WHO współpracując z chińską władzą i biorąc za dobrą monetę wszystkie przekazywane przez nią informacje skompromitowała się jako niezależna organizacja międzynarodowa. Co więcej, trwale przyczyniła się do rozprzestrzenienia groźnego wirusa na całym świecie.
Okruchy z chińskiego stołu
„Wstępne dochodzenie przeprowadzone pod przewodnictwem chińskich władz wykazało brak jednoznacznych dowodów na przenoszenie się nowego koronawirusa (2019-nCoV) zidentyfikowanego w Wuhan pomiędzy ludźmi” – legendarny już wpis zamieszczony przez WHO 14 stycznia 2020 r. pokazuje całkowite zaufanie do podjętych przez Pekin działań. Niestety, takie podejście nie tylko pomogło komunistycznemu reżimowi kupić czas potrzebny do ukrycia prawdziwych skutków epidemii, ale uspokoiło też światową opinię publiczną, przyczyniając się do zlekceważenia zagrożenia.
W sprawie koronawirusa Komunistyczna Partia Chin co jakiś czas zmieniała narrację. Pod koniec grudnia sugerowano, że mamy do czynienia z niegroźną wersją koronawirusa SARS. Na początku roku przekonywano, że wystarczy zamknąć targi ze zwierzętami, a wszystko wróci do normy. Jednocześnie próbowano wykazywać brak przypadków przenoszenia nowego wirusa między ludźmi. Oficjalne dane wskazywały jedynie 46 ofiar, a władze przekonywały, że nie ma się czego obawiać. Właśnie taką narrację przyjęła i rozpowszechniła WHO.
Kiedy na jaw zaczęły wychodzić kolejne przecieki, w sieci zaroiło się od pragnących przekazać światu prawdę chińskich lekarzy, a wersji o nieprzenoszeniu wirusa pomiędzy ludźmi nie dało się już obronić, komuniści znowu zmienili retorykę.
19 stycznia, nagle z dnia na dzień oficjalna liczba ofiar wzrosła do 198. Całe Wuhan odcięto od świata, lokalni urzędnicy przerzucali się odpowiedzialnością, a prezydent Xi zarządził wstrzymanie śobchodów Księżycowego Nowego Roku. Informatorzy z Kraju Środka zaczęli znikać. Do tego czasu jednak, ponad 7 milionów mieszkańców prowincji Hubei rozjechało się po Chinach i całym świecie. Dwa pierwsze, decydujące tygodnie zostały zmarnowane. Gdyby Chiny, zamiast wykorzystywać kryzys do wewnętrznych porachunków, wzięły zagrożenie na serio, mogłyby ograniczyć skutki pandemii – jak wskazują badania – nawet o 95 proc.
WHO zdawała się jedynie podążać krok w krok za Chińczykami, dostosowując swoje obserwacje do tego co zgodził się przekazać reżim. Na podstawie ochłapów rzucanych przez Pekin, budowano narrację, którą dzielono się z całym światem. A świat patrzył na WHO jak na wyrocznię.
Kiedy niezależni wirusolodzy na całym świecie ostrzegali przez ogromnym zagrożeniem, wskazywali na błędy chińskiej strategii, Światowa Organizacja Zdrowia nie szczędziła Pekinowi pochwał…
„Gratulacje należą się chińskiemu rządowi za niezwykłe środki podjęte by zapobiec wybuchowi [epidemii – red.](…) szybkość z jaką Chiny rozpoznały zagrożenie, wyizolowały wirusa, wyodrębniły genom i podzieliły się z tym z WHO jest bardzo imponująca i nie można jej wyrazić słowami. Chiny wyznaczają nowy standard w odpowiedzi na kryzys i nie jest to przesada” – mówił w styczniu Dyrektor Generalny WHO, dr Tedros Adhanom Ghebreyesus. Jednocześnie wskazywał na brak konieczności wstrzymywania kontaktów z Państwem Środka. 1,5 miesiąca później sytuacja zmieniła się nie do poznania…
„Mamy do czynienia z pandemią”, „WHO wezwała rządy państwo do podjęcia natychmiastowych i agresywnych akcji”, „jesteśmy głęboko zaniepokojeni brakiem podjętych działań” – międzynarodowa organizacja nagle zaczęła uderzać w alarmistyczne tony.
