Nasz Uniwersytet w dobie epidemii COVID-19. Czekamy!

Michał Kurek

Wczoraj ogłoszono stan epidemii

Jest sobota 21 dzień marca 2020 roku. Zaczęła się wiosna a my czekamy i martwimy się. Co prawda pierwszy polski pacjent zakażony koronawirusem wyzdrowiał i opuścił już szpital. Mimo to napływające informacje nie są krzepiące. Liczba osób zakażonych wzrosła do 536 osób, przy czym pięć z nich zmarło. W naszym województwie nie jest najgorzej. Zakażenie udokumentowano u 10 pacjentów. Ogłoszono stan epidemii, co jak stwierdził premier Morawiecki, ma zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu koronawirusa. Podwyższono kary za złamanie kwarantanny. Opozycja straszy wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Mimo tych przygnębiających informacji zauważam, że niebo jest dzisiaj błękitne. To piękny słoneczny dzień. Zawieszono zajęcia w szkołach i uniwersytetach. Nie bardzo wyobrażam sobie nauczanie medycyny na odległość. Dotyczy to też leczenia naszych pacjentów. To jeszcze jedna, promowana współcześnie utopia.

Czy potrafimy zatrzymać młodzież w domach, gdy zbiorowe poczucie lęku ustąpi miejsca nie mniej zbiorowemu poczuciu niefrasobliwości? W naszym akademickim Szpitalu na Pomorzanach zrobiło się pusto. Wstrzymano planowe hospitalizacje i zabiegi. Jaki los czeka tych, którymi „system” zajmie się później. Nietrudno odgadnąć. Chorzy przewlekle cierpią w swoich domach i czekają. Z zapisów tzw. specustawy1 i rządowych komunikatów wynika, że mamy polegać na rozwiązaniach systemowych. Znaczy to tyle, że mamy wykonywać polecenia urzędników. Na stronie o quasi medycznej nazwie „Puls biznesu” pojawiła się informacja o zapowiadanej nowelizacji ustawy antykryzysowej. Chodzi o wsparcie finansowe dla firm, urzędową regulację cen produktów, zawieszenie spłat pożyczek oraz zamianę kary więzienia na dozór elektroniczny2. Mowa jest o gospodarce i ludzkich zasobach. O losie chorego człowieka pozostawionego samemu sobie słyszymy niewiele. To niepokojące.

Czy rozwiązania systemowe okażą się wystarczające?

Odnoszę wrażenie, że wiara rządzących w skuteczność rozwiązań systemowych jest szczera. W oficjalnych wystąpieniach pojawiają się podziękowania kierowane do poszczególnych służb, także medycznych. Nie odnotowałem jednak przekazu nawiązującego do tradycyjnego etosu zawodu lekarza i innych zawodów medycznych. Przypuszczam, że znam przyczynę. Jesteśmy postrzegani jako elementy systemu. Wiadomo, że etos o którym mowa nie przystaje do realizowanego konsekwentnie projektu przekształcania uniwersytetów i szpitali w przedsiębiorstwa. Wiąże się z tym inna moralność. Przed dwoma laty pojawił się projekt kodeksu etyki przewidziany dla pracowników naszego Uniwersytetu, a w nim zapis „Pracownik lojalnie i rzetelnie wykonuje polecenia przełożonych bez względu na własne przekonania i poglądy”.

Na szczęście Rektor interweniował i projekt przepadł. Niepokój pozostał. Trudno się dziwić. Podobny przekaz kojarzymy z carem Piotrem Wielkim3. W roku ubiegłym pojawił nie mniej kuriozalny „Kodeks Etyki Pracownika SPSKNr2”4. Zapytałem Rektora wprost, czy uważa za rzecz normalną, by dyrektor będący z wykształcenia wojskowym narzucał nowy kodeks moralny lekarzom? To niezręczne pytanie. Dlatego starałem się sprowadzić je do absurdu. Wspomniałem o Korei Północnej. Spojrzał na mnie i nie odpowiedział. Nie potrafiłem odgadnąć czy jest zrezygnowany, czy tylko zmęczony.

