Dobić PRL w togach siłą i strachem, nic innego na peerelowską patologię nigdy nie działało
Minęło 30 lat od porozumienia przy stole, gdzie sekretarze PZPR, ubecy i ich kapusie, z udziałem kilku naiwnych z „Solidarności”, dogadali się jak na nowo zniewolić i ograbić Polskę. W tym czasie widzieliśmy takie rzeczy, jakich nie było widać choćby w Czechach o „krajach starej demokracji” nie wspomnę. Zabito w biały dzień komendanta Policji, potem zleceniodawca poszedł na raut organizowany przez ówczesną władzę. Ba! Widzieliśmy syna producenta kiełbasy i kaszanki, który został porwany, zamordowany, następnie wycięto w więzieniu prawie wszystkich świadków i do dziś nie wiadomo kto to zrobił.
Słyszeliśmy także niesamowicie „interesujące” wypowiedzi, na przykład agenta alkoholika szkolonego w Moskwie, wysokiego funkcjonariusza PZPR, Kwaśniewskiego, jak rozprawiał o demokracji, która do niedawna nazywał ludową. Widzieliśmy najpodlejszego gatunku kapusia, sprzedającego kolegów za pralkę i telewizor i tenże uchodził za legendę „Solidarności” oraz budowniczego „naszej wolności”. Prawie wszystko widzieliśmy i słyszeliśmy, co się widzi i słyszy w republikach bananowych, ale na ekranach telewizorów i na szpaltach gazet ten ponury obraz nabierał ciepłych barw albo w ogóle nie był obecny. Wszelkie próby racjonalnego układania naszych polskich spraw, desperackie apele, aby przywrócić elementarny porządek aksjologiczny, oparty na prawdzie historycznej, spotykały się z jednym wielkim rechotem niepodzielnych panów i władców nowej PRL.
Dziś mammy kolejny odcinek rajdu walcem przed sobą i gdy znów słyszę ciężkich frajerów, którzy proponują porozumienie z „kastą”, ostrożne działania i dyplomację, to chce mi się wyć, momentami nawet strzelać i to seriami z „kałacha”. Nie ma żadnej dyskusji ze złem, zło się tępi wszelkimi dostępnymi środkami. Na to towarzystwo wyrosłe z peerelowskich, a w wielu przypadkach bolszewickich korzeni, nie zadziała rozum, obiektywizm, racjonalizm, ale tylko to, czego zawsze się bali, czyli siła, bat trzymany w bezlitosnej dłoni. Do nich przemawia wyłącznie argument siły i strach, z reszty się śmieją i wykorzystują bezwzględnie do realizacji swoich brudnych biznesów. Każde poluzowanie smyczy i kagańca, każde zatrzymanie bata w połowie drogi, jest okazją do kontrataku. Najgorsze jednak, co można zrobić, to pokazać własny strach i wycofać się, takich błędów patologia PRL nie wybacza.
Z rąk pogrobowców PRL-u trzeba wyrwać wszystkie narzędzie władzy, co do jednego i przy tym procesie nie powinno być żadnych sentymentów. Prosta zasada, każdy urząd, każde wysokie stanowisko nie może mieć nic wspólnego z patologią dawnego układu i na „nawróconych” też bym uważał. Oczywiście można się na tę brutalną receptę oburzać, pisać traktaty moralne i nawoływać do nowotestamentowej miłości bliźniego, ale to już było, jak śpiewa Maryla Rodowicz i mam nadzieję, że nie wróci więcej. Jakkolwiek mało elegancko i dyplomatycznie to brzmi, jedyną metodą na oczyszczenie sądownictwa w Polsce jest argument siły, nie siła argumentu i wywołanie strachu, a nie nadstawianie drugiego policzka. I wszystko wskazuje, że tak właśnie się stanie. Amen!
Autor artykułu: Matka Kurka (Piotr Wielgucki)