Podnoszenie przemysłu stoczniowego z kolan i słynna szczecińska stępka to drażliwy temat dla rządu PiS.
W czerwcu mija czwarta rocznica od momentu, który miał się stać historycznym dla naszego kraju i rodzimego przemysłu stoczniowego, kiedy to z wielką pompą w Szczecińskim Parku Przemysłowym na pochylni Wulkan Nowy położono stępkę pod budowę pierwszego promu pasażerskiego nowej floty polskich przewoźników. Szczęśliwcem miało zostać przedsiębiorstwo PŻB, a wybudować ten nowoczesny, ekologiczny prom pasażersko-samochodowy ze zwiększoną przestrzenią ładunkową, miała Morska Stocznia Remontowa Gryfia.
I choć podczas ceremonii, na której nie zabrakło wysokich rangą urzędników państwowych z premierem RP na czele, dużo mówiło się o wielkiej wadze programu odbudowy floty promowej zarówno dla wzmocnienia pozycji i poprawy konkurencyjności polskich przewoźników promowych jak i wykorzystnia potencjału i odbudowy pozycji polskich stoczni, który miał się stać siłą napędową polskiej gospodarki, a wodowanie jednostki planowano na 2019 rok, to jak dotąd jedynym wymiernym efektem tego strategicznego elementu rządowego Planu na Rzecz Odpowiedzialego Rozwoju są oprócz zardzewiałej stępki, utopione niemałe pieniądze i przetasowania dotyczące spółki celowej Polskie Promy powołanej do tego zadania oraz dymisja cieszącego się wielkim uznaniem załogi prezesa PŻB Piotra Redmerskiego, dla którego interesy kołobrzeskiej spółki były ponad wszystko inne, co górze niekoniecznie musiało przypaść do gustu.
Do tego jeszcze dochodzi sprawa niedotrzymania umowy polsko-szwedzkiej z władzami portu w Ystad zobowiązującej polskiego armatora do wymiany floty na ekologiczne i nowoczesne jednostki w określonym czasie, która może się zakończyć dla strony szwedzkiej odpowiedzialnej za rozbudowę nabrzeża portu, z której zresztą wywiązała się na czas, koniecznością zwrotu sporego unijnego dofinansowania, nie mówiąc już o tym, że inwestycja nie będzie przynosiła przez najbliższe lata szwedzkiemu portowi, którego wkład własny był również ogromny, żadnych zysków.
Okazało się, że niemożliwe miało stać się możliwe. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie zapoznając się z raportem NIK dotyczącym flagowego rządowego programu Batory. Jak wynika z wniosków pokontrolnych opartych m.in. na sporządzonej ekspertyzie dla podmiotu, który potencjalnie miałby kredytować budowę promu, przez niezależnego doradcę technicznego: ,,budowa jednostki o tych parametrach nie była możliwa do zrealizowania w stoczniach szczecińskich”. W ocenie NIK bardzo źle został też wybrany podmiot do budowy promów, bowiem będąca w kiepskiej kondycji finansowej z wdrażanym właśnie planem naprawczym, bez zdolności kredytowej MSR Gryfia, miała nikłe szanse na zrealizowanie projektu, tym bardziej, że ,,jako stocznia specjalizująca się w remontach jednostek pływających, nie posiadała możliwości technicznych, organizacyjnych oraz finansowych do samodzielnej realizacji Kontraktu”. Kontrolerzy NIK odnieśli się również negatywnie do pomysłu zwodowania nowego promu z pochylni Wulkan Nowy, na co wpływ miał fakt, że ostatni raz zwodowano z niej statek w roku … 2009. „Położenie stępki nie miało uzasadnienia technologicznego i ekonomicznego. Odbyło się wbrew ogólnie przyjętym harmonogramom budowy promów”, a to z kolei ,,może mieć znamiona działania bez należytego uwzględnienia interesów Spółki” (PŻB-przyp. red.). Chodzi o poniesione koszty budowy elementu stalowej konstrukcji dna promu, czyli legendarnej już stępki jak i wykonania jej projektu kontraktowego i technicznego, pomimo tego, że instytucje finansowe nie były skore do współpracy kredytowej z PŻB z powodu negatywnej oceny zdolności stoczni wybranej jako wykonawcy. Nie zostały zachowane też obowiązujące reguły budowy promów. Jak czytamy w raporcie położenie stępki powinno nastąpić dopiero po ,,wykonaniu projektu kontraktowego, podpisaniu Addendum do Kontraktu, wykonaniu projektu technicznego, rozpoczęciu produkcji (prefabrykacja wstępna elementów kadłuba)”, a nie jak stało się w tym przypadku jeszcze przed zatwierdzeniem całości projektu kontraktowego.
Jednym słowem Najwyższa Izba Kontroli nie zostawiła suchej nitki na sposobie realizacji programu Batory, który kosztował już podatników 14 mln zł i służył jedynie do promocji polityków partii rządzącej. Z powodu zastoju i tkwienia od trzech lat ciągle we wstępnej fazie przygotowawczej oraz braku możliwości finansowania oceniono program w kategorii projektu zagrożonego, a w rekomendacjach pojawiło się nawet zalecenie nie pozostawiające większych złudzeń co do dalszej jego realizacji: ,,rezygnacja z Programów lub projektów nieprzynoszących efektów lub pozbawionych szans osiągnięcia celów, rozważenie zasadności zakończenia Programów i projektów, których realizacja jest zagrożona lub została zaniechana”. Co prawda odpowiedzialny resort ciągle robi dobrą minę do złej gry i nie przyznaje się do porażki, ale coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że zabrakło w tym wszystkim fachowców,
a politycy niestety znają się doskonale tylko na mamieniu wyborców.
Opracowanie BC
Źródło: