Cuda św. Kazimierza w bitwie pod Połockiem

Weterani bitwy pod Połockiem stoczonej 29 lipca 1518 roku utrzymywali, że szalę zwycięstwa na stronę polsko-litewską przechylił Kazimierz, starszy brat króla Zygmunta I Starego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od 34 lat królewicza Kazimierza nie było wśród żywych.

Wschodni labirynt

W roku 1492 zmarł król polski i wielki książę litewski Kazimierz Jagiellończyk. Po koronę polską sięgnął jego syn Jan I Olbracht, podczas gdy młodszy Aleksander zasiadł na tronie wielkoksiążęcym w Wilnie.

Oznaczało to faktyczne zerwanie polsko-litewskiej unii personalnej, wprawdzie nie na długo, bo do roku 1501, kiedy po zgonie bezdzietnego Jana Olbrachta królem Polski obwołany został Aleksander. Ponowne zacieśnienie związku między obydwoma państwami przypieczętowała unia mielnicka. Związek Polski i Litwy, datujący się od chrztu Jagiełły przetrwał więc próbę czasu. Entuzjaści unii wskazywali na potęgę i perspektywy sojuszu. Ujemnym następstwem tego procesu było wciągnięcie Polski w konflikty, w jakie zaangażowane było Wielkie Księstwo Litewskie.

Na przełomie XV i XVI wieku rywalizacja Litwy oraz Wielkiego Księstwa Moskiewskiego o panowanie nad ziemiami ruskimi doprowadziła do serii wojen. Stosunek samych Rusinów do tych zmagań był zróżnicowany. Niektórzy kniaziowie poczuwali się do wspólnoty z „hospodarem wszystkiej Rusi” panującym na Kremlu i przy pierwszej okazji przechodzili na jego stronę. Inni, jak hetman wielki litewski Konstanty Iwanowicz Ostrogski – choć wyznawca prawosławia, wysławiający się w języku staroruskim – dochowali wierności Litwie. Po ponownym zbliżeniu Krakowa i Wilna zaistniała obawa, że w imię obrony litewskich interesów również Polska zapadnie się w wojennym grzęzawisku.

Konflikty na Wschodzie zawsze były istnym labiryntem, w którym przybyszom z zewnątrz trudno było się połapać. Na Litwie dobrym tego przykładem była postać kniazia Michała Glińskiego, marszałka nadwornego. To właśnie on usilnie zabiegał o pomoc wojskową Polski przeciw Moskwie. Wszelako potem Gliński padł ofiarą oszczerstw ze strony zawistnych rodaków, oskarżających go o próbę zagarnięcia wielkoksiążęcego tronu. W końcu, aby ratować głowę, Gliński uszedł do… Moskwy, której odtąd służył wojskowo przeciw własnej ojczyźnie oraz jej polskim sojusznikom.

Jakby ów galimatias nie był wystarczająco skomplikowany, wypada przypomnieć, że małżonką Aleksandra Jagiellończyka, wielką księżną litewską oraz niekoronowaną (z uwagi na prawosławne wyznanie) królową Polski była Helena Moskiewska, córka samego wielkiego księcia Iwana III Srogiego, a siostra jego następcy Wasyla III. Królowa Helena, postać wyjątkowo szlachetna a przy tym tragiczna, była rozdarta między lojalnością wobec męża a własną ojczyzną. Na Litwie posądzana przez zawistnych intrygantów o konszachty z Moskwicinami, w rzeczywistości darzyła swego małżonka szczerym uczuciem i pełnym oddaniem. Starała się wykorzystać swą pozycję do łagodzenia sporów litewsko-moskiewskich. Pisała listy do swego ojca, a potem brata, błagając ich o wstrzymanie najazdów na Litwę. Po śmierci męża (1506) chciała powrócić do ojczyzny, na co nie wyraził zgody nowy król Polski, Zygmunt I Stary. Wtedy podjęła próbę ucieczki, którą udaremniono. Po kilkuletniej udręce Helena zmarła w styczniu 1513 roku w Wilnie, w wieku niespełna 37 lat. Jako przyczynę zgonu podawano „wielki smutek”, choć wielu szeptało o truciźnie.

