Policja nikogo nie wyprowadzała, ani nie przerwała nabożeństwa. Mundurowi ograniczyli się tylko do spisania raportu, ponieważ na niedzielnym nabożeństwie spotkało się ponad 50 osób. W całym kraju natomiast obowiązuje całkowity zakaz wszelkich zgromadzeń powyżej 50 osób.
Od ponad tygodnia obowiązuje całkowity zakaz zgromadzeń osób powyżej 50 osób. Ale nawet i w takich zgromadzeniach ludzie muszą zachować od siebie bezpieczną odległość wynoszącą co najmniej dwa metry. Wiernym, którzy przyzwyczajeni są do nabożeństw, trudno jest powstrzymać się od uczestnictwa w Mszy Świętej, jak również i od przyjmowania Eucharystii. Ale to właśnie dla tych ludzi uruchomione zostały transmisje w radiu, w telewizji i w internecie, aby mogli pomodlić się wraz z innymi osobami, zamiast narażać siebie i innych na rozprzestrzenianie się koronawirusa.
Obowiązującego obecnie prawa w zakresie zakazu zgromadzeń nie wzięli sobie do serca prawosławni wierni w parafii św. Jerzego na osiedlu Nowe Miasto. W minioną niedzielę w nabożeństwie uczestniczyło około 70 osób, choć możliwe, że nawet i więcej. Proboszcz twierdzi, że ludzie stali w odpowiedniej od siebie odległości, a na dodatek w trakcie mszy przychodzili kolejni. On sam nie chciał przerywać nabożeństwa widząc, że pomiędzy wiernymi zachowana jest bezpieczna odległość.
Niemniej, z uwagi na złamanie obowiązujących restrykcji epidemicznych, na miejsce musiała przyjechać Policja. Mundurowi jednak nie przerwali nabożeństwa, ani nie zakłócili go nakazując opuszczenie świątyni. Spisali na miejscu notatkę, która z pewnością będzie podstawą do wyjaśnienia sytuacji – dlaczego nikt nie dopilnował obowiązku przebywania w jednym miejscu mniejszej liczby niż 50 osób.
W każdym razie, już kilka godzin po tej sytuacji, otrzymaliśmy maila na naszą skrzynkę kontaktową. Sądząc po treści maila jest to pracodawca, który znał tę lub inną sytuację z cerkwi i obawia się o możliwość zakażenia koronawirusem. Nie ma też możliwości wypytywania pracownika o sprawy prywatne, jak udział w nabożeństwie.
„Może ktoś w końcu zwróci uwagę na temat taki: wyznawcy prawosławia, którzy nie maja dyspensy- idą w niedziele do cerkwi, a po niedzieli przychodzą do innych ludzi do pracy! Co robić z takim pracownikiem? czy dopuszczać go do pracy np. w biurze? czy też nie? Czy w ogóle pracodawca moze pytać o sprawy tak osobiste, jak niedzielna wizyta w światyni? A jeśli już pracodawca powziął inf. sprawdzone, że pracownik był w cerkwi to delegować go do pracy zdalnej? A co – jeśli pracownik chce pracować w miejscu pracy? To naprawdę jest problem”
– czytamy w wiadomości, którą nam przesłano (pisownia oryginalna).
To faktycznie może być spory problem dla pracodawców, ale i współpracowników, którzy mogą czuć się zagrożeni. Tym bardziej, że Polska wchodzi właśnie w fazę rozwoju epidemii koronawirusa. Tu chyba dobrego rozwiązania nie ma i nie będzie. Można jedynie ponawiać apele o to, aby wierni tak kościoła prawosławnego, jak i katolickiego, stosowali się do zaleceń sanitarnych. Mają wszak możliwość uczestnictwa w nabożeństwie poprzez media lub internet.
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska
Źródło: ddb24.pl