4 lipca 1610 r. – wielki triumf wojsk polskich w bitwie pod Kłuszynem – 30% lub L

4 lipca 1610 r. wojska polskie dowodzone przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego rozbiły pod Kłuszynem armię kniazia Dymitra Iwanowicza Szujskiego, zdążającą na odsiecz Smoleńskowi. Zwycięstwo w bitwie otworzyło Polakom drogę do Moskwy.

Jak to się stało, że Stanisław Żółkiewski wygrał bitwę pod Kłuszynem, skoro miał dużo mniej wojska niż strona moskiewska?

Dr Konrad Bobiatyński: Jak zawsze w przypadku starć militarnych, wynik jest pochodną zarówno czynników racjonalnych, jak i czysto przypadkowych. Akurat pod Kłuszynem przypadku mieliśmy dosyć dużo i to on zdecydował o przebiegu całej bitwy oraz jej ostatecznym wyniku. Oczywiście na zwycięstwie strony polskiej w dużym stopniu zaważyła również wyższa wartość bojowa, lepsze wyszkolenie i uzbrojenie żołnierza polskiego, a także kunszt dowódczy wodza – hetmana Żółkiewskiego. Decydujące znaczenie miał przypadek, czyli nieudany manewr, tak zwany karakol, dokonany przez jazdę moskiewską, a dokładniej rzecz biorąc – rajtarię. I właśnie podczas karakolu został złamany szyk wojska moskiewskiego, który później przełamały polskie chorągwie.
Na czym polegał karakol?

To był bardzo specyficzny manewr, dokonywany głównie przez wojska typu zachodnioeuropejskiego jak na przykład rajtaria, która była pochodzenia niemieckiego. Jeszcze w wieku XVI i pierwszej połowie XVII, może do lat trzydziestych, jazda zachodnioeuropejska rzadko walczyła na broń białą – była głównie jazdą typu strzelczego. Karakol to manewr polegający po prostu na ostrzelaniu przeciwnika przez rajtarię. Z reguły w szyku były dwie-trzy linie jazdy, linia pierwsza po oddaniu ognia wycofywała się za osłaniającą ją linię drugą, która wtedy wychodziła na plan pierwszy. Natomiast kiedy pierwsza linia jazdy nabijała broń i się reorganizowała, druga linia wychodziła na przód i sama oddawała ogień. Podczas tej wymiany jazdy moskiewskiej pomiędzy pierwszą a drugą linią husaria, wykorzystując popłoch i dezorganizację w szeregach przeciwnika, wpadła w szyk moskiewski i złamała linię jazdy. To był decydujący moment bitwy, który przeważył szalę zwycięstwa na stronę polsko-litewską.

Jaka była jakość dowodzenia po obu stronach?

Dr Konrad Bobiatyński: Żółkiewski zdecydowanie górował kunsztem dowódczym nad dowódcą moskiewskim, Dymitrem Szujskim – młodszym bratem cara, jak również dowódcami wojsk cudzoziemskich, które stanowiły znaczącą część sił carskich. Żółkiewski, wtedy jeszcze hetman polny koronny, zaliczał się do najwybitniejszych przedstawicieli staropolskiej sztuki wojennej. Szlify wojenne zdobywał pod komendą najznamienitszych hetmanów koronnych końca XVI wieku – przede wszystkim swojego kuzyna i protektora, hetmana wielkiego koronnego i kanclerza wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego. Walczył w wojnach inflanckich Batorego, później odznaczył się podczas bitwy pod Byczyną przeciw wojskom pretendenta do tronu Rzeczypospolitej, Maksymiliana Habsburga. Wielokrotnie dowodził oddziałami kwarcianymi w obronie kresów południowo-wschodnich przed Tatarami, tłumił powstania kozackie, brał udział w wyprawach do Mołdawii. Przez historyków wojskowości uznawany jest za wodza wybitnie utalentowanego. Natomiast Dymitr Szujski powszechnie uważany był za mało zdolnego, odmawia mu się walorów potrzebnych do dowodzenia całą armia carską, a jego działania uważa za kunktatorskie.

