Czy pacjent ma prawo do odwiedzin?

Od kiedy politycy postawili z powodu koronawirusowego światowego trendu cały kraj na głowie i odcięli obywatelom z powodu ratowania im zdrowia i życia dostęp do systemu opieki zdrowotnej, ci wszyscy bez covid, którym jednak udało się trafić pod skrzydła medyków, z innymi często bardziej zabójczymi schorzeniami, nie mają odpowiednich warunków, aby do dobrego zdrowia szybko dochodzić. I nie chodzi już tylko o cieszące się złą sławą posiłki jakimi w placówkach szpitalnych karmieni są pacjenci, raczej rzadko spełniające funkcję lekarstwa, ale o odizolowanie chorych od bliskich, co wywołuje kiepski stan ich ducha, a ciało odmawia wtedy szybkiej regeneracji.            

Pozbawienie człowieka podstawowych potrzeb, z jakim w czasach rzekomej zarazy mamy do czynienia na porządku dziennym, dziwi szczególnie kiedy właśnie o zdrowie i życie chodzi. Wystarczy pomyśleć na jaki dramat zostały narażone chore dzieci, których nie mogą odwiedzać w szpitalach rodzice. Pomimo tego, że społeczeństwo korzysta od miesiąca z prawa łaski i bezsensowne ograniczenia wolności wprowadzane przez polityków nie zatruwają obywatelom tak bardzo życia, to nie można tego samego powiedzieć o sytuacji w szpitalach. W ich przypadku bowiem wolną rękę co do luzowania restrykcyjnych zasad odwiedzin pozostawiono władzom placówek, które nie są wcale takie skore do odpuszczania w tej materii.                

Dziennik Bałtycki zainteresował się jak ta sprawa wygląda w szpitalach na Pomorzu i okazało się, że nieść otuchę ciężko chorym bliskim, która do wyzdrowienia jest wszak niezbędna, a kontakt zdalny bezpośredniego nie zastąpi, nie jest łatwo. W dalszym ciągu stosowany z powodu zagrożenia epidemicznego na wielką skalę nie tylko w szpitalach, ale również hospicjach czy domach pomocy społecznej zakaz odwiedzin nie wszędzie został odwołany, a jeśli nawet, to darowane zaledwie kilkanaście minut spotkania, w dodatku tylko z jedną osobą, raczej wielkiego sukcesu w rekonwalescencji nie wróży.            

Jak czytamy w portalu dziennikbaltycki.pl w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym obowiązuje zasada, że wizyta nie może trwać dłużej niż 10 minut i tylko osoby zaszczepione przeciwko covid mogą odwiedzać pacjentów, krewny niezaszczepiony może dostąpić możliwości przekroczenia progu kliniki tylko w wyjątkowych okolicznościach, oczywiście za zgodą władz placówki. W innych ośrodkach medycznych jest pod tym względem niewiele lepiej. W placówkach spółki Copernicus, co prawda nie ma segregacji na odwiedzających zaszczepionych i nie, ale obowiązują wizyty nie dłuższe niż 15 minut. Za to w Szpitalu Specjalistycznym w Chojnicach członkowie rodziny pacjentów mają na wsparcie ich w chorobie aż rekordowe pół godziny.              

W Szpitalu Powiatowym w Kartuzach, to kierujący oddziałami dopasowują czas wizyty u pacjentów i miejmy nadzieję, że kierują się szeroko rozumianym zdrowiem i życiem swoich podopiecznych. Co ciekawe w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Gdańsku choć zapewne kontakt podopiecznych z bliskimi miałby nieoceniony wpływ na ich rekonwalescencję, zakaz odwiedzin obowiązuje w dalszym ciągu i nietrudno sobie wyobrazić jak mało zły wpływ ma to na psychikę pacjentów.            

W związku z ograniczeniami i wolną amerykanką na polu dopuszczania rodzin do pacjentów oraz podopiecznych wpłynęły już niezliczone ilości skarg zarówno na ręce Rzecznika Praw Obywatelskich jak i Rzecznika Praw Pacjenta. Obywatele zadają zasadne pytanie o przepisy prawa na podstawie, których placówki podejmują te budzące wiele kontrowersji decyzje. A co najważniejsze wreszcie ktoś odważył się publicznie mówić o łamaniu praw pacjenta i o tym jak zakaz odwiedzin w szpitalach negatywnie wpływa na stan psychiczny i fizyczny chorych. Jak czytamy w portalu dziennikbaltycki.pl grupa kilkudziesięciu naukowców z całego kraju wypowiedziała się publicznie na temat szkodliwości ograniczania wizyt dla zdrowia pacjentów.             
Co prawda naukowcy oprócz apelu do ministra zdrowia o jasne, jednoznaczne określenie reguł bezpiecznych odwiedzin, takich samych dla wszystkich placówek, przykładają przy okazji rękę, podając jako możliwy przykład do wykorzystania zasady wprowadzone przez Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku, do segregacji społeczeństwa na zaszczepionych i niezaszczepionych, która z punktu widzenia transmisji mutującego wirusa i zakażania wydaje się być absurdalną, ale przynajmniej pojawił się wreszcie jakiś głos w sprawie związanej z epidemią. Niewiele jest podobnych inicjatyw w przestrzeni publicznej pozbawionej możliwości debaty społecznej na tematy dotyczące zarazy, a przywrócenie bezpośredniego kontaktu pacjentom z bliskimi ma zasadnicze znaczenie dla ich zdrowia i życia.                         

Opracowanie BC 


Źródło:     

Dodaj komentarz