I nastała błoga cisza, nikt się nie odezwie, nikt nie robi protestów, nikomu się nie chce bronić konstytucji, po tym jak Niedzielski i prezes Naczelnej Izby Lekarskiej wprost zapowiedzieli, że będą wykańczać nieprawomyślnych lekarzy. Taka deklaracja padła publicznie i co więcej na posiedzeniu komisji sejmowej, żeby było jeszcze „śmieszniej”. Najpierw Niedzielski, ekonomista i podrzędny urzędnik, który się pałętał przez ponad 20 lat po rozmaitych urzędach, nazwał lekarzy kołtunami, potem przedstawiciel NIL Andrzej Matyja oświadczył, że wszyscy „kołtuni” będą przesłuchiwani. Na koniec Niedzielski jeszcze raz podziękował NIL, że tak stanowczo walczy z kołtuństwem i prowadzi sprawy sądowe, tutaj chyba miał na myśli postępowania dyscyplinarne.
Wyobraźmy sobie teraz, że takie słowa minister zdrowia kieruje do strajkujących rezydentów i dodatkowo jest wspierany przez prezesa NIL. Uruchomienie mechanizmu praworządności przez Komisję Europejską byłoby dopiero wstępem do histerii medialnej i politycznej. Wolność w zakresie prowadzenia badań naukowych, prawo do podejmowania decyzji zgodnych z własnym sumieniem i 150 innych artykułów konstytucji cytowano by dzień i noc. Zresztą cała procedura zostałby uruchomiona w każdym innym zawodowym przypadku, nauczycieli na przykład, nie wspominając o sędziach, a nie daj Boże dziennikarzach. Tymczasem w przypadku lekarzy, w tym profesorów medycyny, którzy zaapelowali tylko i wyłącznie o to, co rzekomo gwarantuje rząd i sam Niedzielski, czyli o dobrowolność szczepień, odpalono bezprecedensową nagonkę. Czy to co powiedział minister zdrowia i prezes Naczelnej Izby Lekarskiej nosi znamiona mobbingu? Łatwo na to pytanie odpowiedzieć, gdy ustalimy podstawowe fakty i tak właśnie zamierzam zrobić.
Po pierwsze i Niedzielski i Matyja są przełożonymi lekarzy, którzy podpisali się pod listem otwartym i apelem o dobrowolność szczepień. Niedzielski jako minister zdrowia ma gigantyczny wpływ na to jak funkcjonują szpitale i zatrudnieni w nich lekarze. Przypomnę, że minister zdrowia nadzoruje NFZ, które z kolei podpisuje kontrakty ze szpitalami i samymi lekarzami prowadzącymi prywatne praktyki. Zależność lekarzy od Naczelnej Izby Lekarskiej jest jeszcze większa, ponieważ ta instytucja najzwyczajniej w świecie może zawiesić lub nawet pozbawić lekarza prawa do wykonywania zawodu. Obojętnie jak będziemy definiować te oczywiste zależności i podległości, jedno jest pewne. Minister zdrowia i prezes NIL mogą z lekarzami zrobić prawie wszystko, natomiast lekarze z tymi dwoma panami niewiele. Kto w tym układzie jest szefem, a kto przełożonym nie ma najmniejszej wątpliwości. Po drugie minister i prezes NIL wprost i publicznie nie tylko grozili lekarzom, ale jeszcze ich poniżali i znieważali, czyli wpisywali się idealnie w zjawisko mobbingu. Wreszcie po trzecie należałoby zapytać, jakim procedurom prawnym podlegają tego rodzaju zachowania i dlaczego tych procedur dotąd nie uruchomiono?
Z wyjątkiem lekarzy zatrudnionych w Ministerstwie Zdrowia, którzy podlegają bezpośrednio ministrowi, kodeks pracy odpada. Inna rzecz, że oczywiście nie ma żadnych lekarzy w MZ, którzy są nieprawomyślni. Pozostaje zatem kodeksy karny i cywilny. Prześladowani, poniżeni i zniesławieni lekarze powinni się zastanowić nad sięgnięciem po art. 218 § 1a k.k., ale tutaj też jest mowa o stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, co warto odesłać do prawników. Natomiast znieważenie i zniesławienie, czyli art. 216 i 212 kk nie podlegają większej dyskusji. Gdy publicznie, za pośrednictwem mediów i Internetu, ludzi z tłumami naukowymi nazywa się ignorantami i kołtunami w swojej dziedzinie, to wszystkie znamiona czynów zabronionych z 212 i 216 kk są wypełnione. Jeśli dochodzi do znieważenia i zniesławienia, tym łatwiej udowodnić naruszenie dóbr osobistych z art. 24 kc. Jeśli miałbym coś doradzać zaszczuwanym lekarzom to podjęcie kroków prawnych, bo w przeciwnym razie zaszczuwanie się nasili, a na obronę ze strony mediów i „konstytucjonalistów” nie ma co liczyć.
Matka Kurka (Piotr Wielgucki)