Jeżeli rozwiązania systemowe zawiodą pozostaną nam tylko misja i etos

Myślę o misji naszej Szkoły, w której umieściliśmy zapis „Odróżniamy ponadczasowy etos Uniwersytetu od misji będącej odpowiedzią na wyzwania współczesności”. Są tam też słowa o konieczności poszukiwania „złotego środka” między nie przystającymi do siebie systemami wartości5. Mam wrażenie, że do misji i etosu będziemy zmuszeni wrócić. Z epidemią nie radzą sobie Włosi, gdzie zmarło już 4825 osób. Nie jest dobrze w Hiszpanii. Dotychczas zmarło tam 1326 osób, a zakażenie koronawirusem udokumentowano w 25 tysiącach przypadków1. Być może to niestosowne, ale trudno tego nie skomentować. Dlaczego kraj liczący 46 milionów mieszkańców nie radzi sobie z epidemią o tak ograniczonym zakresie? Wypada przyjąć, że możliwości „systemu” okazały się niewystraczające. Równocześnie zdecydowano się na wdrożenie rozwiązań systemowych dotyczących moralności. Przed kilkoma dniami na stronie o nazwie „Puls biznesu” pojawiła się informacja z której wynika, że „wobec skali kryzysu lekarze będą musieli wybierać kogo kierować na oddziały intensywnej terapii”. Wiadomo, że w czasach wojny, epidemii i innych zdarzeń, których skutkiem jest duża liczba poszkodowanych, takie rozwiązania były i są stosowane. Zwróciłem jednak uwagę na kryteria selekcji i zdanie „Kryteria to między innymi szansa na przeżycie pacjenta, oczekiwana długość życia oraz wartość społeczna osoby”.

W uzasadnieniu jest mowa o „maksymalizacji dobra wspólnego”, „wskazywaniu alternatywnych rozwiązań pacjentom odrzuconym”, „wskaźniku QALY, wyrażającym długość życia skorygowaną o jego jakość”, jak też zalecenie by pacjentów diagnozować „globalnie”. To dlatego należy kierować się także wspomnianą wyżej „wartością społeczną ratowanych osób”. Przez wiele lat pracowałem jako lekarz szpitalnych izb przyjęć i pogotowia ratunkowego. Medycynę uprawiać można na dwa sposoby. Zalecany wyżej nie jest nowy. Uwalnia lekarza od obowiązku polegania na nakazach własnego sumienia i rozumu. Tym razem to pomysł Grupy Roboczej Bioetyki Hiszpańskiego Stowarzyszenia Medycyny Ratunkowej oraz Hiszpańskiego Stowarzyszenia Medycyny Internistycznej6. Czy wypada o tym pisać mając do czynienia z epidemią której skutków nie sposób przewidzieć? Oczywiście, że warto! Podobne rozwiązania mają swoich zwolenników także w naszym kraju. Warto przypomnieć, że za czasów poprzedniej ekipy rządzącej wyceniono wartość życia ludzkiego. Nie wzbudziło to entuzjazmu społeczeństwa. W 2013 roku się komunikat następującej treści. Ile kosztuje życie Polaka? Szokująca wycena! z komentarzem „ Skandalicznie nisko ceni ludzkie życie nasz rząd. Dla urzędników życie warte jest 300 tysięcy złotych. To maksymalne kwota odszkodowania i zadośćuczynienia za skutki niewłaściwego leczenia określona przez ministerialne rozporządzenie”7. To nie jest właściwa chwila na debatę z rodzimymi zwolennikami „nowych kodeksów etyki”. Wypada jednak liczyć się z sytuacją w której rozwiązania systemowe okażą się niewystarczające. Czy ludzie pozostawieni sami sobie zaufają urzędnikom i zwolennikom nowej systemowej „moralności”?

Lęk i nadzieja na ocalenie

Pamięć minionych zagrożeń zakorzeniona jest w naszej zbiorowej pamięci. Przypomniałem sobie słowa „od powietrza, głodu ognia i wojny wybaw nas Panie”8. Poczułem się zaskoczony. Po chwili zrozumiałem dlaczego. Przecież to fragment modlitwy, którą słyszałem w czasach mojego dzieciństwa. Podążyłem tym tropem. Surfując po internecie natrafiłem na tekst, którego fragment wydaje się odpowiadać nie tylko moim wspomnieniom i emocjom.

Wśród wszystkich klęsk elementarnych, jakie od wieków nawiedzały ludzi, największy lęk budziły epidemie, nazywane w przeszłości zarazą morową, morem, powietrzem. Bano się ich bardziej niż wojny, pożogi i głodu, napawały poczuciem bezradności, uświadamiały znikomość ziemskiego życia.

