Kolejowa podróż Ignacego Jana Paderewskiego z Gdańska do Poznania sprzed 100 lat, sprawiła, że Polacy w Wielkopolsce chwycili za broń i rozpoczęli jedno z niewielu w historii Polski powstań zakończonych powodzeniem.
Ówczesna międzynarodowa muzyczna mega-gwiazda (jak powiedzielibyśmy dzisiaj), była również bardzo sprawnym lobbystą na rzecz polskiej niepodległości. Paderewski był genialnym pianistą, ale także osobą o magnetycznej osobowości. Znał wielu możnych ówczesnego świata i angażował się w sprawę zmartwychwstania państwa polskiego. Przez wiele lat podczas swoich koncertów przemawiał na temat niepodległości swojej ojczyzny. Był niezwykle popularny, uwielbiany na całym świecie. Jego koncerty przyciągały tysiące słuchaczy. Z tego względu jego aktywność była bardzo cenna dla odradzającego się państwa polskiego. Jeszcze w 1910 r. Paderewski ufundował Pomnik Grunwaldzki w Krakowie. Angażował się także w akcje charytatywne dla głodujących Polaków podczas I wojny światowej. Po jej zakończeniu jedną z zasług wielkiego pianisty było wpłynięcie na amerykańskiego prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona, który 8 stycznia 1918 r. wydał słynne orędzie, zawierające w 13. punkcie kwestie niepodległości Polski.
Niepewna przyszłość Wielkopolski
Paderewski na stałe mieszkał za granicą, ale w obliczu wydarzeń politycznych mogących decydować o kształcie przyszłej Polski, postanowił wrócić do Warszawy. W grudniu 1918 r., już po przejęciu władzy przez polski rząd, pewne było, że w skład odrodzonego państwa wejdą tereny dawnej Kongresówki, Małopolski Zachodniej i Śląska Cieszyńskiego. Przyszłość pozostałych ziem zamieszkałych przez Polaków stała pod znakiem zapytania. Toczono walki z Ukraińcami o Lwów, skomplikowana była sytuacja na Górnym Śląsku. Problemem pozostawał wciąż status Wielkopolski. Cesarstwo niemieckie co prawda zostało pokonane w wojnie, a w Berlinie wybuchła rewolucja, jednak armia tego państwa wciąż funkcjonowała na terenie byłego tzw. Wielkiego Księstwa Poznańskiego, teraz Prowincji Poznańskiej. Niemcy nie mieli zamiaru pozbywać się tych ziem, zwłaszcza że przez dziesięciolecia prowadzili na nich politykę germanizacyjną. O przyszłości Wielkopolski miała zadecydować konferencja pokojowa. Sytuacja pozostawała jednak niezmiernie napięta.
Przez Poznań do Warszawy
Paderewski przypłynął do Gdańska statkiem pasażerskim „Concorde” 25 grudnia 1918 r. Wiadomo było, że będzie chciał dostać się do Warszawy, aby tam włączyć się w działalność polskiego rządu. Pianista oświadczył jednak przedstawicielom władz niemieckich, że chce udać się w tę podróż nie najkrótszą możliwą trasą, ale przez Poznań. To wywołało wśród Niemców poważne zaniepokojenie – wiedzieli oni, że przyjazd do stolicy Wielkopolski tak cenionej przez Polaków postaci może wywołać zamieszki i zbrojne powstanie przeciwko ich panowaniu. Do Paderewskiego wysłano urzędnika z notą, w której władze niemieckie nakazywały pianiście przejazd do Warszawy pociągiem jadącym przez Toruń i Aleksandrów Kujawski. Muzyk odmówił jednak jej przyjęcia.
26 grudnia 1918 r. Ignacy Jan Paderewski wsiadł do pociągu jadącego z Gdańska przez Piłę i Oborniki do Poznania. O tym, że skład wiezie słynnego pianistę, wiedzieli już Polacy zamieszkujący ziemie przez które wiodła jego trasa. Przejazd ten stał się okazją do manifestacji patriotycznych. Polacy stawali przy torach, wiwatując na cześć wielkiego muzyka. Paderewskiemu w podróży towarzyszyli angielscy oficerowie, którzy zostali przysłani przez swoje dowództwa do pilnowania spokoju w Wielkopolsce. Razem z nim jechał także m.in. górnośląski polityk chadecki, Wojciech Korfanty. Niemcy ponownie podjęli próbę zmuszenia pianisty do bezpośredniego przejazdu do Warszawy. Podczas postoju w Rogoźnie podszedł do niego kapitan Reiche, reprezentujące niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych. Próbował „grzecznie, ale stanowczo” przekonać Paderewskiego, jak również towarzyszących mu alianckich oficerów, do przesiadki do pociągu jadącego do Aleksandrowa. Zdecydowanie zaprotestował przeciwko temu Korfanty. Poparł go pułkownik angielski Rollins. Oświadczył on, że ma od swojego rządu rozkaz udania się do Poznania i tam właśnie pojedzie. Niemiec musiał zrezygnować ze swoich wysiłków.
Tymczasem Poznań przygotowywał się na przyjazd pianisty. Tamtejszych mieszkańców poinformowała o tym Naczelna Rada Ludowa, powstała jeszcze w 1916 r. Rozpoczęło się przybieranie miasta we flagi polskie i alianckie. Atmosferę tamtych dni opisywał „Dziennik Poznański”: „Cały Poznań zawrzał pospiesznym, gorączkowym ruchem. W kilkanaście godzin miasto utonęło w morzu białych i czerwonych sztandarów. Z rzadka pojawiały się amerykańskie. Widzieliśmy na Starym Rynku jeden francuski. Zrazu i nie zbywało i na angielskich. Ale gromady lejtnantów pruskich dobijały się do domów i żądały zdjęcia »nieprzyjacielskich« chorągwi, grożąc, że rozbiją i zdemolują mieszkania. Podajemy umyślnie ten niesłychany fakt, aby nasi goście angielscy zrozumieli, dlaczego nie widać Union Jack’ów”.
