Neolingwistyka ta jest tylko prawie tęczowa – bo tylko sześciokolorowa. Prawdziwa tęcza jest siedmiobarwna. Ale przejdźmy do meritum. Oto w słowniku etymologicznym Aleksandra Brücknera znajdujemy źródłosłów rzeczowników „małżonka”, „małżeństwo”. Małżonka –to słowo złożone. Pierwotnie brzmiało „małżona” – t.j. kobieta poślubiona uroczyście „na mał” – czyli ‘na umowę’. Niemieckie ’mal’ oznacza ‘wiece sądowe’, gdzie ogłaszano umowę slubną (Mahlschatz – posag, Mahlring – pierścień ślubny). Z „małżony” urobiono liczbę podwójną „małżonkowie”, a później dorobiono nową liczbę pojedynczą „małżonek”.
Z powyższego wywodu wynika, że „małżeństwo” to prawna umowa o kobietę – czyli poślubienie kobiety. Dotąd oznaczało poślubienie przez mężczyznę. Ta definicja określa sytuację z punktu widzenia pana młodego. Zaś z punktu widzenia panny młodej taka umowa oznacza zamążpójście – czyli poślubienie mężczyzny przez kobietę. Są to określenia funkcjonujące w prawnej obyczajowości społecznej wynikłej z praw przyrody.
W sytuacji zmian obyczajowości musimy zastanowić się, jaką terminologię przyj-miemy dla prawnych umów ślubnych między partnerami jednopłciowymi ?
Mam tu następujące propozycje: 1. kobieta z kobietą – „mał||żeństwo zdwojone”: kobieta A zawiera prawną umowę ślubną z kobietą B, a ta umowa jest jednocześnie umową ślubną pani B z panią A; 2. mężczyzna z mężczyzną – „zdwojone za||mąż||pójście”: mężczy-zna X zawiera z mężczyzną Y prawną umowę ślubną, i – analogicznie jak u kobiet, – jest to jednocześnie ślubna umowa pana Y z panem X.
Chyba niezbyt skomplikowane? Wystarczy tylko podwoić „– żeństwo” dla dwu pań, oraz „zamęście” dla dwu panów. Oczywiście, będzie to wymagało sporządzenia wielu nowych formularzy. Ale tu bym się nie martwił – w końcu tylu mamy urzędników (podobno ich etaty zjadają ponad 70% budżetu samorządów – ale mogą być to tylko złośliwe plotki), że powinni oni bez trudu poradzić sobie z tym problemem.
Trochę zawikła się sytuacja, gdy prawie-tęczowi rewolucjoniści wpadną na pomysł realizacji ślubnych trójkątów. W przypadku trzech pań – wystarczy usześciokrotnić „żeństwo”, w przypadku trzech panów – usześciokrotnić „za||mąż”. Ale jeśli w trójkącie będą dwaj panowie i jedna pani? Tu proponowałbym takie rozwiązanie: będzie to poczwórne „za\\mąż” (pan z panem + pan z panem + pani z jednym panem + pani z drugim panem) oraz podwójne „żeństwo” (pierwszy pan z panią + drugi pan z tąż panią). Zaś w przypadku dwóch pań z jednym panem będzie to mniej więcej tak wyglądać: podwojone „zamążpójście” (jedna pani idzie za pana oraz druga pani za tegoż pana) + poczwórne „żeństwo” (pan z pierwszą panią + pan z drugą panią + pierwsza pani z drugą panią + druga pani z pierwszą panią). Mam nadzieję, że nie pomyliłem się w liczeniu powiązań.
I tak można w nieskończoność.
A konkluzja ogólna? Tfu, wciórności!!! – jak mawiał nieodżałowanej pamięci Jerzy Waldorf, mistrz słowa i muzykalności. Panie Najwyższy, ześlij z niebios archanioła z ognistą miotłą! Niech wymiecie z naszego świata, który kiedyś był całkiem sympatyczny, całe to szaleństwo przewracające do góry nogami przyrodniczą normalność. Taką inwokację propo-nuję powtarzać każdego ranka i każdego wieczoru, pojedynczo i grupowo. Tylko żarliwie i z przekonaniem – wtedy powinno pomóc.
POST SCRIPTUM. Skoro mamy „na wokandzie” małżeństwo – nie mogę oprzeć się pokusie zacytowania pewnej ciekawostki, która nam może wydać się śmiesznostką: oto starowschodniosłowiańskie ‘małżeństwo’ to … zaprzęg: ‘sąprąg’ (co przetrwało w języku rosyjskim: suprug – mąż, supruga – żona). A i u nas można w pewnym sensie uznać to za prawdę – jeśli nie lingwistyczną, to w każdym razie merytoryczną. Tę ciekawostkę odkryłem w słowniku wyrazów cerkiewnosłowiańskich w książce „Wstęp do filologii słowiańskiej” autorstwa prof. L. Moszyńskiego, wyd. PWN w 1984 r. Penetracja bibliotecznych półek to fascynująca podróż odkrywcza.
Mieczysław Dębowski
Obraz: Raffael