Dziadek Romana Giertycha stworzył system poglądów, który zaprowadził jego uczniów na manowce współpracy z bezpieką
Czy nam się to podoba, czy nie, państwem polskim jest dzisiaj Polska Rzeczpospolita Ludowa. Owa Rzeczpospolita Ludowa jest dla naszego narodu wielką zdobyczą, której trzeba strzec jak oka w głowie”. Autorem tych słów nie jest aktywista PZPR ani nawet obywatel PRL. W 1974 r. wyszły one spod pióra jednego z czołowych publicystów i działaczy narodowych na emigracji – Jędrzeja Giertycha, dziadka obecnego wicepremiera Romana Giertycha.
Po wprowadzeniu stanu wojennego stanowisko Giertycha stało się jeszcze bardziej wyraziste i dobitne: „Zapewne nie spodoba się to niektórym moim czytelnikom, lecz oświadczam otwarcie, że uważam, że dobrze się stało, iż omawiany tu przewrót w dniu 13 grudnia nastąpił. Ale przede wszystkim uważam, że dobrze się stało, że znalazł się ktoś, kto umiał nagłym aktem woli przeszkodzić dojściu do skutku rewolucji, która wiodła Polskę pod każdym względem ku katastrofie. Cieszę się także, że cała operacja wprowadzenia stanu wojennego przeprowadzona została tak sprawnie i prawie że bezboleśnie”.
System Giertycha
Koncepcje polityczne Jędrzeja Giertycha były bliskie działającemu w kraju środowisku narodowemu, które na większą skalę uaktywniło się po 1976 r. Dały one o sobie znać jednak przede wszystkim po powstaniu „Solidarności”. I chociaż Giertych nigdy nie wkroczył na drogę kolaboracji z komunistami, to stworzył system poglądów, który zaprowadził niektórych z jego uczniów w kraju na manowce współpracy z bezpieką.
Giertych, mimo że przebywał na wygnaniu w Londynie, dystansował się wobec poglądów legalistycznych – potępiał rząd polski na uchodźstwie i działalność stronnictw emigracyjnych (w tym Stronnictwa Narodowego). A po 1956 r. w zasadzie uznał PRL za swoją ojczyznę, której w sojuszu z Sowietami należy bronić przed zakusami niemieckich rewizjonistów oraz powiązanych z częścią aparatu władzy i Zachodem masonów i trockistów z Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, Komitetu Obrony Robotników i „Solidarności”.
Według niego, PRL była kolejną, równoprawną formą polskiej państwowości, która po 1956 r. odzyskiwała stopniowo suwerenność,
a po 1968 r. przez wyeliminowanie z aparatu władzy Żydów ulegała ewolucyjnie przekształceniu w państwo narodowe. Dla komunistów Giertych był pożyteczny ze względu na prezentowany w publikacjach „polityczny realizm”, który zbliżał go do PRL, a zarazem oddalał od emigracji.
Neoendecja
Funkcjonujące w PRL środowiska neoendeckie pozostawały pod wpływem poglądów głoszonych przez Giertycha. Krajowi narodowcy byli zlepkiem skonfliktowanych osób i drobnych grup nawiązujących do tradycji Narodowej Demokracji. Działały one niezależnie od siebie w całym kraju bądź w ramach lub na obrzeżach legalnych organizacji, takich jak Polski Związek Katolicko-Społeczny, Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald, stowarzyszenie Pax, NSZZ „Solidarność” (niektóre komisje zakładowe) czy Polski Ruch Odrodzenia Narodowego.
Spiritus movens środowiska narodowego w kraju był Jan Kanty Matłachowski, zaprzyjaźniony w przeszłości z Giertychem. Po powrocie do kraju w 1961 r. cieszył się sporym autorytetem w krajowych środowiskach narodowych, choć nigdy nie dorównywał w tym względzie Konstantemu Skrzyńskiemu, Leonowi Mireckiemu i Napoleonowi Siemaszce. Był animatorem nieformalnych spotkań środowisk narodowych. Wykorzystywał w tym celu stowarzyszenie Pax i Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, w którym tworzył tzw. krąg działaczy narodowych. W latach 70. i 80., organizował spotkania dyskusyjne, m.in. w swoim mieszkaniu w Warszawie. Jeden z młodszych aktywistów narodowych miał nawet wyrazić o nim jakże znamienną opinię, że Matłachowski powinien być dla narodowców tym, kim dla korowców jest Edward Lipiński.
Agent Maksym
Za Matłachowskim stała przede wszystkim legenda przedwojennego działacza Stronnictwa Narodowego, którego w latach 30. dostrzegł sam Roman Dmowski, włączając go do elitarnego zespołu doradczego, zwanego „siódemką”, a później „dziewiątką”. W czasie wojny Matłachowski dał się poznać jako dobry konspirator i członek władz krajowych obozu narodowego (ps. Ostoja). W grudniu 1945 r. zbiegł na Zachód i osiadł w Londynie, gdzie angażował się w działalność kombatancką i polityczną.
