Dla polskich miast i wsi „wyzwolenie” przez Armię Czerwoną oznaczało dopełnienie wojennej ruiny. Sowieci zagarniali to, czego nie zdążyli zniszczyć wycofujący się Niemcy. Nic nie było bezpieczne, zwłaszcza, że operację demontażu przemysłu nadzorował sam Józef Stalin. Ile naszych fabryk wywieziono na wschód?
Infrastrukturą przemysłową na terenie przedwojennej Polski oraz na tzw. ziemiach odzyskanych żywo interesował się sam Józef Stalin. On też podpisywał wszelkie rozporządzenia dotyczące demontażu konkretnych zakładów czy wywozu surowców. W jego mniemaniu nie była to grabież, ale materialna rekompensata za… zniszczenia dokonane przez Niemców w Związku Sowieckim.
Fakt, że niemieckie szubrawstwa rekompensował sobie w Polsce, niespecjalnie go raził. Pretekst brzmiał prosto i bezczelnie. Przemysł działał na korzyść gospodarki wojennej III Rzeszy, należało go więc przejąć. Oczywiście w warunkach wojny totalnej trudno byłoby znaleźć jakąś gałąź niemieckiej gospodarki, która nie wspomagała nazistowskiego wysiłku wojennego.
Rtęć, surowce i gotowe wyroby
Sowiecki wódz nie brał rzecz jasna pod uwagę interesów Polski. Nie obchodziło go też, jak ogromne straty materialne poniósł nasz kraj w wyniku wojny. A już zupełnie nie przejmował się formalnościami. Choćby prostym faktem, że z prawnego punktu widzenia wszelkie niemieckie inwestycje poczynione na okupowanym terytorium II RP (w dużej części naszym kosztem!) należały do Polski (…).
Wywóz wyposażenia zakładów i surowców (…) z przedwojennego terytorium II RP rozpoczął się z początkiem marca 1945 roku. Sowieckie oddziały demontażowe zajęły się przedsiębiorstwami zlokalizowanymi w Bydgoszczy, Chojnicach, Chorzowie, Częstochowie, Dąbrowie Górniczej, Dziedzicach, Grudziądzu, Inowrocławiu, Łodzi, Oświęcimiu, Poznaniu, Sosnowcu, Siemianowicach, Toruniu, Włocławku i Zgodzie.
Na pierwszy ogień poszło 89 ton rtęci z Chrzanowa. Z Poznania wywieziono urządzenia z Zakładów Naprawczych Traktorów, a z Chorzowa wyposażenie huty Batory. W Dąbrowie Górniczej, w Hucie Bankowa, Sowieci zdemontowali cały nowoczesny wydział zajmujący się produkcją na rzecz niemieckich sił zbrojnych. Wytwarzano tam m.in. kadłuby i wieże do czołgów Pantera, elementy pocisków V-1 i rakiet V-2, korpusy pocisków artyleryjskich, bomb lotniczych oraz skorupy granatów.
W Grudziądzu, z dużej i nowoczesnej fabryki wyrobów gumowych PePeGe (przed wojną produkowano tam m.in. obuwie sportowe – popularne „pepegi”), oddziały trofiejne wywiozły 8 obrabiarek oraz 20 ton kopyt aluminiowych, z Fabryki Maszyn Rolniczych „Unia” – kilkaset ton gotowych wyrobów, podzespołów i surowców. Same zakłady „Unia” zostały formalnie przekazane polskiej administracji dopiero 1 maja 1945 roku, miesiąc po zajęciu przez wojska sowieckie. Zakłady metalurgiczne „Herzfeld i Victorius”, gdzie przed wojną wytwarzano m.in. wiertarki, kuchenki i pompy, oraz ich filia w podgrudziądzkiej wsi Mniszek, zostały ograbione z wszystkich narzędzi oraz ponad 300 ton różnych produktów i surowców.
