Reakcja inwestorów bankowych na przedstawione we wtorek przez kancelarię Prezydenta RP i Narodowy Bank Polski założenia planu restrukturyzacji kredytów frankowych graniczyła z euforią. I nic dziwnego. Indeks Banków Frankowych (wchodzą do niego banki, które najbardziej złupiły Polaków na kredytach denominowanych we frankach szwajcarskich: PKO BP, BZ WBK, Millennium, mBanku i Getin Noble Banku) zyskał na wtorkowym zamknięciu 13,4 proc., sięgając 240 punktów. Nastąpiło odbicie się od dna i wyście z dołka. Od 2014 IBF stracił bowiem 59,6 procent wartości. Mało tego. Na wczorajszej, gwałtownej zwyżce kursów tej piątki inwestorzy mogli zarobić setki milionów jak nie miliardy złotych.
Szkoda, że nikt z Kancelarii Prezydenta nie podzielił się informacjami o najnowszym projekcie ustawy frankowej. Sam bym zainwestował i po jednym dniu byłbym 15-20 procent „do przodu”.
Analitycy przewidują, że jeżeli ustawodawstwo będzie dalej szło w tym kierunku, to w ciągu kilku lat banki z nawiązką odrobią całość strat z frankowej bessy. Brawo panie prezydencie. Dogodził pan bankierom, choć sądząc ze sposobu w jaki zarabiali oni pieniądze, właściwszym słowem powinno być „banksterom”. A co frankowicze? Zostali wystrychnięci na dudka lepiej niż za rządów Platformy Obywatelskiej. I w tym przypadku ta totalna opozycja po raz pierwszy ma rację.
Przymusowego, ustawowego przewalutowania nie będzie. O kursie z dnia wzięcia kredytu należy zapomnieć. Ale w ustawie zapisano, że „nadzorca rynkowy poprzez zwiększenie wymogów ostrożnościowych, dotyczących portfela kredytów walutowych oraz rekomendacje na bankach zostanie <<wymuszone>> negocjowanie z klientami rozwiązania problemu”.
Potwierdza to europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk – A więc do przewalutowania tzw. kredytów frankowych dojdzie, bo bankom będzie się to bardziej opłacało, niż wypełnienie wyraźnie podwyższonych wymogów kapitałowych, przy czym proces takiego przewalutowania będzie musiał odbywać się za zgodą samego zainteresowanego czyli kredytobiorcy. Niezłe. Już widzę te banki, jak będą negocjować z klientami kurs przewalutowania. Zastosują całą gamę środków nacisku (od ponownego sprawdzenia wartości zabezpieczenia kredytu, aż do groźby wypowiedzenia umowy), by pozbyć się toksycznych produktów w szwajcarskiej walucie po jak najniższych kosztach.
Przecież wszyscy wiemy, że bez dobrego (czytaj drogiego) prawnika klient ma takie szanse w rozmowach z bankiem jak człowiek z parkinsonem w grze w bierki. Będzie tylko oddanie spreadu, czyli różnicy pomiędzy ceną kupna i sprzedaży waluty obcej, a to przecież w stosunku do wzrostu kwoty zadłużenia są grosze.
Andrzej Duda wystawił frankowiczów na pastwę banksterom, jednocześnie podając pomocną dłoń bankom, które najwięcej zarobiły na udzielaniu kredytów we frankach. Przepraszam denominowane do franka. Kiedy w 2015 r. bank szwajcarski uwolnił kurs franka, który poszybował do ponad 5 zł, wtedy kandydat Andrzej Duda obiecał przewalutowanie kredytu na złotówki i to po kursie z dnia podpisania umowy. Dotrzymam zobowiązań wyborczych, które składałem, choć wielu dzisiaj w to wątpi. Ale ja jestem człowiekiem niezłomnym i jestem człowiekiem wiary i wierzę, że to możliwe. Wierzę, że zdołam to zrobić – grzmiał Andrzej Duda 6 sierpnia 2015 roku.
Inaczej się patrzy na stan państwa będąc kandydatem, a inaczej będąc prezydentem – stwierdził dziś z rozbrajającą szczerością w Polsat News minister z Kancelarii Prezydenta Andrzej Dera. Na słowie prezydenta polegaj jak na Zawiszy – twierdzą harcerze, z którymi pan prezydent tak chętnie się lubi się utożsamiać. Ale co tam głowa państwa. Sam prezes Jarosław Kaczyński jeszcze nie tak dawno zadeklarował – Ludzi nie można oszukiwać, a państwo ma obowiązek ludzi przed takim wyzyskiem bronić. I obiecuję, że bez względu na różne opory i płacze, zapewne także w naszym obozie, uwolnimy Polaków z tej niewoli.
To co zrobił wczoraj Pałac to kpiny w żywe oczy. A tego ludzie (czytaj frankowicze) najbardziej nie lubią. W dodatku ich zrozumiałą złość podsycają jeszcze manipulacje w relacjach, takich jak ta we wczorajszych Wiadomościach, w której komentując „na gorąco” nową ustawę frankową Jarosław Olechowski użył sformułowania – „Części frankowiczów ustawa ta się nie podoba”. Jestem bardzo ciekaw jakiej to części frankowiczów się zatem podoba? Chyba tylko tej w Pałacu Prezydenckim, która nieopatrznie zadłużyła się w wyżej wymienionych bankach.
Wydaje mi się, ze zarówno w pałacu prezydenckim jak i we władzach Prawa i Sprawiedliwości nie zdają sobie sprawy, albo nie chcą zdawać, z determinacji złapanych w pułapkę toksycznych kredytów. W tym środowisku tlą się dwie iskry zapalne. Pierwsza to ta, że chodzi o duże dla każdego frankowicza pieniądze. A nic tak nie boli przeciętnego człowieka, jak to, kiedy pozbawia się go majątku. W dodatku bezprawnie. Po drugie rozbudzone nadzieje, które zniknęły wraz z ustawą.
Zadłużeni są zdesperowani i dobrze zorganizowani. Wszyscy, a nie „część” mają poczucie najgorsze z możliwych. Wiedzą, że z nich zakpiono. Jeśli parlament poprze ten projekt 700 tys. frankowiczów z rodzinami (nawet część już wystarczy) odwróci się od Prawa i Sprawiedliwości i ruszy po wakacjach ulicami. Lepiej się bowiem nie wywiązać, póki co, z obietnicy, niż sobie dworować z ofiar banksterskich praktyk taką formą ustawy. Stara, dobra rada – jak nie wiesz co robić, to nie rób nic.
Andrzej Potocki
Publicysta, dziennikarz śledczy, pasjonat historii. Współtworzy tygodnik „w Sieci” i portal wPolityce.pl
http://wpolityce.pl/polityka/303269-prezydencki-projekt-ustawy-o-frankowiczach-ciosem-dla-kredytobiorcow?strona=2