– Bardzo przepraszam, ale nie wiem, jak mam się zwracać do Pana księcia?
Jeżeli nie chcecie nas urazić, to proszę zwracać się Wasza Wysokość, Jego Wysokość, Mości Książę, albo zwyczajnie – Jaśnie Panie.
– Wasza Wysokość zechce zdradzić jak zostać księciem w XXI wieku?
– Proszę bardzo. Urodziłem się przed wieloma laty w Lęborku, w czasach, jak zapewne pamiętacie ciężkich, przeto słusznie minionych. Jako chude i drobne pacholę pieszo wędrowałem do szkoły, dźwigając na wątłych ramionach okrutnie ciężki tornister. Moja droga do szkoły biegła pod górę i pod górę wiodła droga powrotna ze szkoły do domu. Pomimo trudności uczyłem się pilnie i ukończyłem edukację podstawową, a zaraz po niej trafiłem do Technikum Okrętowego w Gdańsku, które w trakcie mojej nauki zmieniło nazwę na Technikum Mechaniczno–Elektryczne w Gdańsku. Zmiana nazwy nie osłabiła mojego pędu do wiedzy, toteż wzmiankowane technikum ukończyłem w stosownym czasie. Moim marzeniem stał się motocykl. Aby go zdobyć podjąłem pracę w Rejonie Energetycznym Lębork. Wkrótce dałem się poznać z dobrej strony i awansowałem na stanowisko technika BHP. Teraz sporo zarabiałem i wkrótce kupiłem wymarzony chopper marki WSK.
– Ośmielam się przypomnieć Jego Wysokości, że zadałem pytanie jak zostać księciem.
– Słuchajcie cierpliwie dobry człowieku. Wszystko w swoim czasie. Jakem rzekł nie jestem księciem z urodzenia, lecz do godności tej doszedłem po wielu latach trudów i wyrzeczeń. Chcę zatem pokazać wam gościniec jaki wywiódł mnie na szczyty i zaszczyty. Owóż po trzech miesiącach pracy w energetyce lęborskiej awansowałem. Moja nowa praca polegała głównie na przebywaniu w terenie i ściganiu pracowników łamiących przepisy BHP. W tym celu podchodziłem skrycie do miejsca pracy brygad. Miałem spory kawał władzy w postaci mandatów karnych, które wręczałem na miejscu wykroczenia brygadziście. Szybko pojąłem, że robiąc swoje nie mogę liczyć na sympatię większości współpracowników i postanowiłem zdezerterować z pracy na uczelnię. Bez trudu zdałem egzaminy wstępne i rozpocząłem studia w Politechnice Gdańskiej. Jeszcze przed ich ukończeniem postanowiłem działać w przyszłości na własny rachunek. Tak zrobiłem i przez parę lat ciężko pracowałem rękoma i głową, a owocem tej pracy stał się dom i kawiarnia w Łebie.
– Wasza Wysokość, ja w tamtym czasie też ciężko pracowałem i dorobiłem się jedynie reumatyzmu i przepukliny.
– Znam waszą biografię i wiem, że wtedy gdy wy budowaliści w kraju socjalizm, to ja – zostawiwszy wrodzoną godność w domu, tyrałem od świtu do nocy na zmywaku w Szwecji. Dzięki temu w jeden miesiąc zarabiałem więcej niż wyście zarobili przez cały rok i w ten sposób zbudowałem fundamenty mojej przyszłej fortuny. Natomiast waszej przepuklinie i reumatyzmowi mogę śmiało przeciwstawić nabyte w Szwecji hemoroidy.
– Mości Książę kiedy i w jaki sposób powstało Księstwo Łebskie?