(..) Po zarazach pozostały nie tylko kapliczki i notatki w kronikach, ale także nazwy topograficzne, którymi określano miejsca zbiorowych mogił, jak np. Cholerne, Cholerzyn, Groby, Mory, Morzyce, Trupienie itp. Nieomal każda polska wieś ma swoją morową mogiłę lub kapliczkę. Pamięć o wielu z nich zatarł czas, inne nadal otaczane opieką przypominają o jednej z najstraszniejszych klęsk z przeszłości, a wierni do dzisiaj modlą się śpiewając w Suplikacjach: od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie.9

Pisząc o lęku i nadziei na ocalenie jednostek, warto zauważyć, że jesteśmy potomkami tych którzy przeżyli minione epidemie. Będąc lekarzem, czy też innym fachowym pracownikiem medycznym trudno nie zauważyć, że człowiek chory i niepewny własnej egzystencji nie liczy na system. Liczy na pomoc drugiej osoby. Czeka na lekarza, pielęgniarkę, lub ratownika który zwróci na niego szczególną uwagę i okaże się mądrym oraz dobrym człowiekiem. To oczekiwanie jest stare i sięga początków naszej kultury. Rzecz nie będzie jednak o Sokratesie i Hippokratesie, lecz o Tukidydesie. Co ciekawe wyżej wymienieni żyli w tych samych trudnych czasach. Tukidydes opisał wojnę peloponeską (431 – 404 p.n.e.) i epidemię w 430 roku, której ofiarą padło od 75 – 100 tysięcy (około 25%) mieszkańców Aten [1].

Kim był Tukidydes?

Urodził się między 471 a 460 p.n.e. w zamożnej rodzinie arystokratycznej. Był strategiem na wyspie Tazos przez co uczestniczył w działaniach wojennych. W 424 p.n.e. nie zdążył na czas z odsieczą do Amfipolis. Ateńczycy przegrali bitwę. Warto przypomnieć, że uczestniczył w niej Sokrates. Był hoplitą (żołnierzem ciężkozbrojnej piechoty) [2]. To niepowodzenie sprawiło, że udał się na dobrowolne wygnanie. Do Aten wrócił tuż po wojnie i epidemii. Dziełem jego życia jest książka Wojna peloponeska, w której szczegółowo opisał także epidemię. Czytano ja pilnie w czasach rzymskich. Po upadku Imperium książka poszła w zapomnienie. Przetrwała w Cesarstwie Bizantyjskim skąd trafiła do Europy. Przetłumaczona na łacinę ukazała się po raz pierwszy w 1502 roku. Zauważono, że Tukidydes w nowatorski sposób podszedł do problemu religii. Odrzucił bezpośrednią ingerencję bogów w bieg historii [3]. Przeczytajcie co napisał epidemii i postawach dotkniętych nią ludzi. Nietrudno odgadnąć jego intencje. Pisał dla potomnych, czyli dla nas. Czy natura ludzka uległa zasadniczej przemianie? Czy w obliczu epidemii ludzie pozostawieni sami sobie będą zachowywali się podobnie? Dla ułatwienia lektury wprowadziliśmy podtytuły (inicjatywa autora).

Epidemia według Tukidydesa – fragment książki „Wojna peloponeska”[4]

Okoliczności pojawienia się epidemii

….dobiegł do końca pierwszy rok wojny. Natychmiast zaś z nastaniem lata Peloponezyjczycy i ich sprzymierzeńcy z dwiema trzecimi swoich sił, podobnie jak za pierwszym razem, wpadli do Attyki pod dowództwem króla lacedemońskiego10 Archidamosa, syna Dzeuksydamosa, i rozbiwszy obóz pustoszyli kraj. W niewiele dni po ich wkroczeniu do Attyki pojawiła się po raz pierwszy w Atenach zaraza, która, jak mówiono, szalała przedtem na Lemnos i w wielu innych okolicach; nigdzie jednakże nie wspominano o tak wielkim nasileniu epidemii i o tak wielkiej śmiertelności wśród ludzi jak w Attyce. Lekarze bowiem nic nie mogli pomóc, gdyż na początku leczyli bez znajomości choroby – zresztą sami najliczniej umierali, stykając się ciągle z chorymi – w ogóle żadna ludzka sztuka nic nie pomagała; również modlitwy w świętych miejscach, rady zasięgane u wyroczni i inne tego rodzaju sposoby zawodziły; w końcu poddano się złu z rezygnacją.

Epidemia zaczęła się, jak mówią, najpierw w Etiopii, na południe od Egiptu, potem przedostała się do Egiptu i Libii i do wielkich połaci państwa perskiego. Do Aten zaś wtargnęła nagle i najpierw zaatakowała mieszkających w Pireusie; dlatego opowiadano, że Peloponezyjczycy zatruli studnie, źródeł bowiem nie było tam jeszcze podówczas. Potem zaraza dotarła do górnego miasta i śmiertelność wśród ludzi wzrosła. O chorobie tej niechaj mówi każdy – czy to lekarz, czy laik – według swego uznania, niech mów o jej prawdopodobnym pochodzeniu i podaje przyczyny, jakie jego zdaniem zdolne są wywołać tak straszne zmiany; ja ograniczę się do opisu jej przebiegu i podam oznaki, po których można będzie tę chorobę rozpoznać, jeśliby się jeszcze kiedyś pojawiła; sam bowiem chorowałem na nią i widziałem innych, którzy na nią zapadli. Tego lata według powszechnej opinii nie występowały prawie wcale zwykłe choroby; jeśli nawet ktoś zachorował na coś, choroba ta przechodziła potem w zarazę. Ludzie w pełni zdrowia zapadali na nią nagle i bez żadnej przyczyny.

Opis objawów choroby

Pierwszym objawem była silnie rozpalona głowa, oczy zaczerwienione i piekące; jama ustna i język nabiegały krwią, oddech stawał się nieregularny i miał przykry zapach; następnie pojawiał się ka- tar i chrypka, a po niedługim czasie choroba atakowała płuca i pojawiał się silny kaszel; kiedy zaś zaatakowała żołądek, występowały nudności i wszelkiego rodzaju wymioty żółcią, jakie tylko lekarze rozróżniają dając im rozmaite nazwy; to wszystko połączone było z wielkimi bólami. Wielu chwytała pusta czkawka z silnymi skurczami, które u jednych przechodziły szybko, u innych trwały znacznie dłużej. Ciało chorego przy dotknięciu nie wydawało się zbyt rozpalone; nie było także blade, lecz zaczerwienione, sine i pokryte pęcherzykami i wrzodami; wewnątrz zaś chory był tak rozpalony, że nie mógł znieść nawet najlżejszego odzienia ani najdelikatniejszego nakrycia, lecz chciał leżeć nago, a najchętniej rzuciłby się do zimnej wody. Wielu pozostawionych bez opieki, a dręczonych nie dającym się ugasić pragnieniem, rzucało się istotnie do cystern; zresztą na jedno wychodziło, czy ktoś pił więcej, czy mniej. Również niepokój i bezsenność dręczyły chorych ustawicznie. Ciało w czasie największego nasilenia choroby nie marniało, lecz wykazywało wśród tych bólów zadziwiającą odporność, tak że przeważnie umierali w siódmym albo dziewiątym dniu ulegając wewnętrznej gorączce, chociaż mieli jeszcze trochę sił; jeśli zaś ten dzień przetrzymali, umierali później z osłabienia, kiedy choroba zaatakowała podbrzusze wywołując silne ropienie i nieustanną biegunkę. Choroba bowiem zaczynając od głowy przechodziła przez całe ciało w dół. Jeśli komuś udało się przetrzymać najgorsze, to jednak pozostawały ślady: choroba rzucała się bowiem na genitalia, na palce rąk i nóg i powodowała utratę tych części ciała, u niektórych także i oczu. Zdarzało się, że ludzie natychmiast po wyzdrowieniu tracili pamięć, nie zdawali sobie sprawy, kim są, i nie poznawali swych krewnych. W ogóle zaraza ta przewyższała wszystko, co się da opisać. Wybuchała z niebywałą siłą, a tym przede wszystkim różniła się od innych chorób, że ptaki i te czworonogi, które spożywają mięso ludzkie, mimo że było wiele trupów nie pochowanych, nie zbliżały się do nich, a jeśli się zbliżyły, ginęły po pierwszych kęsach. Dowodzi tego również zupełny zanik tego gatunku ptaków; nie widziało się ich ani przy zwłokach, ani gdzie indziej. Najlepiej zaś można było obserwować śmiertelne skutki na psach, jako na zwierzętach towarzyszących stale człowiekowi. Taki był ogólny obraz tej choroby, pomijając inne niezwykłe objawy występujące w rozmaitych formach tu i ówdzie sporadycznie. Żadna inna choroba nie występowała w tym okresie, a jeśli się gdzieś pojawiła, zawsze w końcu przybierała formę zarazy. Jedni umierali z braku opieki, inni mimo najstaranniejszej opieki. Nie było też ponoć żadnego lekarstwa, którego zastosowanie zapewniałoby powrót do zdrowia; to bowiem, co pomagało jednym, szkodziło drugim. Obojętne też było, czy ktoś miał konstytucję fizyczną silną, czy słabą; wszystkich kosiła ta zaraza na równi, nawet tych, których leczono wszelkimi środkami. Najgorszą zaś rzeczą w tym nieszczęściu była depresja psychiczna, występująca u każdego, kto poczuł się chory tracił bowiem nadzieję i poddawał się chorobie, pozbawiony odporności.