Można by jeszcze usprawiedliwiać WHO brakiem dostępu do rzetelnych informacji, gdyby nie fakt, że niektórzy od początku obnażali chińskie kłamstwa. A takich Światowa Organizacja Zdrowia konsekwentnie pomijała.
Krzyczący Tajwan
Pozostający w kontakcie ze swoimi chińskimi kolegami tajwańscy lekarze już pod koniec grudnia dostrzegli, że wirus roznosi się też między ludźmi. Momentalnie zawiadomili o tym Światową Organizację Zdrowia. Ta jednak – jak podaje Financial Times – postanowiła zachować tę informację dla siebie. Dzisiaj rząd w Tajpeju oskarża WHO o ukrywanie prawdy na temat koronawirusa przed innymi krajami.
„Podczas gdy wewnętrzna strona IHR (International Health Regulations) stanowi platformę dla wszystkich krajów służącą do przekazywania informacji na temat epidemii, żadna z informacji przekazanych przez nasz kraj tam się nie znalazła” – stwierdził Chen Chien-Jen, wiceprezydent Tajwanu, który podczas epidemii pierwszego koronawirusa SARS (2002-2003) piastował stanowisko ministra zdrowia.
Dlaczego WHO zignorowało ostrzeżenie? Z odpowiedzią przychodzi polityka, a konkretniej – polityka chińska. Otóż Światowa Organizacja Zdrowia nie uznaje Tajwanu jako niezależnego państwa. Stało się tak na skutek presji Chin, które wciąż uznają Tajwan za swoje terytorium i wpływają na organizacje międzynarodowe oraz kraje pośrednie tak, by nie traktowały rządu w Tajpeju na równi z państwami suwerennymi.
Stosunek WHO do Tajwanu idealnie obrazuje wywiad, którego mediom z Hongkongu udzielił przedstawiciel organizacji przebywający z misją w Wuhan, dr Bruce Aylward. Na pytanie czy WHO rozważa włączenie Tajwanu w swoje szeregi, najpierw udał, że nie słyszy pytania, następnie nalegał by przejść do kolejnego, a na końcu, przyciśnięty przez dziennikarkę urzędnik…rozłączył się.
Kim jest Tedros Adhanom?
Bardzo ciekawie w całej układance prezentuje się postać Dyrektora Generalnego WHO, dr Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa. 55 – letni Etiopczyk wygrał wybory na to stanowisko w 2017 roku dzięki poparciu Pekinu. Chińczycy nie postawili na byle kogo. Adhanom posiadając bogatą komunistyczną przeszłość, zrobił piorunująca karierę w szeregach Tigrajskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia – głównej partii rządzącej wówczas koalicji. Należał do grupy 9 najważniejszych osób sprawującego władzę reżimu.
Pozostałe etiopskie partie przestrzegały świat przed tym wyborem i błagały o nieakceptowanie następcy dotychczasowego dyrektora – co ciekawe Kanadyjki chińskiego pochodzenia – dr Margaret Chan. Dlaczego? Ich zdaniem Adhanom jako przedstawiciel reżimu był współodpowiedzialny za represje polityczne, prześladowanie dysydentów, korupcję, tortury, nepotyzm i faworyzację etniczną przedstawicieli własnego plemienia. W 2018 r., premier Abiy Ahmed i laureat Pokojowej Nagrody Nobla przyznał, że Tedros Adhanom służył reżimowi o charakterze terrorystycznym.
Kontrowersje dotyczą również okresu piastowania przez niego stanowiska ministra zdrowia (2005-2012). Kiedy w kraju wybuchła epidemia cholery, w skutek błędnej interpretacji lub celowych działań – część przypadków zakwalifikowano jako „ostrą biegunkę” spowodowaną przez zakażoną wodę.
ONZ w swoich raportach wskazywało, że udałoby się znacznie ograniczyć skutki choroby, gdyby na początku rzetelnie informowano o przypadkach zakażenia.
Za kadencji Adhanoma, podwoiło się zapotrzebowanie na antykoncepcję i inne metody „planowania rodziny”. W 2006 r. rząd wydał nowe rozporządzenia, znacznie ułatwiające dostęp do aborcji. Każdego roku dokonuje się w tym kraju kilkaset tysięcy „zabiegów”. W samym 2014 r. było ich ponad 630 tys. (sic!). Za przeprowadzenie ponad połowy z nich (ok. 66 proc.) odpowiadają międzynarodowe NGO’sy. Jednocześnie resort Adhanoma chwalił się drastycznym spadkiem współczynnika śmiertelności noworodków.