– Był rok 1998. Zbliżał się dzień 1 kwietnia. Jest tradycją, że w tym dniu prasa, radio i telewizja wymyślają sensacyjne i często nieprawdziwe newsy, które sprzedają publice. Pewnego poranka podczas golenia doznałem iluminacji i dostrzegłem szansę spopularyzowania Łeby w tym szczególnym dniu. Po krótkim namyśle postanowiłem ogłosić w mediach, że Łeba staje się udzielnym księstwem. W tym celu zadzwoniłem do znajomego Piotra Ostrowskiego, korespondenta telewizji rezydującego w Słupsku i przedstawiłem mu swój pomysł. Piotr pomysł „kupił” wobec czego zaprosiłem go do Łeby gdzie wypożyczyliśmy z miejscowej jednostki wojskowej szlaban i przegrodziliśmy nim szosę przy wjeździe do Łeby. Szlabanu miała pilnować straż miejska grająca role celników. W przeddzień rozpoczęcia akcji, na wielkiej tablicy stojącej obok miejscowej stacji paliw, zmieniliśmy napisy z cenami, albowiem w naszym księstwie każdy rodzaj paliwa miał kosztować tylko złotówkę za litr. Podczas przygotowań odebrałem telefon od małżonki. Powiedziała, że przed chwilą radio podało, iż w Łebie powstało księstwo i od godziny 12°° wjazd na jego teren bez specjalnego pozwolenia jest niemożliwy. W tej sytuacji nie mogliśmy już czekać na „Prima Aprilis”. Daliśmy znać telewizji i jeszcze tego samego dnia w „Teleekspressie” przekazano wiadomość o powstaniu księstwa w Łebie. Od pierwszych chwil przeżywałem trudne momenty. Dla potrzeb telewizji straż w roli celników zatrzymywała autobusy wjeżdżające i opuszczające miasto. Pytano co jest wwożone i wywożone z Łeby. Dochodziło do niesłychanie śmiesznych dialogów z kierowcami i pasażerami pojazdów, bowiem większość ludzi bezkrytycznie uwierzyła w powstanie udzielnego księstwa. Na stacji paliw ustawiła się ogromna kolejka samochodów opuszczających Łebę. Każdy z kierowców tankował pojazd do pełna i nie chciał przyjąć do wiadomości, że ceny paliw widniejące na bilbordach są sprokurowane wyłącznie na potrzeby telewizji. Również dla potrzeb telewizji załadowaliśmy do pełna bagażnik mojego mercedesa kartonami z alkoholem. Za kierownicą usiadła sympatyczna pani ze Szczecina, która zgodziła się zagrać przed kamerami rolę przemytnika alkoholu. Mercedes został zatrzymany przed szlabanem i celnicy zapytali panią co wywozi z Łeby. Powiedziała, że wywozi kilka butelek wódki, bo tu w Księstwie Łebskim butelka każdego alkoholu kosztuje jedynie 10 złotych. Poproszono panią o otwarcie bagażnika i ujawniono przemyt. Pani broniła się dzielnie twierdząc, że mężowi lekarz przepisał alkohol, więc korzystając z okazji chciała tanio zrobić zapas tego lekarstwa. Tuż po zakończeniu filmowania pani otrzymała telefon z reprymendą od rodziny, która poczuła się dotknięta jej występkiem i pokrętnymi wyjaśnieniami transmitowanymi na cały kraj.
Minął dzień 1 kwietnia i media nie podały informacji, że powstanie księstwa w Łebie było tylko żartem. Sprawa księstwa zaczęła żyć własnym życiem. Po kilku dniach przyjechali do Łeby przedstawiciele ambasady niemieckiej. Na zorganizowanym naprędce spotkaniu zadano mi pytanie, kiedy Łeba oderwie się formalnie od Polski i czy zamierza przyłączyć się do Niemiec? Zaniemówiłem z wrażenia i przyznam, że się wtedy mocno przestraszyłem. Po tygodniu w Łebie pojawili się dziennikarze niemieckiej telewizji ZDF, którym udzieliłem wywiadu. Pytano mnie ponownie, kiedy Łeba oderwie się od Polski i czy chcemy powrotu do Niemiec. Później z prośbą o wywiad zgłaszało się wiele ekip telewizyjnych z kraju i zagranicy. Wkrótce wydrukowaliśmy paszporty księstwa, a dziennikarze telewizyjni pokazali, ze już dysponujemy własną walutą i ogłosili, że wkrótce będziemy mieli gazetę oraz własny hymn.
Muszę uczciwie przyznać, że to właśnie dziennikarze z czasopism, radia i telewizji przejęli inicjatywę i to ono wymyślali nowe sensacje na temat księstwa. W tamtych czasach Księstwo Łebskie odwiedziło bardzo wielu znanych polityków. Jednym z nich był Janusz Korwin –Mikke, który oznajmił dziennikarzom, że jeżeli eksperyment łebski się sprawdzi, to za trzy lub cztery lata całą Polskę będzie można podzielić na udzielne księstwa. Do Łeby zaś przybywali stadnie znani politycy aby przydać sobie popularności.
– Czy Jego Wysokość uczynił kiedyś użytek z posiadanego rezerwuaru wiedzy energetycznej?
– A i owszem. Pewnego razu grupka hałaśliwych dziennikarzy przyciskała mnie pytaniami. Szczególnie namolny, z uporem pytał czym tak naprawdę różni się Łeba od Ustki. Na poczekaniu wymyśliłem i wygłosiłem wiadomość, że już wkrótce woda morska w Łebie będzie co najmniej o trzy stopnie cieplejsza niż w Ustce. Oznajmiłem, że planowana jest budowa linii kablowej z elektrowni szczytowo – pompowej w Żarnowcu do Szwecji. Linia ta będzie przebiegała wodą wzdłuż plaż łebskich. Kabel przewodził będzie prąd stały, a obwód będzie zamykał się przez wodę, co spowoduje jej podgrzewanie. Aby jednak zapobiec odpływaniu podgrzanej wody w głąb morza zastosujemy w Łebie pływające zapory, podobne do tych, jakie stosuje się do powstrzymania i likwidacji zanieczyszczeń olejowych. Aby rozwiać wątpliwości podnoszone przez dziennikarzy oświadczyłem, że sprawę konsultowano już w Politechnice Gdańskiej i podałem nazwisko rzekomego konsultanta projektu, będącego istotnie naukowcem tej uczelni. Tym sposobem wieści o planowanym podgrzewaniu wody w morzu poszły w świat. Spotkania z dziennikarzami bawiły mnie, ale z czasem stały się bardzo męczące.
