Nie uwierzę, że was nie obchodzą nadchodzące wybory samorządowe. Jednak myśl, że nie wszyscy z wyborców traktują te wybory poważnie, a nawet zaryzykuję, że nie interesują się nimi, mnie nie opuszcza. Z jakiego powodu tak może się dziać – nie wiem. Może jeszcze za wcześnie, wszak zostało do nich aż cztery dni. Może niektórzy z nas dostali polecenie od kardiologa – żadnych emocji. Może część miała i ma wszystko – dokładnie wszystko – w nosie. Zdarzają się przecież ludzie, których od czasów dzieciństwa nic nie cieszy, ani nic nie wzrusza. Ciekawe, że właśnie przed wyborami, w tej gorączce, najłatwiej potwierdzić swą sympatię, albo odwrotnie, do wielu – nawet tych nieznanych sobie – osób. Jeśli to tylko brak sympatii, to jeszcze nie jest tak źle. Może wypadałoby oddać nawet jakiś szacun niektórym, ale którym – o to jest pytanie. Atmosfera wyborów – tak indywidualnie przyczynowo różna – ma swoje uzasadnienie i zrozumienie. I nie ma się co obrażać. Wydaje mi się, że coraz więcej osób dochodzi do wniosku, że poradzi sobie z pracą na stanowiskach decyzyjnych w lokalnych samorządach. I to bardzo dobrze, bo jak dotąd mam wrażenie, że te stanowiska były jakby przypisane konstytucyjnie niektórym grupom obywateli. W takiej dziedzinie trzeba mieć i cechę odkrywcy, odkrywcy lokalnych życiodajnych ogólno-dostępnych „źródeł” , i cechę człowieka potrafiącego żyć wśród swoich, którego nie odstręczy stadne spanie na „słomianym materacu”, posiadającego wizję rozwoju centrów piękna również na peryferiach, czującego potrzebę powstrzymywania wpływów zewnętrznych na podstawy tradycyjnej polskiej i lokalnej kultury współżycia społecznego, człowieka otwartego na rozsądne rady i chcącego z nich korzystać, umiejącego prowadzić w tym temacie bezpośredni dialog z mieszkańcami, potrafiącego przyznać się do własnych błędów, szczerze czekającego na ewentualną krytykę, spotykającego się z mieszkańcami na terenie ich zamieszkania, umiejącego sprawiedliwie rozdzielić wśród mieszkańców możliwości zmian na lepsze najbliższego otoczenia w ich osiedlach, zdecydowanego określenia odpowiedzialności osobistej swoich współpracowników i rozliczania ich za niewywiązywanie się z obowiązków, poddawania siebie pod osąd społeczny za swoją działalność już w czasie trwania kadencji, bycie przykładem powszechnie oczekiwanych pozytywnych cech własnego charakteru, rzutowanie swoim postępowaniem na ujednolicanie wielorakich świadomości mieszkańców wynikających z ich doświadczenia lub niedoświadczenia życiowego, często będących pod wpływem mediów, człowieka posiadającego prawdziwą charyzmę opartą na serdeczności i odwadze osobistej, potrafiącego w zwykły sposób zjednywać sobie ludzi i przekonywać ich do ewentualnych wyrzeczeń, być osobą „ogólnodostępną”i przystępną, rękojmią porządku w papierach, dokumentach w swoich biurach, jak i na ulicach, spływającą – kiedy trzeba – jak balsam na ludzką ranę, nie dającą odczuć na zewnątrz, że stoi za nim wielka machina władzy, która zawsze go obroni, unikającą wazeliniarzy i kunktatorów, podpierającego mocno świętość zasad istnienia polskiego małżeństwa i polskiej rodziny wg praw Kościoła Katolickiego, stawiającego na młodych i trafiającego do nich z takimi przesłaniami, które ugruntują ich przyszłość z pozostaniem w rodzinnym mieście, oczekującego wsparcia mieszkańców w decyzji na jakim profilu czy typie działalności powinna oprzeć się strategia rozwoju miasta, czy ma to być profil turystyczny, czy działalności gospodarczej produkcyjnej, czy formie mieszanej, i w końcu człowiekiem kierującym się pokorą, której nie będzie się wstydził. Itp. i itd.
Marzenie ściętej głowy?
Sugerowanie się takim wyrażeniem niewiary jest najłatwiejszym sposobem myślenia i dopuszczania opinii, że lepiej już być nie może. Że w końcu nie jest najgorzej, że pozostający starzy wyjadacze już posiedli znajomość szlaków administracyjno-urzędowych i meandrów rzek, w których można bezpiecznie pływać, że ich legitymacje służbowe są wysoko cenione na zakulisowej politycznej giełdzie, że przed wyborami najlepiej się udają wszech remonty wszystkiego co może cieszyć oczy i być zapamiętanym opisem całej kadencji, że dodatkowo można to opisać w mediach, bo kto będzie analizował szczegóły.
Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach.
I tym optymistycznym akcentem życzę Państwu wcześniejszych przemyśleń wyborczych, niż dopiero w ciemnicach sanktuariów wyborczych.
Jacek Karcz