Na prośbę Czytelników odświeżamy tekst Macieja Czarneckiego z 6 czerwca tego roku.

W 1945 roku ustalono północno-wschodnią granicę Polski, która pozostawiła nam Elbląg i zachodnie części Zalewu Wiślanego i Mierzei Wiślanej, lecz odcięła Cieśninę Piławską – drogę żeglugową z Zalewu na pełne morze, którą zawłaszczyli sobie Sowieci.

Inżynier Eugeniusz Kwiatkowski, sławny budowniczy Gdyni, popatrzył na mapę tych rejonów – i natychmiast zaproponował rozpoczęcie prac nad projektem przekopania mierzei i przywrócenie Elblągowi funkcji portowej. Pomysł upadł, gdy komunistyczne władze zaczęły prześladować inżyniera Kwiatkowskiego i odsunęły go od wszelkiej działalności merytorycznej.

Pomimo międzynarodowego prawa morskiego o swobodnej żegludze przez cieśniny każdorazowe skorzystanie z Cieśniny Piławskiej przez jednostki polskie musiało uzyskać sowieckie zezwolenie – a teraz zezwolenie rosyjskie.

W 2005 roku prezydent Lech Kaczyński powrócił do projektu Kwiatkowskiego, ale po przejęciu władzy prze Platformę i śmierci prezydenta pomysł odłożono do lamusa. A w siedemdziesiątą. rocznicę wybuchu II wojny rząd PO-PSL podpisał z Rosjanami bardzo niekorzystną dla Polski umowę dotyczącą uwarunkowań żeglugi po Zalewie Wiślanym.

Projekt kanału odżył w 2015 roku i od tej pory trwają intensywne prace przy jego realizacji. Towarzyszą temu dramatyczne płynące z Kremla hipotezy prognozujące, że taki kanał okropnie zakłóci warunki ekologiczne w Zalewie Wiślanym, bo będzie napływać do Zalewu woda morska, której bardzo nie lubi wodna fauna bytująca w Zalewie. Tę obłudną argumentację powtarza także nasza „totalna opozycja”. Między innymi Pani Kidawa- -Błońska, aspirująca do najwyższego urzędu państwowego, wyraziła opinię, iż gdyby Natura chciała, żeby był taki kanał przez mierzeję, to by go sama stworzyła. Za chwilę obalimy obie niedorzeczności.

Nie powinna dziwić reakcja Rosjan, jak zawsze nam nieprzyjaznych:. wszak żeglowny kanał przez mierzeję będzie ucięciem kolejnej smyczy, na której nas trzymają. Elbląg stanie się gospodarczym uzupełnieniem Gdańska, przyjmującym mniejsze okręty handlowe i może odebrać część zysków Królewcowi, zwanemu przez Rosjan Kaliningradem. A także może spełniać rolę małego portu wojennego, np. dla kutrów torpedowych, strażującego przy naszej morskiej granicy z Rosją. Krótko mówiąc – kanał jest inwestycją o bardzo dużym dla Polski znaczeniu: strategicznym politycznie, ekonomicznie i militarnie.

Czy kanał rzeczywiście zakłóci warunki ekosystemowe w Zalewie? Otóż jest to tylko wymierzona w nas wroga prognozująca hipoteza – propaganda polityczna. Spójrzmy na minione dzieje tego akwenu, a także na mapę.

Mierzeję wiślaną procesy naturalne budowały przez kilka tysięcy lat. Według badań geologicznych najprawdopodobniej pierwotnie była łańcuchem kopców wydmowych, porozdzielanych wodnymi przesmykami. Piaszczyste wysepki w późniejszych czasach połączyły się w jeden wąski pas lądu. Jeszcze tysiąc lat temu mierzeja była mniej więcej na długości geograficznej Wysoczyzny Elbląskiej, w rejonie dzisiejszego Wisłoujścia, rozcięta naturalnym kanałem, przez który prowadził szlak żeglugowy z akwenu zwanego dziś Zatoką Gdańską do wczesnośredniowiecznego portu handlowego, którego nazwę zrekonstruowano jako „Truso”. Był to ten „naturalny przekop przez mierzeję”, którego domagała się od Natury p. Kidawa Błońska. Kiedyś istniał w rzeczywistości – więc budowany dzisiaj kanał żeglugowy będzie rewitalizacją sytuacji sprzed kilkunastu stuleci.

Kilkanaście stuleci temu Zalew Wiślany był o wiele większym akwenem, do którego wlewały się wody głównego odcinka ujściowego Wisły – dzisiejszego Nogatu (tysiąc sto kilkadziesiąt lat temu żaglarz-kupiec imieniem Wulfstan zanotował, że Nogat nazywał się wówczas Wisła – co ten podróżnik zapisał jako „Visle”). Taka hydrologiczna sytuacja istniała aż do lutego 1840 r., kiedy to koryto Visle/Nogatu zostało całkowicie zablokowane przez kry lodowe, w wyniku czego wielka ilość wód wiślanych runęła do bocznego ramienia ujściowego zwanego „Leniwką”, przebiła się przez wielki, 20-metrowej wysokości wał wydmowy i i efekcie tej katastrofy hydrologicznej Leniwka stała się główną Wisłą, a Nogat – – ramieniem drugorzędnym.

Czy przebicie kanału żeglugowego przez Mierzeję rzeczywiście spowoduje wpływanie wielkich ilości słonej wody do Zalewu, która zniszczy słodkowodną faunę? Jak powiedzie-liśmy – jest to wyłącznie prognoza hipotetyczna. Podobnie, jak hipotetyczną prognozą – choć raczej o charakterze kabaretowym – można nazwać przypuszczenie pewnej pani (przedstawiającej się jako „ekolog”), że po przebiciu mierzei wody z całego dorzecza Wisły spłyną tym kanałem do morza, i Polska stanie się suchą pustynią. Tej pesymistycznej futurologii my możemy przeciwstawić naszą własną kontr-hipotezę – bardziej optymistyczną. Otóż jesteśmy zdania, że może nastąpić sytuacja odwrotna: odpływ wód z Zalewu do Zatoki Gdańskiej. Ubytek wody w Zalewie zaktywizuje hydrologicznie wschodnie ramię Wisły – Nogat. Uruchomiony Nogat zacznie intensywniej zasilać akwen Zalewu słodką wodą rzeczną, i w ten sposób fauna Zalewu nie tylko nie wyginie, ale wręcz znajdzie tu znakomite warunki bytowania.

Popatrzmy teraz na mapę: Zalew Wiślany nie jest laguną całkowicie odciętą od morza. Z morzem łączy go Cieśnina Piławska, przez którą wpływają do niego słone morskie wody. I faunie jakoś to nie przeszkadza, więc jest oczywiste, że ten argument jest po prostu polityczna obłudą.

Ale wyobraźmy sobie, że ekosystem Zalewu trochę się zmieni. W tym kontekście popatrzmy na dzieje Morza Bałtyckiego: ile razy zmieniało swój podwodny ekosystem! Za to weźmy pod uwagę, jak radykalnie zmieni się na lepsze ekonomiczny status samego Elbląga i regionu wokół, a także całego makroregionu północno-wschodniego.

Reasumując: Polacy chcą przywrócić regionowi te walory gospodarcze, które miał kiedyś – przez setki lat.

Maciej Czarnecki

  • Fot. NASA

Dodaj komentarz