Drugim po Grudziądzu miastem przedwojennego województwa pomorskiego, które najbardziej ucierpiało na skutek sojuszniczej grabieży, były Chojnice. Ze zlokalizowanej tam wielkiej szlifierni „August Ruggeberg” pozostały właściwie tylko gołe mury. Z zakładu wywieziono 119 obrabiarek i innych urządzeń oraz surowce do produkcji i gotowe produkty.
Tysiące litrów koniaku
Ponadto zdemontowano urządzenia z zakładów ślusarskich, fabryki maszyn do szycia, zakładów produkcji maszyn rolniczych i tartaku (wraz z 800 metrami sześciennymi drewna). Z miejscowego młyna z kolei wywieziono tysiąc metrów sześciennych zboża, a z fabryki octu 14 tysięcy litrów spirytusu.
Ciekawie prezentuje się zestawienie zarekwirowanych dóbr z „Pomorskiej Gorzelni Koniaków, Fabryki Likierów, Rumów i Wódek A. Kaźmierski”. Przy wytwórni istniała jeszcze rozlewnia wina oraz hurtownia towarów kolonialnych. Trofiejszczyki wywieźli z firmy m.in. 15 tysięcy litrów koniaku, 5 tysięcy litrów destylatu winnego, 3 tysiące litrów win zagranicznych, 2 tysiące litrów wina jabłkowego, tysiąc litrów oryginalnego koniaku francuskiego, 300 litrów araku, 100 ton cukru, tonę kawy ziarnistej i 200 tysięcy sztuk papierosów.
Nad mieszkańcami Torunia na skutek działań sowieckich organów trofiejnych nieomal zawisło widmo głodu, kiedy wyekspediowano do ZSRS urządzenia z wielkich Młynów Richtera. W efekcie nie było gdzie przerabiać zboża na mąkę niezbędną do wypieku chleba. Całość wyposażenia wyjechała na 46 wagonach kolejowych. Swoje mienie na rzecz „wyzwolicieli” straciły w całości Zakłady Mechaniczne „Union”. Z zakładów spirytusowych zarekwirowano około 4 milionów litrów spirytusu.
Przedwojenna Fabryka Maszyn i Kotłów, Odlewnia Żelaza i Stali „Born & Schütze” utraciła 80% swojego parku maszynowego. Z fabryki farb „Atra” Sowieci zabrali 27 urządzeń do produkcji, 10 ton gotowych wyrobów oraz 150 ton surowca do produkcji. Nawet miejskie przedsiębiorstwo komunalne utraciło na skutek rekwizycji 8 swoich śmieciarek. Również szpital miejski nie uniknął strat. Po jego opuszczeniu przez Sowietów oszacowano je na 3,5 miliona złotych.
Bydgoszcz stosunkowo mało ucierpiała w czasie walk o oswobodzenie miasta spod niemieckiej okupacji. W ciągu miesiąca od wypędzenia Niemców uruchomiono część przemysłu. 12 marca 1945 roku działało już 145 różnych firm. Niektóre przedsiębiorstwa, realizując zamówienia frontu, pracowały pod nadzorem sowieckich oficerów. Cześć miejscowych składów i magazynów, zabezpieczonych wcześniej przez żołnierzy sowieckich, stopniowo zaczęła przechodzić w polskie ręce.
Radość była jednak przedwczesna. W niejednym przypadku Sowieci zwracali je tylko po to, aby strona polska uzupełniła uszczuplone przez Czerwonych zapasy. Tak było m.in. w magazynach firmy cukierniczej „Lukullus”, gdzie składowano zapasy cukru na potrzeby mieszkańców miasta. Radzieccy bojcy powtórnie zajęli te magazyny i w krótkim czasie wywieźli z nich 100 ton cukru.
Na ogólną liczbę 170 bydgoskich przedsiębiorstw władze sowieckie przejęły między 1 a 7 kwietnia 1945 roku 40 z tych, które zostały już uruchomione przez Polaków. Wybierali rzecz jasna te największe i posiadające najcenniejszy osprzęt. W części zatrzymano produkcję. Inne pracowały nadal, tyle że tym razem pod nadzorem sowieckich specjalistów.