Tłumy przed dworcem
Na ulicach Poznania zaczął zbierać się tłum już ok. godziny 6. „Na całej drodze, a zwłaszcza przed Bazarem formowano szpalery. Wśród nich przeciągały to oddziały skautów z sztandarami, to oddziały żołnierzy polskich, śpiewając pieśni narodowe. Porządek panował wzorowy, a utrzymywała go Straż ludowa. Nie był to ład wymusztrowany pruski, wymożony pięścią »schutzmanna«, ale ład wolnego człowieka, wiedzącego, że nie trzeba się cisnąć, tak bardzo przypominający angielskie stosunki” – czytamy w ówczesnej gazecie. Na poznańskim dworcu na Paderewskiego czekali politycy Rady Ludowej, reprezentanci miejscowych organizacji społecznej i prasy. Oczekiwanie wydłużało się, bo pociąg złapał około półgodzinne opóźnienie. Wśród poznaniaków krążyły pogłoski, że Niemcy będą do ostatniej chwili przeszkadzać w przybyciu pianisty do stolicy Wielkopolski. Wzmogły się one po oświadczeniu niemieckiego komendanta dworca, że „wezwie tego pana, aby jechał do Warszawy, a w razie potrzeby zawoła żołnierzy”. Mieszkańcy Poznania zbierali się jednak w bezpośrednich okolicach dworca. „Tłum był olbrzymi. Na parkanach, na dachach sterczeli ciekawi. Na wiadukcie nad ulicą kolejową czerniała głowa przy głowie” – czytamy w „Dzienniku Poznańskim”.
W końcu nadjechał pociąg. Zebrani powitali go okrzykami na cześć Paderewskiego. Pragnąc przeszkodzić w jego powitaniu, Niemcy wyłączyli wszystkie światła na dworcu. Nic to jednak nie dało – przybyli na miejsce Polacy przynieśli ze sobą ogromną liczbę pochodni. Według „Kuriera Warszawskiego” było ich ok. 20 tys. Rozświetliły one peron i plac przed dworcem. Kiedy Paderewski – w towarzystwie płk. Rollinsa, dwóch innych oficerów angielskich, Wojciecha Korfantego i działaczki społecznej Marii Chełkowskiej – chciał wysiąść z salonki, niemiecki szef dworca spróbował temu zapobiec. „Komendant dworcowy chciał przeszkodzić wysiadaniu, ale naczelnik Straży ludowej p. Lange dobył szpady i zakomenderował na swoich ludzi. Wobec tego komendant cofnął się” – relacjonowała ówczesna prasa. Paderewskiemu wręczono kwiaty. Wygłoszono także kilka mów (w tym i po angielsku) na cześć alianckich oficerów. Następnie uformowano pochód, który przeszedł do poznańskiego hotelu Bazar. Tam na gości czekali członkowie Rady Naczelnej i przedstawiciele tamtejszej inteligencji. Pułkownik Rollins został „wśród triumfalnych okrzyków” wniesiony do środka przez polskich żołnierzy do niedawna służących w armii niemieckiej. „Dziwno chyba było temu oficerowi angielskiemu, że go z takim entuzjazmem przyjmowali ludzie w mundurach niemieckich” – pisał „Dziennik Polski”.
Iskra zapalna dla powstania
W przedsionku poznańskiego Bazaru, a następnie z jednego z okien hotelu, Paderewski wygłosił przemówienia, które natchnęły Wielkopolan do walki o przyłączenie do odradzającej się Polski. „Wielkopolska dała przykład niezłomnego patriotyzmu, ładu i karności, i zrozumienia położenia, ponad inne zabory” – mówił. „Na tych samych zasadach powinna stanąć i nowa Polska, nie jako dzieło jednego stronnictwa lecz całego narodu, które granitową podstawę stanowi chłop i robotnik polski. Niech żyje zjednoczona, wolna, wielka Polska z własnym wybrzeżem morskim!” – wołał pianista, a odpowiadali mu rozentuzjazmowani przedstawiciele poznańskiej elity i tłum przed hotelem.
Wizyta Paderewskiego była iskrą zapalną dla wybuchu powstania wielkopolskiego. Polscy konspiratorzy planowali je dopiero na połowę stycznia. Jednak manifestacje patriotyczne wywołane przyjazdem pianisty wywołały kontrakcję władz niemieckich i podgrzały atmosferę. Doszło do zamieszek i rozpoczęły się działania zbrojne, zakończone – jak wiemy z kart podręczników szkolnych – korzystnie dla Polaków. A sam muzyk nie zaprzestał swojej działalności politycznej. Sprawował nawet funkcję premiera i ministra spraw zagranicznych przez niemal cały 1919 r. Później był wysłannikiem rządu polskiego do Ligi Narodów, a podczas rządów sanacji współtworzył opozycyjny tzw. Front Morges. Był nieformalnym kandydatem tej organizacji na stanowisko prezydenta Polski. Podczas II wojny światowej wszedł w skład Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, czyli substytutu Sejmu na emigracji. Pomimo kiepskiego stanu zdrowia, działał na rzecz Polski w USA. Zmarł na raka w czerwcu 1941 r. Jego przyjazd na poznański dworzec w grudniu 1918 r. był odtwarzany podczas obchodów kolejnych rocznic wybuchu powstania wielkopolskiego przez poznańskich aktorów i rekonstruktorów historycznych. Niewątpliwie był to jedno z przełomowych momentów w historii II Rzeczypospolitej.
źródło: Rynek Kolejowy