Orientacyjna data 12.09.2013 r.:
Prawicowa klaka przemilcza niewygodne fakty
Niedawno w bardzo reklamowanym, nowym tygodniku pojawił się artykuł o agenturalnej przeszłości arcybiskupa Życińskiego. Cmokierzy artykułu zagościli także na łamach Salonu24.pl w tagu ‘lustracja’. Prostuję wypociny autora, iż sprawę badali: Komisja Kościelna i historyk IPN, że dopiero dziennikarz prezentuje opinii publicznej smutne okoliczności sprawy. Niestety, takie stanowisko to dowód na zalutowanie się w środowisku własnego koncernu prasowego albo złej woli. Historyk IPN mógł też dezinformować dziennikarza ze względu na poglądy, że w IPN przed Kurtyką (i historykiem) nic nie było. Otóż pierwszą osobą, która badała sprawę agenturalności arcybiskupa był publicysta Stanisław Michalkiewicz. który dokumenty otrzymał jako osoba pokrzywdzona, a wśród donoszących na niego znalazł się TW ps. „Filozof”. Michalkiewicz regularnie (bodajże od 2005 r.) w swoich felietonach w „Najwyższym Czasie” wspominał o tym fakcie, pytając Kanclerza o przeszłość, o jego wizyty w lokalu kontaktowym i nie słabnącą krytykę lustracji dość niezwykłą u tak wysoko postawionego duchownego. Wieloletni monolog publicysty nie znalazł żadnego zainteresowania opinii publicznej. Przypuszczam, że z powodu zamilczenia przez media – również przez koncern, w którym teraz ukazał się wspomniany artykuł.
Muszę dodać, że jeszcze dwie rzeczy różnią publicystykę Michalkiewicza i obecne „odkrycie”. Po pierwsze: Michalkiewicz zwracał się do osoby żyjącej, która mogła zająć stanowisko w sprawie, ale wybrała przemilczenie sprawy, blokadę medialną. Obecny „odkrywca” publikuje tuż po śmierci arcybiskupa. Jeśli zrobił to umyślnie, to wpisuje się w IPN-owską tradycję nie drażnienia „Wielkich”. Już w 2005 r. ukazała się w „Rz” potężna publikacja o osobowym źródle informacji pseudonim „Delegat” – „Libella”, którego informacje dotyczyły kierownictwa „Solidarności” i audiencji u Papieża. Tożsamości źródła nie podano i tematu nie kontynuowano, chociaż sprawę opisano jako na bieżąco badaną w BEP IPN. Dopiero po śmierci ks. prałata Jankowskiego ukazała się publikacja IPN ze wskazaniem, iż to jego można utożsamiać z tym źródłem. Czy naukowiec i zatrudniająca go instytucja czekali z publikacją na śmierć prałata? Jeśli „odkrywca” sprawy Życińskiego zainteresował się nim dopiero po śmierci, to gratuluję orientacji w temacie.
Druga różnica to ilustracje w artykule – faktycznie, w czasach, gdy Stanisław Michalkiewicz otrzymywał status pokrzywdzonego, w IPN funkcjonowało tylko ksero.
Autor artykułu przemilczał także wypowiedzi reżysera Grzegorza Brauna, który wzburzył Salon podczas wizyty na KUL-u oraz sprawę wyniesienia/zaginięcia w lubelskim Oddziale IPN dokumentów (jak mniemam oryginalnych) dot. sprawy Życińskiego. Podobnie w jednym z numerów „Tygodnika Powszechnego” można przeczytać, że reżyser wypowiedział się obelżywie o arcybiskupie, ale że wypowiedź ta dotyczyła agenturalnej przeszłości, o tym informacji nie ma. Dwa różne tygodniki, a jakie podobieństwo.
WSI zlikwidowało się samo, a Gmyz dopiero się o tym dowie
Szwankuje dystrybucja „UważamRze” w mojej małej miejscowości i dopiero teraz zapoznałem się z najnowszym numerem, który poświęcono obronie Antoniego Macierewicza. Niestety bronić trzeba umieć (atakować też np. nie przez Cegiełkę).
Minister Macierewicz z Komisją d/s likwidacji WSI miał wspólny adres w koszarach BOR i dwukrotnie przemówił na oficjalnych posiedzeniach Komisji (na ponad dwadzieścia), czyli klapa, goździk, rąsia. Dla skrupulantów dodam, że obsługą finansową delegacji członków Komisji zajmowała się księgowa Komisji Weryfikacyjnej. Formalnie nic więcej minister nie miał wspólnego z likwidacją, nawet nie mianował jej członków. Jeśli chodzi o zasługi (zasługi!) nieformalne, to w tym tygodniku regularnie pojawiają się wywiady lub artykuły przewodniczącego Komisji Sławomira Cenckiewicza, więc wielokrotnie pojawiła się okazja rozmowy z nim na ten właśnie temat. Niestety prowadzący z nim wywiad to kompletne cyngle – o kompetencjach ostatniego najlepiej świadczy charakterystyka rozmówcy pod wywiadem: „Doradzał Antoniemu Macierewiczowi przy likwidacji WSI.” Jeśli ktoś komuś doradzał przy likwidacji to Macierewicz Cenckiewiczowi.