Pierwsze polskie wojny z Moskwą

Zgon Heleny poprzedziły doniosłe wydarzenia na arenie międzynarodowej. Król Zygmunt Stary zaangażował Koronę Królestwa Polskiego w spór litewsko-moskiewski.

Podczas wojny w latach 1507-1508 Litwinów wsparły liczne zastępy polskich zaciężnych, dokonując głębokich zagonów w głąb ziem moskiewskich. W październiku 1508 roku Litwa i Moskwa zawarły pokój wieczysty.

Kilka lat później król Zygmunt postanowił wejść w sojusz z chanem Tatarów krymskich, Menglim I Girejem. Pomysł wydawał się osobliwy, jako że Tatarzy z upodobaniem pustoszyli nasze ziemie. Na wiosnę 1512 roku srogą klęskę bisurmanom zadali pod Wiśniowcem hetmani: koronny Mikołaj Kamieniecki oraz litewski Konstanty Ostrogski. Polski monarcha chciał wykorzystać osłabienie chana i zaoferował mu sojusz skierowany przeciw Moskwie.

Chan ochoczo przystał na propozycję. Jeszcze w tym samym roku Tatarzy uderzyli na terytoria moskiewskie, docierając aż pod Riazań. Co działo się na trasie przemarszu ordy, łatwo możemy sobie wyobrazić, mając w pamięci własne doświadczenia z wizyt krymskich wyznawców Mahometa. Wracające z wyprawy czambuły lojalnie oddały Polakom trzecią część zagrabionych łupów. Panujący wówczas na Kremlu wielki książę Wasyl III potraktował owe wypadki jako akt agresji ze strony zasiadającego na polskim i litewskim tronie Jagiellona. Przy okazji postanowił wyrównać rachunki za krzywdy siostry, Heleny.

W listopadzie 1512 roku wojska moskiewskie wdarły się na ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Litwinów wsparła Polska, tym razem oficjalnie wysyłając swe oddziały. Walki toczyły się ze zmiennym szczęściem. Polskie przymierze z krymskimi muzułmanami okazało się kiepskim pomysłem, jako że Tatarzy kierowali się wyłącznie własnym interesem, nie zamierzając honorować umów, które stawały się dla nich nieopłacalne. Polacy doświadczyli tego boleśnie, kiedy ordyńcy nieoczekiwanie zmienili front, występując u boku Moskali, m.in. druzgocąc wojska polsko-litewskie w bitwie pod Sokalem (1519).

Odsiecz Połocka

Wojna trwała 10 długich lat. Dopiero 14 września 1522 roku podpisano rozejm. Nim do tego doszło polało się wiele krwi. Najsłynniejszą batalią tamtego okresu pozostaje bój pod Orszą, stoczony  8 września 1514 roku, kiedy to wojska litewsko-polskie dowodzone przez hetmana Ostrogskiego odniosły świetne zwycięstwo nad górującymi liczebnie zastępami moskiewskimi. W cieniu tamtej batalii pozostaje dziś inna operacja wojskowa, która przecież wzbudziła wówczas ogromne wrażenie.

Latem 1518 roku Moskwicini oblegli Połock. Z odsieczą miastu szli Litwini i Polacy pod wodzą Olbrachta Gasztołda, Jerzego „Herkulesa” Radziwiłła i Jana Boratyńskiego. Niewiele brakowało, by pomoc zawróciła, jako że rycerstwo napotkało wezbrane fale Dźwiny. W tym jednak momencie pojawił się nikomu nieznany młodzieniec odziany w „świetną” zbroję i dosiadający białego rumaka. Rzucił się on w wodę, wskazując Litwinom bezpieczne przejście.

Był 29 lipca 1518 roku. Po sforsowaniu rzeki Polacy i Litwini starli się z oddziałem moskiewskim strzegącymi brodu. Znamy niewiele szczegółów tamtego boju, wiadomo jednak, że wrogie zgrupowanie poniosło klęskę, a wśród poległych znaleźli się jego dowódcy, kniaziowie Rostowski i Oboleński. Na wieść o pogromie główne siły nieprzyjaciela oblegające Połock zwinęły oblężenie i spiesznie wycofały się na wschód.

Młody rycerz-przewodnik, dzięki któremu odsiecz Połocka zakończyła się sukcesem, nie został odnaleziony. Świadkowie utrzymywali, że rozpoznali w nim królewicza Kazimierza, starszego brata Zygmunta Starego. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od 34 lat Kazimierza nie było wśród żywych.

