PiS lekceważy kontrolę wyborów. Samotny bój RKW z intrygą służb w tle!

Fałszerstwa wyborcze  maja być tylko nużącą mantrą Ruchu Kontroli Wyborów. Uważamy, że doszło do fałszerstw na olbrzymią skalę według tych wszystkich sposobów, przed którymi przestrzegaliśmy – ich wypracowanie i przepchniecie przez różne instytucje wymagało olbrzymiej kooperacji i współpracy różnych zadaniowanych do tego ludzi i instytucji. Będzie bardzo trudno – wobec tej  sytuacji zmagań nie tylko z zadeklarowanym przeciwnikiem ale i z V kolumną – prowadzić skuteczną walkę o wyjaśnienie obecnych fałszerstw, oraz doprowadzić w przyszłości do pożądanych przez nas zmian w prawie wyborczym.

Otóż jesteśmy osamotnieni w naszych staraniach by wreszcie wybory były uczciwe a fałszerstwa napiętnowane i ukarane. Nie otrzymujemy odpowiedzi, gdy próbujemy się dowiedzieć od Patryka Jakiego lub Zbigniewa Ziobry, czy państwo zaangażuje się w poważne wyjaśnienie zgłaszanego przez nas systemowego mechanizmu  fałszowania wyborów (a mają do tego w ręku ważne narzędzie, jakim jest Ministerstwo Sprawiedliwości). Ministrowie umywają ręce?

A co z Sądem Najwyższym? Te trzy skargi na uchwały PKW, które dzięki nam skierowane zostały do Sądu Najwyższego przez komitety wyborcze, zostały lekceważąco zbyte przez sędziów – jakby na potwierdzenie od dawna głoszonego przez nas przekonania, iż sądy mają udział w tym mechanizmie „legalizacji” fałszowanych wyników wyborów. W skargach zawarliśmy ewidentne przykłady rozmijania się uchwał PKW z  nową ordynacją wyborczą!

Wielu z członków RKW deklarujących wobec PiSu chęć przypilnowania wyborów zostało pominiętych, nie zostali zgłoszeni do Obwodowych Komisji Wyborczych i to wtedy gdy nie było nikogo do obsadzenia OKW, tak jakby samemu PiSowi nie zależało na wygraniu wyborów i chciał by komisje składały się z „samych swoich” wyznaczonych przez wójta, burmistrza lub prezydenta. Tymże wójtom, burmistrzom, prezydentom mniejszych i największych miast Państwowa Komisja Wyborcza zleciła druk kart wyborczych, wykonanie pieczęci obwodowych komisji, utworzenie spisów wyborców – innymi słowy pomimo powołania armii komisarzy wyborczych i urzędników wyborczych, organizacja wyborów znów wróciła do rąk tych, którzy sami są zainteresowani „właściwym” przebiegiem głosowania. Diabelski pomysł dwóch komisji wyborczych (dziennej i nocnej) rozegrany po mistrzowsku i wzmocniony uchwałami PKW umożliwił w skali całego kraju nachalne lecz całkiem legalne obsadzenie nocnych komisji liczących głosy „swoimi ludźmi”.

Po ślicznie wyreżyserowanej przegranej/wygranej nie słychać o chęci nawet napiętnowania ewidentnych i przeprowadzonych na wielką skalę fałszerstw. Sami mamy się tym zadręczać i stać się do znudzenia upierdliwi. W tym samym czasie na górze rozstrzygają się sprawy dużo ważniejsze. To zaś, co dotyczy „wielkiej” polityki ma nas nie obchodzić – my mamy chorować na kwestie fałszerstw, to ma być nasza obsesja i już.

Informujemy od długiego czasu, że prowadzona jest „wielka” gra polityczna na historyczne zbliżenie/porozumienie PiSu z SLD, do którego obecne fałszerstwa były potrzebne a wykańczanie się wzajemne frakcji w PiS skutecznie wspomagały ten proces.