Cierpienie chorych i postawy zdrowych Ateńczyków

Straszny był również fakt, że przy pielęgnowaniu chorych jeden zarażał się od drugiego i umierali wskutek tego jak owce; to wywoływało największe spustoszenie. Jeśli bowiem unikano chorych z obawy, ginęli oni w osamotnieniu; wiele też domów całkiem wymarło z braku opieki. Jeśli zaś ktoś zbliżył się do chorego, ginął. Przede wszystkim ginęli najbardziej ofiarni: honor nie pozwalał im bowiem oszczędzać własnego życia i odwiedzali przyjaciół nawet wtedy, gdy domownicy złamani nieszczęściem przestawali w końcu zwracać uwagę na jęki konających. Najwięcej jednak stosunkowo współczucia okazywali umierającym i chorym ci, którzy przeszli szczęśliwie chorobę, ponieważ znali te cierpienia, a sami byli już bezpieczni: dwa razy bowiem nie atakowała choroba nikogo, w każdym razie nawrót jej nie był śmiertelny. Uważano ich powszechnie za szczęśliwych, a i oni sami również byli uradowani żywiąc nieuzasadnioną nadzieję, że w przyszłości żadna inna choroba ich nie zmoże.

Prócz tego nieszczęścia dokuczała Ateńczykom także przeprowadzka ludzi ze wsi do miasta; była ona w niemniejszym stopniu dokuczliwa dla przybyszów co dla mieszkańców miasta. Z braku mieszkań ludzie tłoczyli się w dusznych barakach – a było to lato – i umierali w zupełnym chaosie; trupy leżały stosami, chorzy tarzali się po ulicach i wokół źródeł na pół żywi z pragnienia. Także świątynie, gdzie mieszkali, pełne były trupów; ludzie umierali tam na miejscu.

Kiedy zaś zło szalało z ogromną siłą, a nikt nie wiedział, co będzie dalej, zaczęto lekceważyć na równi prawa boskie i ludzkie. Odrzucono wszystkie zwyczaje pogrzebowe, których się dawniej trzymano; każdy grzebał trupy, jak mógł. Wielu z powodu licznych wypadków śmierci w rodzinie nie miało środków do palenia zmarłych i wpadło po prostu w bezwstyd; kiedy bowiem kto inny zbudował stos, uprzedzali go i położywszy na nim swego zmarłego podpalali; inni zaś, kiedy cudzy stos się palił, dorzucali zwłoki swego bliskiego i odchodzili. Zaraza była pierwszym hasłem do szerzenia w mieście także innego rodzaju bezprawia. Dawniej oddawano się użyciu po kryjomu, teraz jawnie korzystano z chwili widząc, jak szybko umierają bogacze, a ich majątki przejmują biedni. Każdy chciał prędko i przyjemnie użyć życia uważając zarówno życie jak pieniądze za coś krótkotrwałego. Nikt nie miał ochoty trudzić się dla cnoty; uważał bowiem, że nie wiadomo, czy nie umrze wcześniej, nim ją osiągnie; uchodziło za piękne i pożyteczne to, co było przyjemne i służyło rozkoszy. Ani obawa przed bogami, ani żadne prawa ludzkie nie krępowały nikogo. Jeśli idzie o bogów, ludzie uważali, że pobożność tak samo nie ma żadnego znaczenia, jak i obojętność religijna; widzieli bowiem, że wszyscy na równi giną. Z pogwałcenia zaś praw ludzkich nikt sobie nic nie robił, bo nikt nie był pewien, czy doczeka wymiaru sprawiedliwości; o wiele cięższy wyrok wisiał nad nim już teraz w postaci zarazy, dlatego każdy chciał przynajmniej użyć życia, zanim go choroba dosięgnie.