Szlachetność i rozum

Kazimierz, syn Kazimierza IV Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, późniejszy święty Kościoła katolickiego oraz patron Polski i Litwy, przyszedł na świat 3 października 1458 roku.

Wychowawcą królewicza był kanonik krakowski Jan Długosz. Wielki kronikarz tak wspominał swego podopiecznego: „Był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności i godnego pamięci rozumu”.

Kazimierz żył w cieniu legendy swego stryja, Władysława Warneńczyka, poległego w boju z pohańcem w 1444 roku. Marzył o wzięciu udziału w krucjacie i walce za Wiarę. Zamiast tego w 13-ym roku życia uczestniczył w niefortunnej wyprawie wojennej, mającej wesprzeć powstańców węgierskich występujących przeciw rządom Macieja Korwina.

Dorastający królewicz coraz mocniej angażował się w sprawy publiczne, zachwycając otoczenie inteligencją i prawością. Powszechnie mówiono o nim jako o „bardzo mądrym i obyczajnym”. Biskup przemyski Jan z Targowiska wystawił młodzieńcowi następujące świadectwo: „Książę zdumiewającej cnoty i mądrości, tudzież nauki nadzwyczajnej i tymi przymiotami pociągnął ku sobie serca wielu narodów do miłości”.

Kazimierz wyznaczony na następcę tronu doskonale radził sobie w sztuce rządzenia. Przez prawie dwa lata jako namiestnik samodzielnie władał Koroną Królestwa Polskiego (zastępując ojca przebywającego wówczas na Litwie). W tym czasie poprawił stan bezpieczeństwa wewnętrznego tępiąc rozboje, usprawnił sądownictwo, uregulował relacje ze stanami pruskimi, zaś dzięki ofiarnemu wspieraniu potrzebujących zdobył miano „obrońcy ubogich”. Zasiadłszy na polskim tronie z pewnością mógłby dokonać wielkich dzieł.

Okrutny los zniweczył świetnie rokującą karierę. Królewicz zaczął podupadać na zdrowiu. Stwierdzono u niego „chorobę piersiową” (gruźlicę). Mężnie znosił dolegliwości. Gdy zdał sobie sprawę, że śmierć jest blisko, oczekiwał na nią w spokoju ducha. Zmarł w Grodnie 4 marca 1484 roku, w obecności ojca. Pochowano go w katedrze wileńskiej, w kaplicy Najświętszej Maryi Panny. Niemal natychmiast miejsce spoczynku królewicza stało się celem pielgrzymek. Powszechne było przekonanie o świętości zmarłego.

Święci z mieczami

Wieść o nadnaturalnym zjawisku pod Połockiem wywołała zrozumiałe poruszenie. Wszelako dla ówczesnych chrześcijan owo zdarzenie nie byłoby aż tak wyjątkowe na tle epoki, szczególnie że dotyczyć miało młodzieńca wychowanego w duchu krucjatowym. Przed wiekami interwencje świętych na polach bitew uznawano za dość częste. Podczas Pierwszej Wyprawy Krzyżowej zastępy niebiańskie miały wesprzeć krzyżowców w bitwie pod Doryleum (1097). Niedługo potem pod Keborgą szalę zwycięstwa przechyliła ponoć szarża przybyłych z Nieba rycerzy na białych rumakach, na czele których stali święci Jerzy i Demetriusz.

W trakcie iberyjskiej rekonkwisty wojska chrześcijan wielokrotnie miał wspierać Biały Jeździec, identyfikowany ze św. Jakubem Apostołem. Gdy po raz pierwszy uderzył na Maurów pod Clavijo (844), nadano mu przydomek Santiago Matamoros (Święty Jakub Maurobójca). Jak zaświadczają kronikarze, na przestrzeni wieków Biały Jeździec pojawił się w co najmniej 40 bitwach, między innymi pod Simancas (939), Ourique (1139), Navas de Tolosa (1212), Alcácer do Sal (1217)… Bywało, że do walki włączać się mieli inni święci, jak św. Jerzy, św. Izydor, św. Emilian z Cogolli, sami bądź na czele zastępów rycerzy odzianych w biel.