Poniżej przytaczamy ważny fragment rozmowy z profesorem Andrzejem Nowakiem, rzucający światło na problem fałszowania wyborów oraz braku reakcji ze strony rządzących – niezależnie od naszych informacji potwierdza się oto opisywany przez nas scenariusz:

„Do rzeczy: „Panie Profesorze, jak Pan, jako przedstawiciel zaplecza intelektualnego Prawa i Sprawiedliwości ocenia przebieg kampanii wyborczej Małgorzaty Wassermann. Ma szanse na zwycięstwo w starciu z Jackiem Majchrowskim?
Prof. Andrzej Nowak: Nie czuję się „zapleczem” Prawa i Sprawiedliwości. I na pewno Prawo i Sprawiedliwość w ten sposób mnie nie traktuje, czego przykładem jest właśnie ta kampania wyborcza. A raczej – jej całkowity brak w Krakowie. Mam wrażenie, że Prawo i Sprawiedliwość nie prowadzi realnej kampanii w naszym mieście.
To znaczy?
Realnej – to jest takiej, która miałaby na celu wygranie tych wyborów. Wszelkie sondaże tworzone już w połowie tego roku mówiły, że jest poważna szansa wygrać te wybory w Krakowie. Trzeba się było tylko zaangażować, włożyć wysiłek organizacyjny w przygotowanie kadr. Przecież jedna osoba w żaden sposób nie może stworzyć zarządu miasta. Kandydat nie wystarczy, potrzebny jest cały duży zespół.
Czyli kandydatce Prawa i Sprawiedliwości brakuje zaplecza?
Kompetencje pani Małgorzaty Wassermann oceniam jak najwyżej. Uważam ją za wyśmienitego polityka. Z jakiegoś powodu uznała jednak, zapewne w porozumieniu z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, że ta kampania będzie kampanią udawaną.
Kampania udawana – co to znaczy?
Nie chcemy zaszkodzić prezydentowi Majchrowskiemu, nie chcemy wygrać walki o Kraków. Dokładnie taką samą taktykę obrano we Wrocławiu, gdzie też były chyba szanse, by wygrać wybory, ale mam wrażenie jakby PiS z jakiegoś względu nie chciał ich wygrać (…)
Jak Pan Profesor ocenia tę politykę prezesa Kaczyńskiego? Boleję nad tym z tego powodu, że jako mieszkaniec Krakowa nie zostałem potraktowany do końca poważnie. W zasadzie kampanię samorządową powinno się prowadzić tak, jak robi to tylko jeden człowiek w Krakowie, ktoś zupełnie „nie z mojej bajki” politycznej – Łukasz Gibała. To znaczy: na drugi dzień po przegranych wyborach zaczynamy przygotowania do wyborów za cztery lata. Mamy program, polegający nie na ogólnym haśle, ale na konkretnych rozwiązaniach dotyczących poszczególnych ulic, dzielnic, świateł i trawnika. Rozwiązań szczegółowych schodzących do samego dołu problemów mieszkańców. Tym się PiS nigdy nie interesował, by ekipę takich ludzi dla Krakowa przygotować. W tym roku, tak samo jak w całej serii poprzednich wyborów samorządowych, odbyła się w Prawie i Sprawiedliwości łapanka w ostatnim momencie na kandydata, który zgodzi się być twarzą kampanii przegranej.
W Krakowie padło na poseł Wassermann. Zgodziła się na to pani Małgorzata Wassermann. To jest jej decyzja, ja ją szanuję. Zapewne jest zgodna z pewną logiką strategii politycznej prezesa Kaczyńskiego, ale na pewno sprzeczna z zasadą samorządności i poszanowania godności obywateli miasta, którzy chcieliby zmiany politycznej, a od popieranej przez siebie partii nie otrzymują oferty, która mogłaby być zwycięska. Myślę, że to jest sprawa nie tylko krakowska, ale jako mieszkaniec Krakowa czuję się tym postępowaniem, powiem wprost, troszkę zniesmaczony, bo ono się powtarza konsekwentnie od lat…”