Cisza na temat Szwecji – 30% albo L

W przeciwieństwie do zdecydowanej większości krajów, które z powodu pandemii koronawirusa wprowadzają kolejne ograniczenia, Szwecja poszła zupełnie inną drogą. I na razie to się sprawdza.

Kiedy zdecydowana większość krajów na świecie nakazuje obywatelom pozostać w domach, aby powstrzymać epidemie, w Szwecji życie płynie prawie tak jak przed koronawirusem.

Czy to właściwa postawa, zastanawia się świat? Granice otwarte, szkoły też, ludzie w kawiarniach i restauracjach.

Tak wygląda szwedzki eksperyment w walce z wirusem. Jest 3500 zakażeń, ok. sto ofiar i przybył tylko zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób, co może być próbą zmiany strategii walki z epidemią.

Na razie eksperci medyczni rządu Szwecji mówią: żadnych blokad gospodarczych i społecznych.

Anders Tegnell, epidemiolog, mówi, że taka postawa oznacza, że szwedzkie agencje, jak Agencja Zdrowia Publicznego, cieszą się uznaniem i jest niechęć polityków, którzy chcieliby dominować nad opiniami ekspertów.

W wypowiedzi dla Daily Telegraph tłumaczy, że decyzji nie podejmuje sam. Przyznał, że jeśli zakażeń przybędzie, a Szwecja znajdzie się w podobnej sytuacji, jak Włochy czy Hiszpania, runie na niego lawina krytyki.

– Ja i agencja będziemy za to odpowiedzialni. Ale czułbym się dużo gorzej podejmując decyzje, w które nie wierzę – mówi.

Władze apelują do ludzi starszych o pozostanie w domu i zalecają samotne spacery na dworze, a premier mówi, że w tej sytuacji nie można wszystkiego określić w przepisach ani zakazać.

W przeciwieństwie do Danii i Norwegii, które zamknęły szkoły, a w Danii zabrania się zgromadzeń większych niż 10 osób, życie w Szwecji pozostaje w zasadzie bez zmian.

– Myślę, że to trochę nieodpowiedzialne – mówi ojciec odbierający córkę ze szkoły w Malmö, który jest za tym, by wzorem Danii, wprowadzić wiele ograniczeń.

Skarży się, że dzieci, których rodzice mieli objawy podobne do koronawirusa, nadal chodziły do szkoły, choć same nie miały objawów.

Johan Heander, inny rodzic, jest zdania, że Szwecja i Wielka Brytania były jedynymi rozsądnymi krajami ws. epidemii, ale Wyspy się przestraszyły, poszły inną drogą.

Szwecja nie zamyka szkół, bo w kraju, w którym dzieci raczej nie słuchają rodziców, taki ruch ograniczyłby jedną czwartą siły roboczej, bo ktoś musiałby się dzieciakami opiekować.

Zamknięcie szkół spowodowałoby to więcej dzieci na ulicach i większe ryzyko zarażenia osób starszych.

Zdaniem Tegnella, niewiele jest dowodów na korzyści z restrykcji ograniczających nasze życie. Jedyne badania dotyczyły grypy, a to inna choroba i nawet w jej przypadku ważny jest moment użycia blokad – mówi.

Nie można na długo zamykać szkół, bo miałoby to negatywny wpływ na dzieci, na ich wykształcenie i na ich zdrowie, dodaje.

Tegnell zauważył też, że w przeciwieństwie do Włoch i Hiszpanii, bardzo rzadko w Szwecji kilka pokoleń rodziny mieszka pod jednym dachem, co ułatwia izolację starszych ludzi.

– Różni to nas od innych krajów – mówi. Osoby starsze spotykają się głównie ze starszymi, a młodsi głównie z osobami młodszymi. To daje nam szansę, aby chronić naszych starszych.

Eksperci są podzieleni. 10 marca grupa lekarzy i opublikował opinię w gazecie medycznej, ostrzegając o potencjalnym „katastrofalnym wpływie” na szwedzką służbę zdrowia, jeśli nie zostaną podjęte ostre działania. Potem 2000 szwedzkich badaczy i profesorów uniwersyteckich wysłało list otwarty do rządu wzywając do zaostrzenia środków.

– Mam wrażenie, że chcą doprowadzić do zakażeń, aby uzyskać zbiorową odporność, ale jest to cyniczne, bo może kosztować setki, może tysiące istniej – mówił Olle Kämpe, prof. uniwersytetu medycznego Karolinska Institutet.

Na razie jest za wcześnie, aby powiedzieć, jak rozwinie się epidemia. Szwecja tkwi przy obecnej strategii i wskaźniki ofiar na milion mieszkańców wskazują, że jej droga jest słuszna. Przynajmniej na razie.

źródło: pomorska.pl

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.