Próby wyjaśnienia przyczyn epidemii

Takie to nieszczęście spadło na Ateńczyków; w mieście ludzie marli, za miastem nieprzyjaciel pustoszył pola. W tym nieszczęściu, co jest rzeczą zrozumiałą, przypomniano sobie także przepowiednię, która – jak starsi ludzie mówili – z dawien dawna była znana: Przyjdzie wojna dorycka, a z nią nadejdzie zaraza”. Spór więc powstał między ludźmi; niektórzy utrzymywali, że dawni wróżbiarze mówili nie o lojmos (o zarazie), lecz o limos (o głodzie). Naturalnie w wczesnej sytuacji zwyciężyło zapatrywanie, że mowa była o zarazie: ludzie bowiem stosowali słowa wyroczni do tego, co ich bolało. Jeżeli jednak, jak sądzę, dojdzie kiedyś jeszcze do jakiejś drugiej wojny doryckiej i zdarzy się, że będzie głód, prawdopodobnie objaśniając wyrocznię będą mówić o głodzie. Ci zaś, którzy znali wyrocznię udzieloną Lacedemończykom, przypomnieli sobie, że na pytanie Lacedemończyków, czy należy podejmować wojnę, odpowiedział bóg, że jeśli będą ją prowadzić energicznie, odniosą zwycięstwo, oraz że on sam im dopomoże. Otóż wydawało się, że wypadki zgadzają się z tą przepowiednią: zaraza bowiem wybuchła wnet po wkroczeniu Peloponezyjczykw. Nie dotarła prawie całkiem na Peloponez, co jest warte podkreślenia, lecz najwięcej szalała w Atenach, później zaś także na innych obszarach o gęstym zaludnieniu. Taki oto był przebieg zarazy. [4]

Dzisiaj wiemy, że Ateńczycy mieli do czynienia z epidemią duru brzusznego

Szczegółowy opis objawów i okoliczności przenoszenia się choroby sprawił, że później próbowano kojarzyć je z: 1) z durem brzusznym, 2) tyfusem plamistym, 3) ospą, 4) odrą. Spór rozstrzygnięto w 2001 roku kiedy to w Atenach odnaleziono masowy grób z tamtych czasów. W szczątkach szkieletów trzech osób zidentyfikowano materiał genetyczny pałeczek duru brzusznego (Salmonella enterica serowar typhi) [5].

Czy Hippokrates musi odejść?

Tukidydes nie wspomina o Hippokratesie, który na prośbę Peryklesa miał przyby

do Aten by pomóc w walce z epidemią. Jego zaleceniem miało być między innymi palenie zwłok co uznano za zabieg skuteczny [6]. Etos medycyny kojarzonej z tamtą epoką i postacią Hippokratesa przetrwał do dzisiaj. Wystarczy przeczytać Kodeks Etyki Lekarskiej. W artykule 2 jest zapis „Najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego -salus aegroti suprema lex esto. Mechanizmy rynkowe, naciski społeczne i wymagania administracyjne nie zwalniają lekarza z przestrzegania tej zasady” [7]. Trudno nie zauważyć, że ten imperatyw nie przystaje do opisanych wyżej założeń moralności „systemowej”.

Kojarzona z Hippokratesem przysięga lekarska przetrwała czasy greckie i okres Imperium Rzymskiego. W chrześcijańskiej Europie usunięto z niej jedynie inwokację do bogów greckich. Zastąpiono ich „Bogiem wszechmogącym w Trójcy Jedynym” [8]. Uważamy, że zrywanie ciągłości naszej europejskiej kultury pogarsza nie tylko kondycję medycyny, ale także naszą własna. To powód dla którego wróciliśmy do epidemii, która miała miejsce 24 wieki temu. Czy wydarzenia, które wydają się tak odległe mają dzisiaj znaczenie? Mają ponieważ czas, także historyczny, jest pojęciem względnym. To zaledwie 80 (2400: 30 = 80) ludzkich pokoleń. Czy sięgający tamtych czasów etos zawodu lekarza i innych profesji medycznych przetrwa współczesną epidemię? Pragnę wierzyć, że przetrwa [9].