Wywiezione maszyny
Rozpoczął się również wywóz urządzeń z poszczególnych przedsiębiorstw. Jednym z pierwszych obrabowanych zakładów była Fabryka Artykułów Elektrotechnicznych inż. Stefana Ciszewskiego, skąd „wyproszono” polską załogę, pozostawiając tylko inżyniera i dwóch majstrów do pomocy przy demontażu urządzeń. Na 250 maszyn Sowieci zarekwirowali 180.
Podobny los miał spotkać Fabrykę Sygnałów Kolejowych „Fiebrandt”, z której planowano zabrać całość parku maszynowego. Spotkało się to z wielkim niezadowoleniem wśród załogi i doprowadziło do strajku. Starania polskich komunistów doprowadziły do kompromisu ze stroną sowiecką. 7 maja 1945 roku uzgodniono, że spośród 186 maszyn 70 pojedzie do ZSRS. Do tego miało dojść jeszcze 25% surowców i narzędzi. 74 urządzenia straciły także Zakłady Rowerowe „Tornedo”, Zakłady Mechanicznych Maszyn Rolniczych Zimmermanna – 34, a z magazynów należących do Towarzystwa Budowy Dróg „Oemler” wywieziono 50 maszyn.
Komanda trofiejne zajęły się wywozem urządzeń wielkiej fabryki prochu „Dynamit AG Vorm Alfred Nobel & CO Bromberg”, powstałej w trakcie wojny w podbydgoskim Łęgnowie. Zakłady budowane były przez robotników przymusowych, w tym więźniów obozów w Sztutowie oraz Koronowie. Szacuje się, że do 1946 roku z fabryki w Łęgnowie wyjechało 1300–1500 wagonów urządzeń.
Nic nie jest bezpieczne
Sowieckim rekwizycjom w Bydgoszczy na mniejszą skalę podlegały też inne firmy, takie jak Młyny „Kentzera”, Wielkopolska Papiernia czy Pomorska Fabryka Tlenu. Straty poniosła wreszcie bydgoska żegluga śródlądowa. Według spisu z kwietnia 1945 roku do wywozu przeznaczono 250 jednostek pływających.
Również inne polskie miasta „wyzwolone” przez sprzymierzoną Armię Czerwoną nie uniknęły strat w przemyśle związanych z działalnością sowieckich organów trofiejnych. We Włocławku, w dawnych zakładach „Zjednoczone Fabryki Cykorii Ferdynand Bohm et Co i Gleba”, Sowieci przejęli przeszło 220 ton zbóż, 118 ton mieszanki kawowej oraz duże zapasy cukru i węgla. Fabryka Lakierów i Farb Towarzystwo „Nobiles” Kochanowicz, Sachnowski i Co. straciła kilkadziesiąt maszyn oraz znaczną ilość surowca do produkcji farb.
W Inowrocławiu łupem zdobywców w Państwowej Żupie Solnej padło 9 tysięcy ton soli. Fabryka Sody „Solvay” straciła 2 tysiące ton swojego flagowego produktu. Skrajnym przejawem bolszewickiej zachłanności było jednak zagrabienie… infrastruktury niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Auschwitz! Sowieci zdemontowali część baraków, wyposażenie pralni, rzeźni, kuchni dla esesmanów, stacji transformatorów i kotłowni zakładów zbrojeniowych „Union-Werke” położonych na terenie obozu.
Nawet słynny napis „Arbeit macht frei” był już przygotowany do wywozu. W ostatniej chwili schował go pracownik Zarządu Miejskiego w Oświęcimiu Eugeniusz Nosal. Najbardziej wstrząsające wrażenie robi jednak zdjęcie przedstawiające sowieckich żołnierzy przepłukujących w poszukiwaniu złota ludzkie prochy w stawiku na terenie Birkenau.
Artykuł stanowi fragment książki Dariusza Kalińskiego Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądalo wyzwolenie Polski?, wydanej w serii CiekawostkiHistoryczne.pl.
źródło: twojahistoria.pl