Jak zwykle świat obrazków, nieruchoma telewizja, i „pasek info” rozmieszczony na banerze wg najlepszych zasad grafikologii. Duża ilość tych obrazków porozwieszanych na słupach, na drzewach i płotach ma wywoływać wrażenie dużej mobilności obiektu i składać się na udany dokument filmowy.
Samotny baner nie wzbudza takich emocji – on nie wpisuje się w rytm walki wyborczej, on jest tym Nowym. Już na samym początku może wydawać się, że przegrał. Bo czy ktoś się zastanowi, że to może być ten twardziel, który postawił się wszystkim pozostałym. A może jest to tajemniczy jeździec Apokalipsy? Apokalipsy, która polega na odwróceniu dotychczas utrwalanych zasad o wyższości grodu nad podgrodziem.
Baner musi wisieć, bo musi jeździec Apokalipsy pobudzić wyobraźnię i zaintrygować również otoczenie innych banerów. W normalnej wielkości postaci, już w cztery oczy, na ziemi, ma podołać argumentom różnych grup mieszkańców odpowiadając na pytania i poddając pod rozwagę swoje przemyślenia i idee.
W jakiej części decyzje wyborców oparte są na głębszej analizie, a w jakiej na umysłowym ubezwłasnowolnieniu lub nie daj Panie Boże na sympatii do niestarzejącego się zdjęcia?
Każdy z wyborców nader często, indywidualnie uznaje, że taka różnorodność spojrzeń przedwyborczych wystarcza i jest to normalna kolej rzeczy, aby spełnić obywatelski obowiązek.
Taki jest prawdziwy przekrój społeczności wyborczej.
Suma tej wiedzy pozostaje tajemnicą aż do czasu rozstrzygnięcia. Niestety nie występuje tutaj system tzw. ławy przysięgłych, może szkoda.
Przez cztery lata większość spraw, nerwów, stresów przemija z wiatrem. Znikają z pamięci ewidentne punkty zaczepienia. Decyzje podejmowane w Sądny Dzień muszą być w związku z tym podejmowane jakby w stanie wyższej konieczności.
Czy komuś przyjdzie na myśl, że miasto jako całość powinno być uznawane również jako szanowany symbol jedności mieszkańców. Symbol, dzięki, któremu mieszkańcy powinni odczuwać coś w rodzaju dumy, albo po prostu dumę, z tego, że tutaj właśnie mieszkają. Symbol, który jest wieloosobowym życiem opartym na możliwości istnienia w równowadze uczuć i przywiązania do racjonalnego rozwoju komórek i tkanek, jako objawów spełnionego życia w tym, a nie innym miejscu.
Ktoś kto ma zamiar takie proporcje uszanować w otaczającej nas rzeczywistości , wieszając swoje banery, powinien być pewny na 100%, że ma w sobie po trochu z każdej cząstki takich wymagań i oczekiwań. Nie może być oczywiście daltonistą w świecie bogactwa temperatury uczuć ludzkich w danym momencie, i czekającego go urzędowego maratonu.
No i powinien mieć przy sobie w wyborczym katalogu osoby, których cechy charakterów nie są sflaczałym źródłem wzajemnej wieloletniej adoracji. To ma być drużyna młodych gniewnych, posiadających wrodzony upór walki do końca i osiągania końcowego celu. Potrzebni są ludzie, którzy są wyczuleni i rozumiejący co to jest dobro wspólne. Powinni oni umieć brać te przekonania od wszystkich mieszkańców i dbać o ich ciągłość nie siedząc w jakimś urzędniczym fotelu, albo oczekując ich osobistych pielgrzymek do urzędu.
Każdy z „banerowców” musi się liczyć z tym, że jego osobiste życie i funkcja we własnej rodzinie będzie na długo znacznie zubożona. Wydaje mi się, że tylko osoby społecznie podchodzące do wykonywania funkcji urzędowych mają szansę przejść do pamięci ludzi i historii miasta.
Poza tym żyjemy na takim podwórku, na którym jesteśmy dobijani tyloma niepotrzebnymi informacjami, celowo wyolbrzymianymi w sposób jaki ma najłagodniej trafić do umysłów ludzi chcących odpocząć po pracy, tak abyśmy sami uznali się za durnowatych, nie mogących wejść do grona ludzi tzw. wyższej kategorii, która niby nas przerasta o głowę, którzy i tylko oni mogą zrozumieć jak poruszać się wśród regulaminów, zarządzeń i tzw. procedur, a gdzie wystarczyłby przecież tylko zdrowy rozsądek.
Oni uważają, że tylko oni potrafią napisać pismo urzędowe, wniosek o dotację, być zorientowanym z góry jaka będzie odpowiedź, bo ich poplecznicy posiadają te tajemnice. A tajemnice są przeznaczone tylko dla nich.
Otóż my myślimy, że oni nas po prostu zjedzą w takiej puszczy. Ale w nas i wśród nas jest wiele pozytywów natury obronnej. A podstawowym jest ten, że nie kieruje nami oczekiwanie na zaślepiający li tylko emocjonalny, poklask opinii mieszkańców i jakichś tam „przełożonych”.
Ale zjedzą nas jeśli nie zmierzymy się sami z naszymi problemami na poziomie administracji lokalnej – na początek.
Dlatego polecam uwadze Państwa reprezentację KWW Budżet Obywatelski Reduta Lębork z kandydatem na burmistrza Arkadiuszem Mielewczykiem.
Jacek Karcz