Takiego obrotu wydarzeń we władzach miasta na koniec roku niewielu się spodziewało. Co prawda prezydent Mariusz Chrzanowski z partii Prawo i Sprawiedliwość został wyrzucony w 2018 roku roku, ale wydawało się, że chce i prędzej czy później powróci na łono partii matki albo przynajmniej którejś z jej koalicyjnych córek.
Mozolnie i w tajemnicy odbudowywane relacje padły z hukiem pod koniec roku. Łomża, postrzegana jest jako „pisowskie miasto”, ale władze w całości są już po drugiej stronie barykady. Nad polem politycznej wojenki pozostał niemiły smród, który wokół jej uczestników może utrzymać się długo. Oby nie objął całego miasta.
W kraju i w województwie rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Także mieszkańcy Łomży w ogromnej większości głosowali na PiS oczekując, że z obiecanej polityki uda się wyciągnąć jak najwięcej, aby móc nadrabiać zaległości. Współpraca z rządzącymi może to ułatwiać…
Łącznikiem Chrzanowskiego z PiS przez wiele miesięcy minionego roku była poseł Bernadeta Krynicka, która w kampanii samorządowej 2018 roku bohatersko stanęła przy nim, a nie przy partyjnej kontrkandydatce Agnieszce Muzyk. Wydawało się, że wykopane wówczas rowy pomiędzy Chrzanowskim i PiS będą stopniowo zasypywane. Potwierdzać to mógł zawarty na przełomie 2018 i 2019 roku układ w Radzie Miejskiej Łomży, gdzie funkcje przewodniczących komisji podzieliły między siebie kluby PiS i Chrzanowskiego.
„Układ” ten miały osobiście zaakceptować prezes Jarosław Kaczyński. Wówczas także rozpoczęły się skryte negocjacje z regionalnymi władzami PiS, o możliwości oficjalnej współpracy z Chrzanowskim. Spodziewano się, że ich domknięcie nastąpi po wyborach parlamentarnych. PiS wybory wygrał, ale niespodziewanej porażki doznała poseł Krynicka. To jak się okazuje doprowadziło do serii wydarzeń, która zwycięski PiS wyrzuciła z władz Łomży.
Niedługo po tym radni z PO, ręka w rękę z radnymi Chrzanowskiego i wsparci przez Mariusza Tarkę (zobacz: Wygląda jak… korupcja we władzach miasta – Gazeta Bezcenna nr 839 z 26 września 2019 r.), wyrzucili z funkcji w komisjach Rady Miejskiej wszystkich radnych partii Jarosława Kaczyńskiego. Zostało to potraktowane jak otwarte wypowiedzenie wojny PiS przez… Chrzanowskiego i rozpoczęło prawdziwą lawinę.
Jako pierwszy jej „ofiarą” padł Maciej Borysewicz, wiceprzewodniczący Rady Miasta z PO. W grudniu musiał złożyć wypowiedzenie z pracy w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Łomży, który podlega pod władze województwa, które są z PiS. Borysewicz odchodzi na własną prośbę, „za porozumieniem stron”, z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia, ale w zamian został zwolniony z obowiązku świadczenia pracy. Ten „układ” pozwalał uniknąć politycznej burzy i procesów sądowych, bo na zwolnienie Borysewicza potrzebna byłaby zgoda Rady Miejskiej.
Kolejnym „wydarzeniem” była pierwsza konferencja prasowa radnych PiS. Ogłosili, że przedstawiony przez prezydenta Chrzanowskiego projekt budżetu miasta na 2020 rok „nie służy rozwojowi Łomży”, i że skoro „prezydent oparł się na tych, radnych, którzy są z jego opcji plus Platforma Obywatelska”, im „nie pozostaje nic innego, jak być w opozycji”.
W „wielką” politykę wkroczył wówczas zastępca prezydenta Andrzej Stypułkowski, wywodzący się ze wsi pod Tykocinem.
Przedstawił się jako rzekomy reprezentant PiS przy prezydencie, sugerował, że władze partii współpracę z prezydentem Chrzanowski podjęły, a tylko lokalni działacze PiS są wbrew. Na to zareagował Dariusz Pionkowski, „pełnomocnik regionalny PiS”, czyli ktoś kto jednoosobowo pełni funkcję prezesa i zarządu okręgu. Jako szef partii w województwie podlaskim Piontkowski potwierdził, że rozmowy z Chrzanowskim były prowadzone, ale nie doprowadziły do porozumienia.
Odnośnie twierdzeń Stypułkowskiego, jakoby był on oficjalnym reprezentantem Prawa i Sprawiedliwości we władzach Łomży, Piontkowski stwierdził, że: „nie był oficjalnie desygnowany przez władze statutowe naszej partii na stanowisko zastępcy prezydenta Łomży”. Jego współpracę z Chrzanowskim szef wojewódzkich struktur PiS określił jako „osobisty wybór” – zaznaczając, że ta współpraca „nie oznaczała oraz nie oznacza istnienia koalicji, łączącej komitet skupiony wokół Mariusza Chrzanowskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości”.
Najwyraźniej niedoświadczony w politycznych rozgrywkach Stypułkowski, zamiast ogień gasić, zaczął dolewać oliwy. Oznajmił, że Piontkowski miałby… kłamać: „Nieprawdą jest, jak napisał w swoim oświadczeniu Pan Dariusz Piontkowski, że mój wybór na zastępcę prezydenta Łomży nie był poprzedzony wcześniejszymi negocjacjami i akceptacją przez władze strukturalne partii”.
To zdanie było w oświadczeniu Stypułkowskiego rozesłanym do mediów, przez urzędową Kancelarię Prezydenta Miasta Łomża. Napisał tam też, że jego wybór zaakceptować miał poprzedni szef wojewódzki PiS, Krzysztof Jurgiel.
Skryte „zaakceptowanie” i jawne „desygnowanie” to zupełnie inne słowa, które mają też inne znaczenia. Zastępca prezydenta Łomży najwyraźniej tego też nie wiedział. O ile atak na lokalnych działaczy PiS mógł przejść bez większego rozgłosu, to atak na wojewódzkiego pełnomocnika partii, który przy okazji jest konstytucyjnym ministrem polskiego rządu, już nie. Przypomniano sobie, że wcześniej do wojewódzkiego pełnomocnika partii trafił formalny wniosek o usunięcie Stypułkowskiego z PiS.
Kilkanaście godzin po „nieszczęśliwym” oświadczeniu Stypułkowski napisał drugie i znowu rozesłał po mediach, tym razem już z prywatnej skrzynki. To list do Dariusza Piontkowskiego, w którym oznajmił, że po niemal pięciu tysiącach dni w PiS, „postanowiłem z dniem dzisiejszym opuścić szeregi partii”. Stypułkowski mógł na tym skończyć, ale dalej odważnie, chciał mu przyłożyć: „Żałuję, że Pan nie wykazał chęci do wspólnej rozmowy na temat współpracy dla dobra Łomży”. Odważnie… albo głupio.
Gdy w lutym 2018 roku prezydent Chrzanowski powoływał na swego zastępcę Andrzeja Stypułkowskiego, nic nie mówił o jego politycznej karcie PiS. Mówił o lojalności i zaufaniu. Stypułkowski w poprzedniej kadencji był jego pełnomocnikiem ds. nadzoru właścicielskiego nad spółkami miejskimi, a w trakcie kampanii samorządowej, kimś w rodzaju szefa sztabu wyborczego.
Kolejne konsekwencje wojenki z PiS ujawniły się kilka dni później, na ostatniej w 2019 roku sesji Rady Miejskiej. Na jej wstępie rządząca „12 radnych”, z koalicji klubu prezydenta Chrzanowskiego i Platformy Obywatelskiej, złożyła dodatkowy wniosek o odwołanie z funkcji przewodniczącego Rady Miejskiej Łomży Jana Olszewskiego.
To ostatni już działacz Prawa i Sprawiedliwości we władzach miasta. Wniosek nie miał większego uzasadnienia, ani nie wskazywał merytorycznych argumentów: „Bezwzględna większość Rady Miejskiej w Łomży składając niniejszy wniosek wyraża swoje niezadowolenie z dotychczasowej pracy Pana Przewodniczącego, składając wobec niego wotum nieufności.” Także w trakcie debaty nie podawał ich, nawet na prośbę samego zainteresowanego, prezentujący wniosek Piotr Serdyński (PO).
– Wniosek spełnia wszystkie wymogi formalne, proszę o przejście do głosowania
– mówił Serdyński.
Klub radnych PiS jak i klub radnych Przyjazna Łomża zapowiedziały, że w takim głosowaniu nie będą brać udziału. Także radny niezależny Zbigniew Prosiński „poprosił mieszkańców” o zwolnienie go, bo „nie chce brać w tym udziału”.
Ostatecznie z 23 radnych w tajnym głosowaniu o odwołanie przewodniczącego uczestniczyło tylko „12 radnych” z koalicji klubu Chrzanowskiego, PO i Tarka. Wszyscy zagłosowali za odwołaniem Olszewskiego.
– Stworzenie grupy 12 radnych, grupy – nazwijmy pana prezydenta – spowodowało, że ma grupa radnych przewagę i doszła do wniosku, że ani Przyjazna Łomża, ani Prawo i Sprawiedliwość do współrządzenia nie są im potrzebne
– komentował odwołanie Jan Olszewski.
Na razie nie wybierano nowego przewodniczącego Rady Miejskiej Łomży. Ma on być wybrany w ciągu 30 dni. Według nieoficjalnych informacji są dwie kandydatury: Maciej Andrzej Borysewicz z Platformy Obywatelskiej i Alicja Konopka z klubu radnych Chrzanowskiego.
Artykuł z „Gazeta Bezcenna” nr 852z 02 stycznia 2020 4lomza.pl