Minęły dopiero dwa tygodnie nauki, sezon wirusowy się jeszcze nie zaczął a krzywa ilości uczniów, którzy przechodzą na system zdalny, niestety powoli rośnie.
Z małym wyjątkiem, w województwie lubuskim udało się jak na razie znaleźć złoty środek aby tę kolejną absurdalną krzywą po krzywej zakażeń spłaszczać. Tym razem zdrowy rozsądek wziął górę nad wyjątkowo zakaźną histerią.
Jak donosi portal gorzow.tvp.pl w regionie lubuskim mimo wykrytych przypadków zakażeń wśród pracowników szkół oraz uczniów i ich rodzin w ciągu dwóch pierwszych tygodni zajęć żadna placówka nie przeszła na tryb pracy tylko i wyłącznie zdalny. A przemyślane posunięcia zarządzających placówkami i służb sanitarnych zapobiegły całkowitemu sparaliżowaniu pracy szkół.
Rozsądne i zrównoważone balansowanie na linie, bez bardzo szkodliwej w tym przypadku paniki ustrzegło przed zastosowaniem zbiorowej kwarantanny. Jak dotąd ograniczenia zostały wprowadzone jedynie w pojedynczych klasach, a nie dla większości uczniów. Reszta dzieci i młodzieży nabywa odporności stadnej i nie została pozbawiona tak potrzebnych kontaktów społecznych i odpowiedniej jakości nauczania.
Ważne jest też to, że system mieszany, który funkcjonuje tylko w kilku lubuskich szkołach został wprowadzony jedynie tymczasowo i uczniowie, którzy zostali poddani izolacji i uczestniczą w zajęciach zdalnie mają szanse wkrótce wrócić do szkolnych ław.
Swoją drogą ciekawe jak politycy mają zamiar spłaszczać tę rosnącą niepokojąco krzywą ilości izolacji zdrowych uczniów, bo jak widać z ich poczynań, to jak na razie uparcie nie zamierzają przyznać się do pomyłki, ani tym bardziej odwołać tę mocno naciąganą pandemię. Od takiej destabilizacji uczniowie mogą w każdej chwili stać się ofiarami rozstroju nerwowego. Mimo, że nie jest on zaraźliwy, może być w takiej masie, dla przyszłości kraju bardzo niebezpieczny.
W szkołach dla uczniów obowiązkowe mycie rąk, a politykom przydałoby się obowiązkowe zmycie głów.
Opracowanie BC