Elektroniczna urna, którą zaprojektował Patryk Arłamowski z Wrocławia, sama liczy głosy w chwili wrzucania kart do środka. Urządzenie pozwala na uzyskanie pełnych wyników wyborczych już kilka minut od zakończenia głosowania. Urna kosztuje 3 tysiące złotych i nikt u nas nie jest nią zainteresowany.
Jak dokładnie działa elektroniczna urna wyborcza?
Głosy wciąż oddawane są na papierowych kartach. Jednak w chwili wrzucania karty do urny jest ona skanowana, a wynik głosowania od razu zapisywany jest w systemie. Karta do głosowania pozostaje w urnie, aby w razie potrzeby można było ręcznie zweryfikować wynik pracy systemu.

Każde otwarcie urny jest wykrywane i rejestrowane automatycznie. Podobnie każda próba wyciągnięcia karty, nie ma więc możliwości sfałszowania wyborów

—mówi 26-letni wynalazca w rozmowie z „Gazetą Wrocławską.”

Dodatkowo powstają kopie tej karty. Oryginał wpada do skrzyni, ale zanim się tam znajdzie, zostaje zeskanowany przez specjalne urządzenie optyczne, podobne do skanera. Skan zostaje podpisany kluczem kryptograficznym, generowanym na podstawie unikatowych danych dotyczących wyborów oraz kodu matrycowego znajdującego się na karcie. Mamy więc pierwszą kopię w urnie, ale gdyby nawet została ukradziona cała urna, to i tak obraz każdej karty zostaje wysłany po jej wrzuceniu na serwer

—wyjaśniał Arłamowski.
Wynalazek jest prosty i mógłby wykluczyć wszystkie niejasności powstające w czasie wyborów, jednak nikt u nas nie jest nim zainteresowany. Za to bardzo interesuje się nim Algieria.

Prędzej uwierzę, że ta urna będzie sprzedawać się w Nikaragui czy Zimbabwe niż w Polsce. W Algierii wszyscy wiedzą o tym, że fałszowane są wybory i trzeba to zmienić

—komentuje Patryk Arłamowski.
Młody wynalazca marzy o wyjeździe z kraju, najchętniej do Doliny Krzemowej, gdzie wspiera się młodych wynalazców i daje im szanse na rozwój.

Moi znajomi z Politechniki wyjechali prawie wszyscy, z ekonomii połowa. Nie narzekam na Polskę dlatego, że tak trzeba czy dlatego, że robią to inni. Nie jest też prawdą, że w Polsce nie ma pracy – raczej nie ma specjalistów. Narzekam, bo klimat wokół tego, co robię, staje się coraz bardziej nieprzyjazny

—tłumaczył Arłamowski.
ann/gazetawroclawska.pl