Obecny Dyrektor Generalny WHO utrzymuje dobre relacje z globalistycznymi organizacjami takimi jak Fundacja Billa i Melindy Gates czy fundacja rodziny Clintonów. Między innymi dzięki jego staraniom sukcesem okazała się zorganizowana w dniach 13-16 lipca 2015 r. Trzecia Międzynarodowa Konferencja dla Finansowania Rozwoju w Addis Abebie. Podczas spotkania reprezentanci krajów przyjęli, w postaci dokumentu Addis Ababa Action Agenda wszystkie globalne Cele Zrównoważonego Rozwoju.
Jako szef Rady Wykonawczej Unii Afrykańskiej przyjął cele Agendy 2063, ramowego programu rozwoju dla Afryki w myśl demokratyzacji, emancypacji, gwałtownego skoku gospodarczego, pokoju i stabilności. Twarzami jego kampanii na stanowisko szefa WHO była Senait Fisseha, adwokat na rzecz praw seksualnych i reprodukcyjnych, a wówczas Dyrektor ds. Programów Międzynarodowych w Fundacji Buffeta.
Już jako szef WHO, Adhanom – zanim doszło do wybuchu obecnej pandemii – „wsławił się” kilkoma kontrowersyjnymi decyzjami. W 2017 zaproponował na stanowisko ambasadora dobrej woli WHO nikogo innego jak…krwawego dyktatora Zimbabwe, Roberta Mugabe. Po swym wyborze pierwszy Afrykańczyk na tym stanowisku, do opracowania planu walki z gruźlicą powołał osobę z rosyjskiego resortu zdrowia. Tymczasem – zdaniem dr Zbigniewa Hałata, byłego Głównego Inspektora Sanitarnego – „Rosja ma najgorsze wyniki walki” z tą chorobą.
Jeszcze nie tak dawno niezmienne poparcie dla starań chińskiego rządu, Tedros Adhanom łączył z apelem, by nie zatrzymywać obywateli Chin na granicach innych państw, oraz sprzeciwiał się nazywaniu pandemii „wirusem z Wuhan”. Jego zdaniem miało to konotacje…rasistowskie. Na oskarżenia prezydenta Trumpa o „chinocentryczność” WHO, Dyrektor Generalny odpowiedział przestrzeganiem przed „upolitycznianiem” obecnej sytuacji. – Jeżeli chcecie mieć więcej worków z ciałami, dalej upolityczniajcie wirusa – mówił 8 kwietnia w Genewie.
Właściwy człowiek na właściwym miejscu?
Ameryka jest wściekła
Prezydent Trump, nazywając obecną sytuację jako spowodowaną „chińskim wirusem” precyzyjnie wskazuje, kto odpowiada za taki stan rzeczy. Mając jednak na uwadze powiązanie amerykańskiej i chińskiej gospodarki, swoje żale kieruje bardziej w stronę międzynarodowego ciała. W Senacie znalazły się już projekty mające na celu obcięcie finansowania dla WHO. USA przeznaczają każdego roku kwotę odpowiedzialną za 15 proc. budżetu organizacji. Powołanie specjalnego śledztwa w tej sprawie postuluje senator Rick Scott z Florydy.
„Misją WHO jest podawanie informacji medycznych całemu światu, by każdy kraj podjął odpowiednie decyzje by chronić swoich obywateli. W przypadku koronawirusa, WHO zawiodło. Muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za rozprzestrzenianie nieprawdy i pomoc komunistycznym Chinom w tuszowaniu pandemii” – napisał w oficjalnym oświadczeniu.
Wtóruje mu sen. Martha McSally z Arizony, domagająca się dymisji przewodniczącego WHO. „Musimy w jakiś sposób się do tego odnieść. Jest to po prostu nieodpowiedzialne; to co zrobili jest wbrew zdrowemu rozsądkowi, a tysiące ludzi z tego powodu dzisiaj giną” – podkreślała.
Na koniec morał. Kiedy po raz kolejny „poważna, międzynarodowa organizacja”, dysponująca armią uczonych i całą biblioteką naukowych analiz będzie chciała narzucić nam sposoby edukacji naszych dzieci, czy konstruować strategie walki ze zmianami klimatu, warto przypomnieć sobie obecną sytuację.
Piotr Relich , Pch24, A.K.