– Myślę, że to mogło mieć związek z podeszłym wiekiem Waszej Wysokości.
– Słuchajcie… jak wam tam…czy wy chcecie mnie obrazić?
– Ależ nie Jaśnie Panie! – stukrotnie przepraszam.
– A zatem w stroju książęcym uczestniczyłem w coraz większej liczbie uroczystości, przyjęć i banalnych spotkań. Każda wizyta przybyłego do Łeby notabla wymagała mojej obecności. Odziany w nielekki, historyczny strój i obwieszony łańcuchami uczestniczyłem w niezliczonej liczbie wystawnych posiłków, co sprawiło, że szybko przybierałem na wadze. Niestety stałem się więźniem własnej popularności i brakowało mi czasu na życie prywatne. W końcu moja żona ogłosiła akcję protestacyjną i zrobiło się groźnie.
Księstwo trwało na tyle długo, że stałem się znany w całej Polsce. Mój dawny „dwór” doszedł do wniosku, że pewnie zechcę zdyskontować popularność oraz nawiązane mimochodem znajomości i zamierzam przejąć realną władzę w Łebie, celując w fotel senatorski. Byłem daleki od tego rodzaju pomysłów i docierające plotki zniechęcały mnie do dalszej zabawy w księstwo. Rozeźlony i zmęczony sam również przyczyniłem się do rozpadu grona entuzjastów księstwa. Tak więc w roku 2003 dotychczasowa formuła księstwa znalazła się w rozsypce.
– Mości Książę. W 2018 roku, minęła 20 rocznica powstania Księstwa Łeby. Jak Jaśnie Pan raczy widzieć przyszłość księstwa Łeby.
– Szczerze mówiąc kiepsko widzę. Myślę, że temat się wypalił i to co z niego pozostało to jeno żałosne popłuczyny pod dniach pełnych chwały.
– Czy Jaśnie Wielmożny Książę zrealizował wszystkie swoje fantazje?
– Nie i tu trafiliście środkiem w sedno. Miałem wiele pomysłów, ale jeden z nich górował nad wszystkimi. To miał być hit nad hity, rzecz która powinna uczynić Łebę bezkonkurencyjną na wiele, wiele lat. Miałem taki plan, aby zbudować kolejkę linową unoszącą się ponad koronami drzew. Stacja początkowa miała znajdować się na Rąbce, przed wjazdem na teren parku, a stacja końcowa na szczycie Góry Łąckiej. W moich założeniach kolejka miała przewozić początkowo 5 tys. osób i przynosić kilkadziesiąt tysięcy złotych przychodu dziennie!
– Jest mi przykro, że smutek pobrzmiewa w głosie Jaśnie Pana, więc powiem na pocieszenie, że Henryk I Łebski już znalazł się w panteonie książąt ziemi lęborskiej pomiędzy, tuż obok, albo nawet przed Mściwojem I i Raciborem II.
– Widzę i słyszę, że nie zbijaliście bąków na lekcjach historii. Powiedzcie, która z postaci książęcych jest wam najbliższa?
– Najbliższy jest mi Bolesław Szczodry i przyznam, że ów przydomek pasuje jak ulał do Waszej Wysokości.
– Te słowa potrąciły dobre struny w naszej duszy. A zatem dopóki owe struny drgają proście o co chcecie.
– Jaśnie Panie proszę o malutki hektar położony w Łebie, lub jeden milion spoczywający w lochu Waszej Wysokości.
– Widzicie, gdybym spełnił któreś z tych życzeń, to u potomnych zyskał bym przydomek rozrzutnego. Powiedzcie sami czy dobrze brzmi Henryk Rozrzutny? Widzę po waszej minie, że brzmi źle. Nie bójcie się, nie odprawię was z kwitkiem. Dostaniecie coś znacznie cenniejszego od ziemi i pieniędzy. Proszę, oto fotografia z naszą podobizną. Jeżeli napiszecie o nas życzliwie, to dorzucimy jeszcze autograf.
– Dziękuję bardzo. Jego Wysokość jest zaprawdę niezwykle szczodry!
– Sami widzicie. Nie! Nie padajcie do nóg! – nie trzeba, naprawdę nie trzeba.
Maurycy Frąckowiak