Wypełnione na co dzień po brzegi podkarpackie kliniki kardiologii dziś świecą pustkami. Nie dlatego, że chorzy wyzdrowieli. Nie dzwonią po pomoc z obawy przed zarażeniem koronawirusem w szpitalu.
– Jestem ordynatorem już kilka ładnych lat. Do tej pory 60-łóżkowy oddział pękał w szwach. Teraz, jak jest 30 chorych to już sukces – podkreśla dr hab. med. prof UR Andrzej Przybylski, kierownik Kliniki Kardiologii z Pododdziałem Ostrych Zespołów Wieńcowych KSW nr 2 w Rzeszowie.
– Tygodniowo mieliśmy ok. 20 pacjentów z ostrymi zespołami wieńcowymi. Teraz bywa, że w tygodniu jest ich 4. I to samo jest w innych ośrodkach na Podkarpaciu. A przecież ci chorzy nagle nie wyzdrowieli
– dodaje.
Za: