– Hasło na dziś: wygraliśmy, ale nie wszystko jeszcze stracone! – skomentował Rafał Ziemkiewicz powyborcze wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości i prorządowych dziennikarzy zachwyconych „sukcesem” w wyborach samorządowych 2018 r. Miarą tego „sukcesu” jest łomot, jaki dostali kandydaci PiS na prezydentów miast, w tym Patryk Jaki w Warszawie, w której już w pierwszej turze wygrał pupilek HGW mocujący szybę w drzwiach taśmą klejącą.
A co na to premier Morawiecki? – Rekordowy wynik PiS w historii wyborów do sejmików, czwarte zwycięstwo wyborcze z rzędu. Dziękuję kandydatom i wolontariuszom za ciężką pracę, a wyborcom za zaufanie i każdy oddany głos! – oświadczył na Twitterze. Jak ten rekordowy wynik (33%) przełoży się na możliwość sprawowania władzy? PO/Nowoczesna i PSL mają razem 40%, a czerwona gwardia, do której przed wyborami uśmiechał się Jarosław Kaczyński wylądowała na poziomie 6,6%. Wygląda, że to SLD będzie rozdawać karty w sejmikach. Kiszczak i Jaruzelski śmieją się zza grobu.
Żelazny elektorat PiS, oczekujący miażdżącej wygranej Patryka Jakiego i wyniku 45% w sejmikach, już znalazł winnych „sukcesu” wyborczego. To wyborcy PiS, którzy krytykowali tę partię za niedotrzymanie obietnic oraz Ruch Narodowy, który miał czelność wystawić kandydatów do sejmików i uzyskał 1,2% poparcia. Żelaznym nadal nie przychodzi do głowy, że PiS zafundowało sobie ten wyborczy „sukces” na własne życzenie i jeśli dalej tak pójdzie, to o drugiej kadencji nie ma co marzyć.
Pisałam wielokrotnie, że oszukiwanie wyborców, którzy głosowali na Andrzeja Dudę i PiS w 2015 roku, to bardzo kiepski pomysł. No, ale ja nie jestem genialnym strategiem z Żoliborza, więc co ja tam wiem. Żelazny elektorat PiS nawyzywa mnie od „ruskich trolli” i sprawa załatwiona. Otóż sprawa nie będzie załatwiona. To Polska będzie załatwiona i to na cacy: okradziona na 300 miliardów dolarów, zastawiona wiatrakami i przerobiona na eurokołchozowe multi-kulti i LGBT.
A’propos LGBT, Patryk Jaki przegrał w Warszawie w momencie, w którym jako swojego kandydata na wiceprezydenta wskazał tęczowego Piotra Guziała, co miało przekonać do Jakiego wyborców lewicowych. Najwidoczniej jacyś genialni stratedzy ze Zjednoczonej Prawicy uznali, że elektorat przełknie wszystko, nawet stanowisko dla patrona homoparad i zwolennika edukacji seksualnej dzieci, podczas której promowany jest homoseksualizm i gender. Wyszło jak wyszło, czyli łomot w pierwszej turze, bo lewicowy elektorat zagłosował na Trzaskowskiego z tęczowym Rabiejem, a do ewentualnych wyborców Patryka Jakiego poszedł sygnał, że kandydat Zjednoczonej Prawicy jest po prostu niewiarygodny. Ci, którzy zagłosowaliby na Jakiego jako na uczciwego, bezkompromisowego szeryfa walczącego z mafią reprywatyzacyjną, po prostu nie poszli na wybory. Skoro Jaki dogadał się ze skrajnym lewakiem i zwolennikiem homopropagandy, to znaczy, że dogada się z każdym. I tak skończył się sen PiS o wygranej w Warszawie, albo chociaż o II turze.
Dla przypomnienia, w 2014 roku kandydujący z PiS na prezydenta Warszawy Jacek Sasin dostał 27,71 proc. głosów. Piotr Guział miał wtedy 8, 54 proc. Z prostego rachunku matematycznego wynika, że połączenie sił kandydata PiS z Guziałem powinno przełożyć się na 36,25%. Nie przełożyło się. Według sondażu Jaki dostał niecałe 2,5 proc. więcej od Sasina i to w sytuacji, gdy Jaki był kandydatem o niebo lepszym niż Sasin. Ciężka praca w komisji weryfikacyjną ds. reprywatyzacji; pokazanie działań mafii reprywatyzacyjnej; skompromitowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz; łzy lokatorów, którzy odzyskiwali swoje mieszkania – tego nie miał Sasin, ale to miał Jaki. Dynamiczna kampania i tłumy warszawiaków na spotkaniach – tego nie miał Sasin, ale to miał Jaki. Kontrkandydat klejący szybę taśmą i lekceważący rocznicę Cudu nad Wisła – tego nie miał Sasin, ale to miał Jaki. I co z tym zrobił? Przehandlował to wszystko za sojusz z homoaktywistą i wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Tak kończy się robienie idiotów z własnych wyborców.
Nie ma zwycięskich klęsk, ale są zgubne zwycięstwa. W 2015 roku PiS wygrało wybory prezydenckie i parlamentarne, ponieważ udało mu się dotrzeć ze swoimi obietnicami do Polaków, którzy uwierzyli, że w końcu coś się zmieni i zamiast państwa z dykty dostaną państwo, do którego będą mogli mieć zaufanie. Po spektakularnym zwycięstwie PiS najwyraźniej uznało, że ta wiara wystarczy na kilka kadencji, w związku z czym obietnic wyborczych spełniać nie musi. Dlatego elektorat, który dał PiS zwycięstwo, jest dziś traktowany z buta. Natomiast wszelkiej maści KODziarstwo jest noszone na rękach i robi, co chce; wstawanie z kolan skończyło się pisaniem polskich ustaw pod dyktando Izraela; premier Morawiecki stawia na wiatraki i opowiada bajki o elektromobilności; prezydent Duda wspiera WOŚP i buduje „Rzeczpospolitą Przyjaciół”, a Patryk Jaki zawiera sojusz z działaczem LGBT. Jeśli taki jest plan Zjednoczonej Prawicy na drugą kadencję, to moje gratulacje. Będzie taki „sukces”, że nie będzie czego zbierać.