Jest to istotne rozróżnienie, bo obciążanie Macierewicza za likwidację jest fragmentem czarnego pijaru, którego istotą jest nadanie mu wizerunku osoby niezdolnej do pozytywnych działań, niszczyciela. W rzeczywistości Antoni Macierewicz jako wiceminister Obrony Narodowej i przewodniczący Komisji Weryfikacyjnej budował dwie nowe służby – SWW i SKW. Zbitka „na gruzach WSI” ma również deprecjonować jego pracę. Zadaniem Komisji Weryfikacyjnej nie było udowadnianie na potrzeby mediów, że WSI jest be, tylko niedopuszczenie do nowych służb suwerennego państwa żołnierzy, których kompetencje, uczciwość i lojalność są wątpliwe. Ten wątek warto wyeksponować – dzięki pracy Komisji Weryfikacyjnej nowe służby miały nie mieszać się w handel bronią, paliwami, edukację, parabanki i wzmocnić osłonę kontrwywiadowczą kraju.
Dla skompromitowania weryfikacji w me(r)diach wyciągano wszystkie uchybienia, afery i tragedie, które wydarzyły się na misjach wojskowych. Otóż misje zabezpieczali żołnierze WSI, a po likwidacji – funkcjonariusze SKW – b. żołnierze WSI. Żaden z nowo przyjętych „harcerzy” nie miał przecież doświadczenia pracy w warunkach wojennych. Ten wątek również jest starannie zmiatany pod dywan, bo jednej i drugiej stronie sporu nie pasuje, że można było służyć w WSI, nie służyć w Oddziale „Y” Zarządu II Sztabu Generalnego LWP, nie szkolić się w Moskwie, nie umoczyć się w III RP. Proszę spojrzeć na Raport z weryfikacji, ilu wyszkolonych w GRU się tam wymienia. Wymienia się setki, natomiast w WSI służyło …, o wiele więcej żołnierzy.
Trzecim nie pasującym, a redaktorom tygodnika nieznanym, wątkiem likwidacji WSI jest udział służb cywilnych w przekształcaniu wojskowych. Wrogość to może za duże słowo, jednak spór o środki i wyniki istniał zawsze. W III RP doszła do tego reorientacja wywiadu UOP, brak weryfikacji WSI i bezczynność kontrwywiadu WSI (Raport). Jedną z przyczyn niechęci środowiska b. WSI do zmian jest wprowadzenie sprawdzonych funkcjonariuszy UOP/ABW, czyli cywilów do wojska. Wprowadzenie „świeżej krwi” miało kolosalne znaczenie dla sterowności nowych służb, gdy poprzednia cieszyła się nie zasłużoną autonomią. W wojsku każdy cywil jest traktowany jak ciało obce, a wieloletnia służba wojskowa wyrabia patologię układów personalnych.
Wracając do tytułowej likwidacji, w tygodniku podano prawdziwe nazwiska dwóch likwidatorów – przewodniczącego i jego zastępcy, ale na łamach „Rz” pojawiły się one już 5 (pięć) lat temu. Od tego czasu wiedza na ten temat w tym koncernie prasowym nie zwiększyła się. Dość dodać, że Komisja liczyła 24 członków, mianował ich Radosław Sikorski na wniosek Prezydenta i Premiera. Kto oskarży Sikorskiego o likwidację WSI? Członkowie Komisji d/s Likwidacji WSI to w przeważającej liczbie (15 na 24) żołnierze WSI. Oni i ich koledzy nie dojechali do GRU, nie dorabiali na boku, służyli w Iraku czy Afganistanie, poddali się weryfikacji, przeszli ją pozytywnie i tworzą nowe służby. Nie takie złe te WSI, jak je malują, skoro powierzono im tę pracę.
Prawdziwy problem – zantagonizowanie środowiska nowych służb – stworzyła obecna koalicja poprzez dopuszczenie do służby żołnierzy nie zweryfikowanych, a nawet tych, którzy jej się nie poddali. Skutkiem tego zostanie odtworzony dawny układ Oddziału „Y”.
Co do bezrobocia członków obydwu Komisji dość wspomnieć, że nawet jej wojskowi członkowie w 2006 r. liczyli się z odpowiedzialnością przed komisją sejmową. Cywile nie mogą się zasłonić przed odpowiedzialnością rozkazami. W przeciwieństwie do Komisji Weryfikacyjnej członkowie Likwidacyjnej nie pobierali za pracę w niej wynagrodzenia, potraktowali to więc jako państwowy obowiązek, a niektórzy jako zaszczyt. Ci którzy narzekają na brak certyfikatu, liczą wyłącznie na państwową robotę.
Jako temat rozważań Czytelników proponuję scenariusz na 2006 r., w którym nie likwiduje się WSI, tylko weryfikuje ich kadry z obowiązkiem stawiennictwa żołnierzy przed Komisją Weryfikacyjną, a wysłuchaniu nadano rygor odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Pozostawienie szyldu osłabiłoby ataki, wiedza Komisji zwiększyłaby się, a żołnierz atakujący weryfikację miałby jawny proces karny.
Spór o immunitet posła Macierewicza jest sporem o symbole, bo w machinę likwidacji i weryfikacji służb zamieszanych było mnóstwo osób. Po prostu dziennikarze (niekompetentne cyngle) ich nazwisk nie podchwycili, bezpiecznie wspomnę o skromnym udziale ministra Zbigniewa Wassermana. Macierewicz dał twarz weryfikacji, nowe służby nie zanotowały wpadek albo czekamy na wiadomości z sejmowej Komisji Służb Specjalnych.
Czytaj więcej na: https://lustratorpolski.wordpress.com/2021/01/08/prawicowa-klaka-przemilcza-niewygodne-fakty/
fot. IPN