Ponieważ przed świętami gorliwość religijna gwałtownie wzrasta, podajemy za mamą pięciu urwisów kilka praktycznych wskazówek, jak dzieci powinny w kościele się zachowywać.
„W ubiegłą niedzielę byłam zupełnie sama na mszy. Rzadko mam taką okazję, ale tym razem kolejne gorączki spowodowały, że musieliśmy się podzielić. Tak się złożyło, że trafiłam na mszę dla rodzin z dziećmi. Wiele wysiłku włożyłam by skupić się na ołtarzu, a nie na biegających w te i z powrotem 5-6-7-8 latkach, podjadających chipsy jabłkowe 5 latkach itp. Natchnęło mnie to do napisanie kilku słów o przyprowadzania dzieci do kościoła.
Zacznijmy od początku 🙂
Kiedy zacząć przychodzić na mszę świętą z dziećmi? Najlepiej od narodzin 🙂 Jezus przecież powiedział „pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie. (…) Do takich bowiem należy Królestwo Boże.”
My chodzimy razem z maluchami do kościoła od wyjścia ze szpitala , gdy tylko jest okazja. Oczywiście pod warunkiem , że mama czuje się na siłach 🙂 Nasz najmłodszy urodził się 2.01, a 6.01 był na swojej pierwszej Eucharystii.
Dla nas jest to naturalne. Wracamy do domu i w najbliższą niedzielę/święto idziemy na mszę. Razem.
Jakie mamy sposoby na mszę z dziećmi?
Noworodka/niemowlaka bierzemy w chuście. Dzięki temu jest szansa, że wytrzyma godzinę bez karmienia. Oczywiście takiego maluszka karmimy jeśli jest taka potrzeba. Ale muszę przyznać , że najczęściej przesypia w chuście całą mszę.
Jeśli dziecko regularnie uczestniczy w mszy świętej, to kościół i Eucharystia są dla niego czymś „normalnym”.
Na każdym etapie rozwoju pozwalamy w kościele na inne zachowanie. Noworodek/niemowlak ma prawo zjeść mleko gdy jest taka potrzeba. Starszych dzieci nigdy nie karmimy w kościele. Nie bierzemy ze sobą chrupek/chipsów /batoników/przegryzek. Umówmy się: dziecko potrafi wytrzymać godzinę bez jedzenia. Dawanie jedzenia na mszy świętej jest dla mnie brakiem szacunku do tego co się tam dzieje. Dodatkowo dzieci posilające się podczas Eucharystii rozpraszają te, które nie jedzą na mszy świętej („Mamo a czemu ten chłopiec je czekoladkę? A dlaczego my nie jemy w kościele? a czemu tamta dziewczynka ma lizaka?”). Myślę, że warto o to zawalczyć. Taka postawa niejedzenia pokazuje też, że na Eucharystii dzieje się coś ważnego, podniosłego…
Do kościoła nie bierzemy też zabawek. Wyjątkiem jest gryzak dla kilku miesięczniaka. Maluchowi, który siedzi w wózku i się nudzi wręczamy to co mamy pod ręką np paczkę chusteczek.
Zdarzało nam się brać ze sobą książeczki. Są różne wydania Biblii dla maluchów, są książeczki o mszy świętej do oglądania i te bywały z nami w kościele :). Myślę, że to dobre rozwiązanie dla dzieci na pewnym etapie 🙂 Generalnie staramy się pokazać naszym synom, że Eucharystia nie jest czasem zabawy.
Co więc zrobić by dziecko się nie nudziło?
Przede wszystkim wybieramy taką porę, w jakiej nasze dzieci najlepiej funkcjonują. My zazwyczaj chodzimy wcześnie rano, gdy maluchy są wyspane, mało marudne.
Siadamy blisko ołtarza. Zazwyczaj w pierwszej ławce. Cicho tłumaczymy na ucho co się aktualnie dzieje, zwłaszcza w kluczowych momentach. Czasami udaje nam się rano przed mszą przeczytać Ewangelię w domu i wytłumaczyć. Starszaki często sami czytają przed wyjściem, by potem łatwiej przyswoić treść. Odpowiadamy na zadawane pytania (mistrzem pytań jest aktualnie 5latek 🙂 A co to jest to złote takie? A gdzie mieszka Pan Jezus jak my wyjdziemy z kościoła? Jak Pan Jezus może byc na raz w moim sercu i w chlebie? A jak to się dzieje, że w kielichu jest krew Pana Jezusa? A jak nazywa się to co ksiądz ma na sobie?) . Staramy się przypominać co się dzieje na Eucharystii.
Nie zgadzamy się na bieganie po kościele. Najtrudniej (dla mnie przynajmniej) jest pomiędzy pierwszym a drugim-trzecim rokiem życia. I w tym okresie pozwalamy spacerować blisko nas, raczkować, zwiedzać. Ale tłumimy zapędy do biegania. Pamiętam, że gdy nasz pierworodny miał etap „nie usiedzę w miejscu” to Marcin spacerował z nim z tyłu kościoła i opowiadał stacje drogi krzyżowej 🙂 pokazywał co jest na ścianach. Starał się być w miarę cicho i nie przeszkadzać, a jednocześnie odpowiedzieć na potrzeby dziecka.
Wiele zależy oczywiście od malucha 🙂 Jeden z naszych synów uwielbiał śpiewanie na mszy i włączał się w nie bardzo szybko (miał 2,5 roku jak płynnie mówił i znał znaczną ilość modlitw śpiewanych na pamięć 🙂 ) I w ten sposób potrafił sobie zająć czas.
Nie wymagamy od naszych dzieci , żeby były zawsze cicho jak trusie. Wiemy, że to są dzieci, dla nich godzina w spokoju to długo. Mimo to przekazujemy im szacunek do Eucharystii, tłumaczymy, przypominamy, że tam właśnie dzieje się ogromny cud, przychodzi Bóg by nas nakarmić i pokrzepić własnym ciałem.
Nasza najstarsza dwójka była u wczesnej komunii świętej (jedne miał 7,5 roku, drugi 5,5 ). To też sprawiło, że trochę inaczej przeżywają Eucharystię, bardziej się włączają, więcej rozumieją. Czekają na moment przyjęcia Pana Jezusa.
Wiadomo, że bywają gorsze dni. 🙂 Kilka razy któreś z nas wychodziło z krzyczącym synem, który miał wyjątkowo trudny dzień. Ale właśnie. Gdy dziecko zaczyna krzyczeć po prostu wychodzimy na chwilkę na dwór. Uspakajamy i dopiero wtedy wracamy do środka.
Dla pocieszenia: te trudniejsze dni mijają z wiekiem. Z naszym 7 latkiem i 9 latkiem można swobodnie podyskutować o kazaniu 🙂 Czasami aż zawstydzają mnie tym ile oni zapamiętali…
Całkiem niedawno w naszej parafii był ksiądz, który głosił kazania i zbierał na rozbudowę kościoła. Musze przyznać, ze kazanie miał piękne, poruszające, pełne przykładów z życia.
Chłopcy po powrocie do domu poszli po koperty w których mają grubsze pieniądze, wręczyli mi po 100 zł każdy i … kazali przelać na budowę tego kościoła. 🙂
Zasiane ziarno wydaje plony. Potrzeba tylko byśmy o nie odpowiednio dbali 🙂
A jakie Wy macie sposoby na Eucharystię z dziećmi?”
EB