Gigantyczna inflacja i stan kraju przemawiają raczej za tym aby pewnym paniom i panom za ich pracę już podziękować, a przynajmniej uposażenie im zmniejszyć, szczególnie, że jakoś nie wypada brać z publicznej kasy pełną garścią kiedy innym brakuje lub po prostu nie mają na życie. No chyba, że jest to jedynie wybieg, temat zastępczy, którego zadaniem jest sprytnie odwrócić uwagę społeczną od czegoś co naprawdę ugodzi w obywateli i zostanie wprowadzone tylnymi drzwiami, a naród nie zdąży zajęty tematem podwyżek zauważyć.
Podwyżki uposażenia parlamentarzystów tylko dlatego, że dawno ich nie było, to raczej kiepski argument w momencie kiedy dług publiczny w zastraszającym tempie rośnie, budżet państwa z powodu koronacyrku świeci pustkami, a wielu obywateli jest niepewna źródła swojego utrzymania. Szczególnie, że niezwykłych efektów pracy polityków jakoś ze świecą szukać, a poza tym wynagrodzenie za pracę, i to całkiem spore, nie jest jedynym ich przywilejem. I nie chodzi tym razem o kontrowersyjny chroniący ich poczynania immunitet, ale inne korzyści finansowe związane ze sprawowaniem lukratywnych funkcji społecznych.
Wszystkie wydatki wybrańców związane z wykonywaniem mandatu pokrywają podatnicy, tak więc do uposażenia trzeba doliczyć jeszcze 25 proc. jego wysokości w ramach zwolnionej z podatku diety parlamentarnej, aby poseł miał z czego pokrywać koszty działania rzekomo na rzecz wyborców. Do tego mogą na koszt państwa wozić po całym kraju swoje niezwykle cenne dla narodu osoby środkami transportu publicznego oraz oczywiście samolotami. Co miesiąc skapnie jeszcze całkiem pokaźna sumka na utrzymanie biura poselskiego, a tu możliwości zagospodarowania środków tak aby nie tylko wyborca, ale i polityk był zadowolony, wiele. Na koniec jeśli coś się nie uda i następna kadencja przejdzie koło nosa, to całkiem przyjemna odprawa się należy, w wysokości potrojonego uposażenia. Dla wielu żyć nie umierać.
Co prawda szary obywatel widzi głównie pracę parlamentarzystów i rządzących dla kraju przez pryzmat podnoszenia rąk do góry oraz zmiany przepisów nierzadko noszących znamiona ustawodawczych bubli, które z działaniem na rzecz wyborców, obiecanym przed objęciem funkcji, niewiele ma wspólnego, ale wybrańcy mają w tej materii diametralnie inne zdanie. Na przykład jak wynika z wypowiedzi szczecińskiego posła z PiS Michała Jacha, cytowanego przez portal gs24.pl, taki parlamentarzysta to ma dopiero ciężki żywot. Nie dosyć, że przedstawiciele narodu są kiepsko opłacani, a ostatnio podniesiono im uposażenie ,,W 1998 roku! Ale o tym nikt do tej pory nie napisał”, to jeszcze ich praca jest tak wymagająca, że nie mają już czasu na nic:
,,W międzyczasie była jeszcze niewielka podwyżka, za czasów, gdy marszałkiem była pani Ewa Kopacz. To było ok. 130 zł, co każdy przyzna, nie jest kwotą porażającą. Warto wspomnieć, że trzy lata temu zmniejszyliśmy sobie uposażenia i sam za tym głosowałem”.
,,Jako parlamentarzysta nie wyobrażam sobie, żebym mógł pracować na jeszcze jednym etacie. Praca posła jest tak wymagająca i czasochłonna, że nie wyobrażam sobie tego, choć są tacy, którzy prace na kilku etatach łączą. Żadna poprzednia praca, czy to w wojsku, czy spółce nie była tak absorbująca, jak posłowanie”.
Obywatele, którzy łożą na utrzymanie posłów i rządu widzą tę sprawę inaczej. I trudno się im dziwić wszak pęd do polityki jest tak ogromny, że musi być jakieś tego zjawiska wytłumaczenie. Gdyby było aż tak ciężko, drzwiami i oknami by na Wiejską się nie pchali. Jakoś trudno uwierzyć, że chodzi o pracę dla kraju i dobro wyborców. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie Super Expressu przez firmę badawczą Instytut Badań Pollster znakomita większość ankietowanych jest zbulwersowana nie tylko wysokością podwyżek przewidzianych dla polityków, ale samym ich faktem. Aż 84 proc. badanych Polaków wyraziło jednoznacznie swój sprzeciw. Co ciekawe tylko 5 proc. nie ma zdania w tej sprawie, ale dziwić może całkiem spory odsetek, 11 proc. tych, którzy nie widzą w tym nic zdrożnego.
W narodzie, który w pocie czoła haruje na całe to towarzystwo z Wiejskiej zawrzało, szczególnie ci, którym bez refleksjii zamykano biznesy i zakazywano pracy czy rodziny ofiar skierowania całego systemu ochrony zdrowia tylko na covid, mają wiele cierpkich słów do powiedzenia, ale pojawiło się na fali krytyki kilka dobrych pomysłów na sprowadzenie pazernych polityków na ziemię. Wśród nich godne uznania jest uzależnienie im wysokości wynagrodzenia od rzeczywistych osiągnięć, a ich wymiernym wskaźnikiem miałby być stan krajowej gospodarki. Średnia krajowa co miesiąc, znakomicie załatwiłaby wreszcie właściwe traktowanie opłacających ich wyborców i działania napędzające, a nie hamujące gospodarkę.
Opracowanie BC