydował ówczesny wójt. Ludzie oddelegowani z okolicznych wiosek kopali doły. Nie wystarczyło trumien, nawet takich zbijanych z kilku desek. Żeby się piach nie sypał na twarze nakrywano ich płótnem, płaszczami, co tam było. Ciała dzieci kładli na ciałach matek – wspomina pani Danuta i dodaje, że od pierwszych powojennych lat były uroczystości upamiętniające pomordowanych, których pochowano tam gdzie żyli i pracowali.
Kobieta po pacyfikacji ukrywała się w lesie, później trafiła do obozu przejściowego w Zwierzyńcu, zwierzynieckiej ochronki i domu dziecka w Zamościu. Uważa, że o historii Soch, do których wróciła po wyzwoleniu i o ofiarach powinno się mówić jak najwięcej. Swoje wspomnienia publikowała w lokalnej prasie, jej relacje można znaleźć w książkach poświęconych tragicznym wydarzeniom z 1 czerwca 1943 roku.
Cmentarz w Sochach
Jak informuje tablica, to miejsce pochówku 167 osób. Nekropolia na bramie której wisi napis „Nie zabijaj” jest w dokumentach Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przy Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim, bo to cmentarz wojenny.
Co ciekawej jest jednym z nielicznych jakie znajdują się na prywatnym gruncie. Było to przedmiotem interpelacji radnego z Soch. Ryszard Maciejewski dopytywał o to kiedy gmina Zwierzyniec przejmie ten teren od właścicieli. Zwracał przy tym uwagę, że stan cmentarza i znajdującego się na nim pomnika jest coraz gorszy.
– Umowa jeszcze nie jest podpisana ale są wiążące uzgodnienia, że gmina wynajmie i opłaci geodetę a właściciele nieruchomości przekażą gminie wydzieloną działkę z cmentarzem – mówi Edyta Wolanin, sekretarz Zwierzyńca. Urszula Kolman, burmistrz Zwierzyńca w odpowiedzi na interpelację tłumaczyła, że gmina nie uchyla się od przejęcia i opieki nad cmentarzem. Na przestrzeni ostatnich lat trwały jedynie rozmowy o rozwiązaniu problemu, a pani burmistrz chce by wszystkie uregulowania i ustalenia miały formę pisemną.
Za: