W 2010 roku została zlikwidowana Nasycalnia Podkładów Kolejowych w Ostrowi Mazowieckiej. O problemach jakie ma miasto z tym co po niej pozostało pisaliśmy ( Członkowie Stowarzyszenia Ruch Kontroli Wyborów wielokrotnie w lokalnych mediach. Jakby na marginesie tej sprawy, bo przeciez najważniejszym w tej sprawie jest zdrowie i życie mieszkańców – rodzą się pytania o podejście kolejnych decydentów (nie tylko w PKP) , do tej „śmierdzącej” sprawy. Obszar terenu po b. nasycalni to 25 ha ziemi. Od tej wielkości tj. 250000 m2 kolej płaci przez 25 lat podatek od nieruchomości w wysokości ponad 3mln zł. Do tego dochodzą podatki ( 1.81/m2) od budynków i budowli. To wszystko obciąża bezpośrednio PKP, a pośrednio nas szaraków, bo koszt ten zawarty jest w cenie biletów. Zadłużenie PKP gwałtownie wzrasta. Na jej cielsku zeruje bodajże 65 spółek z administracją , a wiec Prezesami, sekretarkami, księgowością, działami marketingu, logistyki, promocji, kontroli wewnętrznej itd. – prawie jak u nas w Ratuszu. PKP nie płaci za to, że zatruwał i nadal zatruwa Ostrów. Dlaczego? Bo władzę w mieście sprawują od lat ludzie nie do końca kompetentni. Już dawno włodarze powinni wyegzekwować należności liczone przecież w milionach za tzw. monitoring wód gruntowych, który realizuje na swój – przepraszam na nasz koszt – Zakład Gospodarki Komunalnej. Nie musze dodawać, ze ZGK wlicza te koszty w cenę swoich usług, a więc wody, ścieków, śmieci, biletów komunikacji miejskiej. ZGK posiada zasoby, którymi mógłby wykonywać wiele innych prac, usług. Obowiązuje jednak Prawo Zamówień Publicznych, a konkretnie procedura przetargowa. Do przetargów startuje z ceną uwzgledniającą swoje koszty. Dla mniej zorientowanych wyjaśnię, ze wyceniający w ZGK określa ile godzin i przez ilu ludzi można wykonać dane zlecenie. Tak określona liczbę mnoży się przez koszt określany jako „ koszt ogólny godziny w zakładzie lub jako ogólnozakładowy i w rezultacie otrzymujemy cenę za konkretna usługę. Taka kalkulacja nie wytrzymuje konkurencji z innymi podmiotami biorącymi udział w przetargach, bo one np. nie ponoszą kosztów monitoringu wód gruntowych i ZGK przegrywa kolejny przetarg na ułożenie np. kostki. W efekcie część pracowników nie ma co robić i należy albo im płacić za nic, albo dopłacać z naszych kieszeni do ich wynagrodzeń. Przepraszam, że tak tłumaczę ten mechanizm, ale sadząc po braku działań za strony władz i tej i obecnej i tych wcześniejszych w odciążeniu kosztów monitoringu Zakładu Gospodarki Komunalnej to był on i jest dla decydentów miejskich niezrozumiały. Wyjątkiem jest poprzedni burmistrz, od którego trudno było wymagać zrozumienia czegokolwiek. Trudno mieć pretensję do kolejnych prezesów spółki ZGK. Mieli i maja świadomość, że wystarczy, że rękę Burmistrz podniesie i po prezesie. Powinni obciążyć kosztami miasto, bo to jego władze zdecydowały o płaceniu za coś co zaistniało nie z winy zakładu ZGK , ale z braku wiedzy i wyobraźni włodarzy miasta. Dziwi mnie postawa radnych z Gospodarki Komunalnej, którzy udawali, albo nie rozumieli, ze takie postawienie sprawy uderza w ich miejsce pracy . Jakąś funkcje kontrolną od lat w ZGK sprawuje radny Roman Świdziński, który z wyboru elektoratu pełni tan zaszczytny obowiązek od ponad 20 lat i nawet nie zająknął się dlaczego zakład , w którym pracuje ZGK płaci za nie swoje grzechy , a kosztów monitoringu nie pokrywa winowajca czyli PKP, czy miasto, którego kolejni Burmistrzowie postanowili schować ten wstydliwy dla nich koszt w kosztach działalności Gospodarki Komunalnej. Jesteśmy, używając slangu młodzieżowego: JELENIAMI. Na ostatniej Radzie Miasta, w punkcie ostatnim, wprowadzonym do porządku obrad w ostatniej chwili a dotyczącej informacji Burmistrza na temat problemu, nazwijmy to skrótowo – NASYCALNI” radna M. Bartkiewicz stwierdziła, że cytuję „walka z PKP to kopanie się z koniem”. Z koniem nie warto się kopać i dlatego zapewne i pani radna i inni radni nie starali się nawet dociec dlaczego tych kosztów nie ponosi PKP i co zrobili i za co brali pensje prezydenckie kolejni burmistrzowie aby ten nienormalny przecież stan zmienić. Rozumiem, że radni debiutanci mogą się jeszcze nie orientować, ale przynajmniej w połowie radnymi obecnej kadencji są autorytety społeczne, którzy w jakiś sposób zyskują prawie wieczne zaufanie elektoratu i od nich możemy i powinniśmy wymagać czegoś więcej niż inkasowania diet. Radna ( od kilku kadencji) stwierdziła m.in., że „sprawa jest znana od 2006 roku i już wtedy rozważano budowę nowych ujęć wodnych”. Minęło 10 lat… Bez komentarza.
I na koniec powtórzę to co powiedziałem pod koniec sesji ( tu dziękuję Przewodniczącemu Rady, że udzielił mnie, mieszkańcowi głosu!).
W obecnej sytuacji, kiedy pełnię władzy ma PIS, w mieście Burmistrz jest z PIS, poseł z naszego okręgu, bliski kolega partyjny Burmistrza, który sprawuje nadzór nad Spółkami Skarbu Państwa, a wiec i PKP – ciąganie się po sądach co sugerował w swojej jedynej wypowiedzi w tej sprawie na ostatniej sesji RM jest kpiną ze zdrowego rozsądku.
Zawsze istnieje inna droga. Jest problem, są strony. Zanim pójdzie się do sądu należy podjąć próby polubownego załatwienia sprawy. A przeciąż po obu stron sporu (???) mamy przedstawicieli tej samej partii: PKP nadzorowanej przez ministra H. Kowalczyka i Burmistrza Miasta przewodniczącego powiatowego PIS.
Wydaje się, że gra muzyka , ale brzmi jakoś fałszywie. Muzykanci , czy grajki podwórkowi?
Co pozostało po NASYCALNI PODKŁADÓW KOLEJOWYCH PKP można obejrzeć na zdjęciach.
Więcej na stronie facebookowej :
https://www.facebook.com/morawski.andrzej