Źródła

  1. Littman RJ: The plague of Athens: epidemiology and paleopathology. Mt Sinai J Med. 2009; 76:456-467
  2. Laertios D. Żywoty i poglądy słynnych filozofów. Biblioteka Klasyków Filozofii. Wyd. PWN 2012; 89
  3. Tukidydes: https://pl.wikipedia.org/wiki/. W oparciu o: Tukidydes Słownik pisarzy antycznych, pod red. A. Świderkówny, Warszawa 2001 [Dostęp 21.03.2020]
  4. Tukidydes: Wojna peloponeska: http://biblioteka.kijowski.pl/antyk%20grecki/%20tukidydes%20-%20wojna%20peloponeska.pdf [Dostęp 21.03.2020]
  5. Cunha BA: The cause of the plague of Athens: plague, typhoid, typhus, smallpox, or measles? Infect Dis Clin Am 2004; 18: 29-43
  6. Grammaticos PC, Diamantis A: Useful known and unknown views of the father of modern medcine, Hippocrates and his teacher Democritus. Hell J Nucl Med. 2008; 11: 2-4
  7. Kodeks Etyki Lekarskiej: https://nil.org.pl/uploaded_images/1574857770_kodeks-etyki-lekarskiej.pdf
  8. Muszala A: „Przysięgam na…” – formy przyrzeczenia lekarskiego od starożytności do dziś. Medycyna Praktyczna:
  9. Muszala A: Hipokrates i Miłosierny Samarytanin do lamusa? Medycyna Praktyczna https://www.mp.pl/etyka/podstawy_etyki_lekarskiej/31708,hipokrates-i-milosierny-samarytanin-do-lamusa

Rycina 1

Tukidydes. Źródło: http://de.wikipedia.org/wiki/Bild:Thukydides.jpg [Baumeister: Denkmäler des klassischen Altertums. 1888. Tom III; strona 1809]

Papirus Oxyrhynchus 16 oznaczany jako P.Oxy.I 16 – fragment czwartej księgi (rozdziały 36-41) Wojny peloponeskiej Tukidydesa. Odkryty przez Bernarda Grenfella i Arthura Hunta w 1897 roku w Oksyrynchos (współczesny Egipt). Fragment jest datowany na I wiek n.e. Przechowywany w The University Museum biblioteki Uniwersytetu w Pensylwanii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Papirus_Oxyrhynchus_16#/media/Plik:P._Oxy._16.jpg

1 https://polskatimes.pl/epidemia-koronawirusa-raport-minuta-po-minucie-o-sytuacji-w-polsce-i-na-swiecie-21-marca/ar/c1-14872577

2 https://www.pb.pl/tarcza-antywirusowa-jest-prawie-gotowa-985949

3 Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak, by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego. Źródło Wikipedia https://pl.wikiquote.org/wiki/Piotr_I_Wielki (Dostęp 13.03.2019)

4 Zarządzenie Dyrekcji SPSKNr2 PUM. Nr 206/2019

5 Misja PUM. Uchwała Nr 63/2019. Patrz także https://www.pum.edu.pl/aktualnosci/2020/misja-pum-z-udzialem-studentow (Dostęp 21.03.2019)

6 https://www.rynekzdrowia.pl/Polityka-zdrowotna/Hiszpania-w-kryzysie-lekarze-opracowali-kryteria-selekcji-pacjentow,204567,14.html (Dostęp 21.03.2019)

7 https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/ile-kosztuje-zycie-polaka-rzad-zrobil-wycene/kjfdq3c. Cytat: Według ministra zdrowia życie ludzkie warte jest 300 tys. zł maksymalnie! Ale według niezależnych ekspertów kwota ta to… ponad dwa miliony złotych. Bo taki majątek wypracowuje przeciętny Polak przez swoje życie. To 12 miesięcy razy 3500 złotych pensji razy 47 lat pracy. 12 mies. x 47 lat x 3500 zł = 1 974 000 zł (Dostęp 21.03.2020)

8 Tekst modlitwy: http://www.biblijni.pl/modlitwy/17_suplikacje_modlitwa.html (Dostęp 21.03.2020)

9 https://deon.pl/inteligentne-zycie/styl-zycia/od-powietrza-glodu-ognia-i-wojny,112293

10 Lecedemończykami nazywano Spartan (przypis autora)

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.