Od lat 50. Matłachowski był agentem bezpieki i jako tajny współpracownik Maksym był wykorzystywany m.in. w kombinacjach operacyjnych wywiadu PRL, związanych z tzw. akcją repatriacyjną (w tym ze sprawą ściągnięcia do kraju Stanisława Cata Mackiewicza), donosił na Giertycha i kontrolował go operacyjnie, inwigilował krajowe i emigracyjne środowiska kombatanckie, typował działaczy emigracyjnych do współpracy z bezpieką. A wydawany przez niego w Londynie „Tygodnik” był pismem kontrolowanym i sponsorowanym przez komunistyczny wywiad. Po powrocie do kraju Matłachowski kontynuował współpracę z SB, za co otrzymywał wynagrodzenie. Prawie do ostatnich swoich dni był agentem Departamentu III MSW.
Jak wielu innych agentów narodowców i prawicowców Matłachowski uważał, że należy podjąć z SB grę polityczną, gdyż po 1968 r. komunistyczna policja polityczna, a zwłaszcza wojsko reprezentowały zbieżny z poglądami endecji „kierunek narodowy” w obozie władzy PRL. „Z dwojga złego lepszy bandyta nacjonalbolszewik niż bandyta kosmopolita” – jak określi tę filozofię badacz obozu narodowego prof. Jan Żaryn. W przekonaniu Matłachowskiego należało zatem nie tylko utrzymywać kontakty z bezpieką, ale przez służby specjalne oddziaływać, wzmacniać i wspierać „opcję narodową” w aparacie partyjno-administracyjnym Polski Ludowej.
Dla SB taka postawa była czytelna, dlatego też w kontaktach z agenturą odwoływano się do tzw. patriotycznych pobudek i wspólnej walki z „trockistami i Żydami” z KOR i „Solidarności”. Donoszenie na „trockistów i Żydów” z KOR i „Solidarności” było więc dla Maksyma czymś naturalnym. Nie miał on też skrupułów, by inwigilować osoby zaangażowane w działalność antykomunistyczną, a nawet formułować koncepcje na temat ich zwalczania przez władze PRL. Miał wręcz wyznać oficerowi SB, że „biorąc pod uwagę cele strategiczne grup dysydenckich oraz ich zoologiczną antyradzieckość”, działalność tę uznać należy za „wyjątkowo szkodliwą” i „wymierzoną przeciwko podstawowym interesom narodu polskiego”.
Kara śmierci dla Kuronia?
Jak się wydaje, prawdziwym dramatem był dla Maksyma sierpień ’80 – powstanie „Solidarności” i wzrost nastrojów antykomunistycznych w kraju. W ocenie sytuacji zgadzał się z bezpieką. Jesienią 1980 r. mówił o potrzebie eliminacji „korowców” z „Solidarności”, „skazaniu na najwyższe kary co najmniej 10 przywódców KSS KOR”, „likwidacji Kuronia i jego popleczników z życia politycznego”, wyeliminowaniu z życia społeczno-politycznego Konfederacji Polski Niepodległej i rychłym skazaniu Leszka Moczulskiego za głoszenie haseł „szowinistycznych i antyradzieckich”.
Według Matłachowskiego, zdecydowana rozprawa z „korowcami” i opanowaną przez nich „Solidarnością” miała nastąpić przez wprowadzenie stanu wyjątkowego i postawienie ich przed sądami wojskowymi. Jednocześnie władze powinny wzmocnić „orientację proradziecką poza partią” przez legalizację organizacji neoendeckiej, która powinna zaatakować KSS KOR za „jego mafijne powiązania z Zachodem
i międzynarodowym żydostwem”. Maksym twierdził także, że grupa ta powinna być „odpowiednio sterowana przez władzę”, ale z prawem do wydawania własnego pisma nawiązującego do tradycji paryskich „Horyzontów”, które na emigracji wydawał Witold Olszewski, notabene też agent bezpieki o pseudonimie Wysoki.
Salony bezpieki
Również inni narodowcy mieli kontakty z SB. Wiadomo na przykład, że zajmujący ważne miejsce w krajowym środowisku narodowym mecenas Napoleon Siemaszko od lat 70. utrzymywał związki z bezpieką. Prowadził w mieszkaniu w Warszawie salon – miejsce spotkań działaczy narodowych różnych pokoleń.
Z zachowanych w IPN akt – dodajmy, że niekompletnych – wynika, iż na początku lat 70. bezpiece udało się z nim nawiązać regularny kontakt. Funkcjonariusze Departamentu III MSW uznali, że ze względu na postawę ideową Siemaszki powinien być to rodzaj niezobowiązującego dialogu operacyjnego, gdyż propozycja formalnego werbunku może go odstraszyć. Z czasem – według SB – opory te miały ustępować. Był coraz bardziej lojalny. Podczas jednego ze spotkań Siemaszko miał nawet zadeklarować pomoc w inwigilowaniu „osób lub grup wywodzących się ze Stronnictwa Narodowego, co do których zachodzi uzasadnione przypuszczenie, że prowadzą działalność polityczną sprzeczną z interesami Polski i przeciw obecnej rzeczywistości”.
