Bóg zesłał ludziom arkę „Diamond Princess”, a ludzie wyskoczyli za burtę

W zaciszu gabinetów medycznych i politycznych w czasie kryzysów od zawsze słyszy się mniej więcej takie rozmowy. Panie profesorze, jaka jest pańska ocena sytuacji, co nam grozi? Panie premierze, powiem brutalnie, proszę mi dać 3000 ludzi i jakieś zamknięte pomieszczenie oraz zgodę na przeprowadzenie eksperymentu, którego skutków nie jestem w stanie przewidzieć, to odpowiem. Nie możemy sobie na to pozwolić, panie profesorze, gdyby to się rozniosło… No więc właśnie, jesteśmy ludźmi i mamy swoje moralne ograniczenia, z pragmatycznego punktu widzenia poświęcenie 3000 ludzi, żeby uratować miliony jest wręcz koniecznie, ale kto weźmie na sumienie te, za przeproszeniem, króliki doświadczalne?

Koniec rozmowy, w dość naiwnej wersji, bo w niejednym gabinecie politycznym profesor z politykiem ustalali szczegóły takich eksperymentów, a nie oddawali się rozterkom moralnym. Faktem jednak jest, że człowiek tęskni za tym, czego mieć nie może, gdy dostaje coś na tacy, to albo tego nie widzi albo wzrusza ramionami. Na szczęście nie potrzeba żadnych sztucznych eksperymentów, eksperyment zrobił się sam i dostarczył pełnej wiedzy na temat „pandemii”. 20 stycznia 2020 roku na pokład wycieczkowca „Diamond Princess” wszedł 80-letni pasażer, 25 stycznia zawinął do portu w Hongkongu i tam wysiadł. 31 stycznia trafił do szpitala i w tym samym dniu przeszedł badanie na obecność wirusa SARS-CoV-2, z wynikiem pozytywnym. Naturalnie w pierwszej kolejności o tym fakcie została poinformowana załoga wycieczkowca i 4 lutego wszyscy pasażerowie statku wraz z załogą zostali poddani kwarantannie. W tym celu musieli zejść na ląd i udać się do szpitala w Jokohamie. Nawiasem mówiąc nie wożono ich wojskowymi ciężarówkami, jak trumny we Włoszech, dokładniej w Lombardii, chociaż było ich aż 3711, nie 450.

Z powyższych danych wynika wprost, że przez równo 14 dni pasażerowie i załoga nie mieli pojęcia z jakim „śmiertelnym niebezpieczeństwem” podróżują. 14 dni to jest też dokładny okres inkubacji wirusa, co oznacza, że 3711 ludzi zgromadzonych nawet nie w jednym mieście, ale w jednym dużym bloku pływającym, nie miało cienia szansy, aby się z wirusem nie zetknąć. Warunki idealne do wymarzonego eksperymentu, idealne pod każdym względem. Jedno zamknięte miejsce, bardzo duża próba i w całości poddana testom, co do dnia dobrany okres wspólnego przebywania, który koreluje z okresem inkubacji. Lepiej być nie może, za coś takiego niejeden profesor wirusolog dałby się pokroić, z prostego powodu – to jest gotowy model badawczy, który da się przełożyć na całą populację. I co się w wyniku naturalnego eksperymentu okazało?

Spośród 3711 „królików doświadczalnych” zaraziło się zaledwie 712, co daje 19% populacji, 81% machnęło na „wirusa” ręką. 318 zarażonych nie miało żadnych objawów, kompletnie nic, a to nam mówi, że 45% zarażonej populacji w ogóle wirus nie rusza. 387 pasażerów miało lekkie objawy, charakterystyczne dla klasycznego przeziębienia i oni zostali wyleczeni dostarczając informacji, że 54% spośród zarażonych po zażyciu polopiryny i kilkudniowej, góra kilkunastodniowej kuracji, wraca do roboty. Jedynie 7 z 3711 osób zmarło, co wskazuje na śmiertelność nie większą niż 0,18% i choćby nie wiem jak wszyscy utytułowani i domorośli epidemiolodzy się zapierali, to ten wskaźnik jak w mordę strzelił jest wskaźnikiem śmiertelności zwykłej grypy. Tyle wiemy dzięki darom niebios, ale dziwnym sposobem prawie nikt z tej wiedzy nie chce korzystać. Dlaczego? Dlatego, że ta wiedza i drogocenne wskaźniki psują „zabawę” w globalną „pandemię” i jeszcze dodatkowo „zabawę” w „kwarantannę”.

Nie potrzeba profesorskiej głowy, aby wyciągnąć podstawowe wnioski. Prawie 4 tysiące ludzi siedzi w zamkniętym bloku, jedzą w tym samym barze, chodzą po tych samych podłogach, wycierają te same poręcze, oczywiście piją alkohol, uprawiają seks, „wciągają kreski”, bo po to się przecież na takie rejsy zaciąga. I co? I kompletnie nic, promile zagrożenia, jak to w życiu, przy każdym kontakcie z wirusami, bakteriami, itd. Na koniec jeszcze jedna genialna wiadomość, której również nikt nie chce przyjąć do wiadomości, otóż 3704 ludzi ma „wirusa” z głowy, populacja uodporniła się na kolejne ze 1000 świństw, jakie fruwają w powietrzu. Proszę jeszcze raz przejrzeć wskaźniki, fakty i wnioski i potem sobie odpowiedzieć z czym mamy do czynienia i jak wielką głupotą jest udawana kwarantanna, która nie pomaga, tylko szkodzi, bo obniża odporność populacji na wszelkie wirusy, z jakim człowiek radzi sobie od zawsze.

Matka Kurka

Za: Bibula.com , A.K.

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.