Dzisiejsi dziejopisowie dopatrują się w tych i podobnych relacjach poetyckich metafor właściwych rycerskiej epoce, czy wręcz elementów wojny propagandowej. Jednak wojownicy chrześcijańscy, nacierający na muzułmanów z okrzykiem „Santiago!” na ustach szczerze wierzyli, że w walce towarzyszą im święci.

Opiekun

Zygmunt Stary podjął starania o wyniesienie brata na ołtarze. W 1521 roku papież Leon X wydał bullę kanonizacyjną. Niestety, biskup płocki Erazm Ciołek, któremu powierzono cenny dokument zmarł w wyniku zarazy, a wszelkie papiery jakie posiadał zaginęły. Dopiero w roku 1602 król Zygmunt III Waza uzyskał nową bullę od papieża Klemensa VIII, ogłoszoną na podstawie odnalezionej kopii bulli Leona X. Dwa lata później odbyły się oficjalne uroczystości kanonizacyjne. Kiedy otwarto grób Kazimierza, okazało się, że jego ciało jest nienaruszone. U wezgłowia królewicza spoczywał tekst hymnu Omni die dic Mariae (Każdego dnia sław Maryję), napisanego w XII wieku przez cysterskiego mnicha Bernarda z Morlas.

Niestety, w kolejnych stuleciach bywało, że postać świętego królewicza propagowano jako wiecznie rozmodlonego, nieco oderwanego od życia „świątobliwego młodzianka”, zapominając o tym, że Kazimierz był człowiekiem czynu, wojownikiem i władcą. Pisał o tym przed wojną profesor Feliks Koneczny:

„Opromieniają świętych cudowne legendy, lecz temu świętemu legenda wyrządziła krzywdę.  Kto go zna tylko z legendy, mniema o tym, że umiał tylko odmawiać modlitwy, chodząc od kościoła do kościoła, nawet w nocy. […] A tymczasem królewicz ten należy do świętych politycznych, do tych, którzy pragnęli przystępować do polityki religijnie, według wskazań moralności katolickiej. […] Są tacy święci, którzy w największym wirze świata, na najwybitniejszych stanowiskach i wśród nawały różnorodnych spraw świeckich starali się zaprowadzić sprawiedliwość chrześcijańską w praktyce i dbali o moralność w polityce”.

Ten właśnie wymiar działalności królewicza, stanowiącej wzorzec dla rządzących i rządzonych, przypomniał w 2002 roku Ojciec Święty Jan Paweł II:

„Kolejne pokolenia rozpoznawały w Kazimierzu sprawiedliwego władcę, odznaczającego się takimi cnotami jak sprawiedliwość, umiłowanie Ojczyzny i poddanego ludu, mądrość, długomyślność i duch służby. Dlatego chętnie stawiały go za wzór dla piastujących rządy w państwie, a ci brali go sobie za patrona. Właśnie przez wzgląd na tę miłość do swego narodu dostrzegały w nim również wielkiego opiekuna, także tych, którzy podlegają władzy. Dziś, na początku dwudziestego pierwszego wieku, mimo iż tak bardzo zmieniły się realia społeczne, ten wzór i ten patronat nie tracą swej aktualności. Dałby Bóg, aby sprawujący władzę byli wpatrzeni na wzór św. Kazimierza, a wierni szukali w nim oparcia!”

***

Współczesnych Kazimierzowi nie zdziwiły relacje, że pod Połockiem miał on wystąpić w rycerskiej zbroi. Przy tym cud, jakiego doświadczyli uczestnicy odsieczy, wcale nie ograniczał się do wskazania im brodów przez tajemniczego rycerza. Fenomenem był sam fakt zorganizowania wyprawy, na czele której stanęli reprezentanci skłóconych litewskich rodów.

Olbracht Gasztołd, najmajętniejszy magnat na Litwie, uwikłany był w zażarty spór z potężnym rodem Radziwiłłów. Tych szczerze nienawidzących się możnowładców dzieliło niemal wszystko, w tym stosunek do unii z Polską. Ich konflikt przybrał postać wojny domowej, podczas której staczano bitwy, pustoszono włości rywali i palono ich zamki. Mimo to pod Połockiem przedstawiciele obu familii przynajmniej na chwilę odłożyli animozje, by zgodnie współpracować dla dobra zagrożonej ojczyzny.

źródło: pch24.pl

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.