Jednym z najbliższych współpracowników Jana Matłachowskiego był Bogusław Rybicki, który współpracował z SB – jako TW Rogulski. Był działaczem Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”, Zjednoczenia Patriotycznego Grunwald i wydawcą książek o tematyce narodowej i antysemickiej. Przez zaangażowanie w Grunwaldzie poznał środowisko aktywistów PZPR skupionych wokół Tadeusza Grabskiego. Znał też oficerów Ludowego Wojska Polskiego z Akademii Sztabu Generalnego i Wojskowej Akademii Politycznej, redakcje „Rzeczywistości” i „Żołnierza Wolności”, a przez kontakty kościelne także członków Prymasowskiej Rady Społecznej i Kurii Metropolitarnej w Warszawie. Podczas rozmów z SB „analizował” sytuację w episkopacie przez pryzmat „wpływów żydowskich”, a swojemu opiekunowi z Biura Studiów MSW przekazywał drukowaną przez siebie „literaturę narodową” (m.in. „Protokoły mędrców Syjonu”, „Masonerię w Polsce współczesnej”).
Nie lada autorytetem w środowiskach narodowych do dziś cieszy się Tadeusz Bednarczyk, który uchodził za jednego z głównych znawców problematyki żydowskiej. Autorytet Bednarczyka miał w dużej mierze wynikać z jego doświadczeń wojennych, gdyż – jak sam opowiadał – był z ramienia władz podziemnych odpowiedzialny za pomoc warszawskiemu gettu. Miał też być faktycznym założycielem Żydowskiego Związku Wojskowego. Historycy – tacy jak Dariusz Libionka – kwestionują wspomnienia i opowieści wojenne Bednarczyka. Jest natomiast faktem, że przez całe życie Bednarczyk ukrywał swoją służbę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Po wojnie był kierownikiem sanatorium MBP w Kudowie, gdzie prowadził nieobyczajne życie oraz karał chłostą Niemców i Niemki zatrudnione w sanatorium. Był na tyle okrutny, że jego przełożeni z bezpieki postanowili się go pozbyć z resortu w 1946 r. W latach 60. Bednarczyk został pozyskany do współpracy z SB jako kontakt poufny do rozpracowywania m.in. działacza komunistycznego i dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego Bernarda Marka. Na początku lat 80. Bednarczyk związał się z ZP Grunwald i znów był wykorzystywany przez SB, tym razem do inwigilacji środowiska endeckiego w kraju – jako kontakt operacyjny Tadeusz. Ciekawostką może być to, że w III RP Bednarczyk związał się z Samoobroną, którą wspierał swego czasu w kampanii wyborczej.
Jeszcze inni, przekładając na praktykę na przykład wyznawaną ideę „niekomunistycznej orientacji proradzieckiej”, nawiązywali kontakty z sowiecką ambasadą bądź bezpośrednio ze służbami Związku Sowieckiego. W aktach jednej ze spraw operacyjnych SB z lat 80. znajdujemy informację, że związany z obozem narodowym Józef Kossecki chwalił się w środowisku endeckim, że „byli u niego niedawno znajomi z Mińska ze szkoły KGB”. Kossecki był w 1990 r. szefem kampanii Tymińskiego i czołowym działaczem Partii X.
Sieroty po PRL
Trudno dziś pojąć, jak obóz polityczny, który był ruchem antykomunistycznym (wynikało to z awersji do kosmopolityzmu i internacjonalizmu oraz katolickiego oblicza wyznawanego nacjonalizmu) i w zasadzie pierwszy w czasie II wojny światowej zdefiniował Sowietów jako naszego okupanta, a po 1943 r. – jako głównego wroga; obóz, który z pasją był niszczony przez NKWD, MBP i KBW, mógł z siebie wydać cały zastęp kolaborantów. Odsłaniając dzieje tego obozu i jego losy, nie powinniśmy się dziwić, że współcześni neoendecy przypominają raczej skłócone sieroty po PRL niż spadkobierców Popławskich i Dmowskich, żołnierzy NSZ i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego czy działaczy emigracyjnego SN.
Warto, byśmy jednak pamiętali o rzeszach narodowców, którzy w okresie wojny, drugiej konspiracji oraz w ubeckich kazamatach oddali życie za wolną Polskę. Wielu przetrwało powojenną eksterminację, zeszło do „głębszego podziemia” wewnętrznej emigracji, zachowało godność w PRL, nie angażując się w koncesjonowane przybudówki moczarowców, za co płacili często prześladowaniem przez SB. To oni byli i są faktycznymi spadkobiercami obozu narodowego.
źródło: wprost.pl