Jest rzeczą naprawdę niepojętą, chociaż jak mawiał Bismarck, przewidywalną, że tak zwani prości ludzie mają więcej wyobraźni, niż zafiksowani na swoich specjalizacjach profesorowie. Dokładnie słowa Bismarcka brzmiały następująco: „Osiemdziesięciu ośmiu profesorów i Ojczyzno, jesteś zgubiona”. Uważam się za prostego człowieka, formalnie jestem równie prostym magistrem paranauki zwanej socjologią, ale to, co się dzieje w tej chwili w polskiej „służbie zdrowia” przewidziałem precyzyjnie tydzień temu i nie było to specjalnie trudne do przeprowadzenia „proroctwo”. Po ośmiu miesiącach doświadczeń z całego świata, nowy minister zdrowia Adam Niedzielski wybrał „strategię”, która w słynnym Bergamo doprowadziła do ludobójstwa.
We wspomnianym artykule nie zawarłem jednej istotnej zmiany, którą Ministerstwo Zdrowia wprowadziło dopiero po publikacji i tym samym dołożyło ostatni gwóźdź do trumny włoskiej tragedii. Otóż ekonomista i menadżer Niedzielski od samego początku dbający o to, aby zadowolić poszczególne wpływowe grupy, postanowił wdrożyć specjalną procedurę pozwalającą lekarzom rodzinnym, za dodatkową stawkę, przejąć „opiekę nad pacjentem covidowym”. Tym samym Niedzielski do wszystkich błędów, jakie popełnili Włosi, dołożył turbosprężarkę i ruszył z piskiem opon w kierunku pewnej tragedii. No, ale dość metafor i cytatów ze słynnych i prostych ludzi, czas na esencjonalne podsumowanie „strategii”. Na czym konkretnie polegało ludobójstwo w Bergamo, bo tak to dokładnie trzeba nazwać. Przede wszystkim w wyniku paniki zaczęto walczyć wyłącznie z jedną „chorobą”, każdy człowiek, obojętnie z jakimi objawami lub bez objawów trafiał do szpitala, jeśli przeszedł pozytywnie przez „test”. W krótkim czasie doprowadziło to do oczywistego zapchania systemu i to na trzech poziomach.
Po pierwsze zabrakło miejsca w szpitalach, a co za tym idzie szpitale stały się jednym z głównych źródeł zakażeń. Po drugie zabrakło sprzętu, co w mediach było obrazowane tymi wszystkimi dramatami osób starszych odłączanych od respiratorów, żeby ratować młodszych. Po trzecie zabrakło personelu i to też jest naturalną konsekwencją chaotycznych działań ukierunkowanych na walkę z wiatrakami. W Polsce skorygowano tylko jeden włoski błąd, tak zwani pacjenci bezobjawowi nie trafiają do szpitali, ale pozostają pod telefoniczną „opieką” lekarzy rodzinnych. Problem polega na tym, że ta korekta, słuszna co do zasady, została doposażona w taką procedurę, która podnosi do kwadratu albo nawet do sześcianu błędy z Bergamo. Podwyższone stawki za „opiekę nad pacjentem covidowym” oczywiście wywołały lawinę zleceń na wymazy. W efekcie zdecydowana większość POZ zajmuje się w tej chwili wysyłaniem pacjentów na wymazy, a nie leczeniem. Ponadto pacjenci sami się nie „wymażą”, do tego potrzebni są ludzie, sprzęt i laboratoria i znów większość jest ukierunkowana na jednego modnego wirusa.
Nie koniec na tym, aby jakikolwiek pacjent został przyjęty do szpitala musi przejść test na medialnego wirusa, bez tego nie wiadomo gdzie go umieścić, a nie wiadomo, ponieważ pacjenci z jednym jedynym wirusem muszą być odizolowani. Wszystkie te puste hasła o zarezerwowanych łóżkach i respiratorach, nie mają żadnego odzwierciedlenia w faktach, z bardzo prostego powodu. Niemal 100% pacjentów trafia do szpitali nie z powodu modnego wirusa, ale zgłaszania konkretnych dolegliwości, takich jak zawsze: kardiologicznych, gastrycznych, ortopedycznych i tak dalej. W momencie, gdy pacjent ze złamaną nogą jest „pozytywnie wymazany”, to nie trafia na ortopedię, tylko na zakaźny do specjalnie wydzielonych łóżek i respiratorów. Przy takich absurdalnych założeniach, żaden system nie ma prawa działać, co Włosi zrozumieli w połowie maja, kiedy zwolnili miejsca szpitalne i zaczęli normalnie leczyć, jak przed „pandemią”.
Dlaczego dziś mamy 3000 przypadków i 75 zgonów? Odpowiedź jest prosta i brutalna, to jest efekt niemal zaplanowanego ludobójstwa, co gorsze zaplanowanego w Ministerstwie Zdrowia. Nie twierdzę, że jest to plan ludobójstwa przeprowadzony z premedytacją, twierdzę natomiast, że to jest wynik tylko i wyłącznie głupoty ministra Niedzielskiego i profesorów w roli doradców, którzy są zafiksowani na punkcie swoich boskich kompetencji i cen procedur medycznych. Żadne obostrzenia, nawet lockdown nie pomogą, ludzie nie przestaną chorować na znane od stuleci choroby i będą trafiać do szpitali, w których musi się dla nich znaleźć miejsce. Jeśli jakiś mądry i odważny decydent w końcu nie powie głośno tego, co jest jasne dla prostych ludzi i niepojęte dla profesorów, że chorych należy kłaść na oddziałach „zgodnych” ze schorzeniami, nie wymazami, to dojedzie do planowanego, choć niezamierzonego ludobójstwa.
Matka Kurka (Piotr Wielgucki)