Trzeba również pamiętać, że armia Rzeczypospolitej była wojskiem jednolitym pod względem dowodzenia. Natomiast po stronie przeciwnej z jednej strony była armia moskiewska, a z drugiej około ośmiu tysięcy najemników, pochodzących z bardzo różnych państw: Anglii, Francji, Szwecji. Oni także mieli dwóch swoich dowódców, nieuznających zwierzchnictwa Dymitra Szujskiego, i w konsekwencji walczyli na własną rękę. A w takich bitwach jedność dowodzenia niekiedy odgrywa rolę decydującą.

Jakość dowodzenia była więc na pewno dużo wyższa po stronie polsko-litewskiej, a przede wszystkim dużo wyższa była jakość żołnierza Rzeczypospolitej.

Czy ma Pan tu na myśli wyszkolenie, czy uzbrojenie?

Dr Konrad Bobiatyński: Wszystko po trochu: wyszkolenie, morale, dyscyplinę i uzbrojenie.

Jak wyglądało uzbrojenie żołnierza polskiego w bitwie pod Kłuszynem?

Dr Konrad Bobiatyński: Generalnie w bitwie uczestniczyła głównie jazda – piechoty było maksymalnie dwustu żołnierzy. W pierwszej połowie XVII wieku w wojsku koronnym najwięcej było husarii. Husarz nosił półpancerz, który zakrywał większość ciała od przodu – nie można go było przebić bronią białą. Jedynie kula muszkietowa, wystrzelona z małej odległości, gdy miała jeszcze odpowiednią prędkość, była w stanie husarza pozbawić życia czy też ranić. Jako broni ofensywnej używano kopii husarskich, a po ich skruszeniu w pierwszym zwarciu zastępowały je koncerze, czyli długie miecze. Husarze używali jeszcze innych typów broni siecznej, na przykład różnych typów szabli, natomiast rzadko posługiwali się bronią palną. Kawalerią lekką w tym czasie była jazda kozacka, która miała dużo lżejsze uzbrojenie niż husaria. Wyposażenie jej stanowiły zbroje typu misiurki i lekkie kolczugi. Jazda kozacka miała charakter strzelczy, czyli wspomagała natarcie husarii ogniem, głównie pistoletów. Nie miała kopii, tylko szable, którymi czasami wspomagała natarcie husarzy albo brała udział w pogoni.

Dlaczego hetman Żółkiewski przebywał w okolicach Kłuszyna, skoro w tym samym czasie armia królewska oblegała Smoleńsk?

Dr Konrad Bobiatyński: Jak wiemy, jesienią 1609 roku rozpoczęło się oblężenie Smoleńska, które przeciągało się w czasie. Wojska polskie nie miały odpowiedniej artylerii ani piechoty, aby pokusić się o zdobycie miasta walnym szturmem. Kiedy siły Rzeczypospolitej tkwiły pod Smoleńskiem, car Wasyl Szujski postanowił zorganizować odsiecz, na której czele stanął jego brat Dymitr. Dowiedziawszy się o przygotowaniach moskiewskich, król Zygmunt III nie mógł czekać na przeciwnika pod murami Smoleńska, dlatego postanowił wysłać przeciwko Moskwie część swojego wojska. Oczywiście były kontrowersje, kto stanie na czele tych sił. Mogli to być faworyci króla – bracia Potoccy, którzy odgrywali bardzo ważną rolę w obozie pod Smoleńskiem. W końcu, z racji zarówno doświadczenia wojskowego, jak i przede wszystkim z zajmowanego stanowiska – w tym czasie nie było hetmana wielkiego koronnego – na czele korpusu stanął hetman polny Stanisław Żółkiewski.

Na początku czerwca 1610 roku Żółkiewski wyruszył w kierunku Moskwy. Początkowo nie miał sprecyzowanego planu działań, a ściślej – jego plan działań uległ znacznej modyfikacji. Początkowo pomaszerował pod Białą, gdzie w tym czasie toczyły się walki pomiędzy oddziałami szwedzkimi w służbie moskiewskiej, wspomaganymi przez Moskwę, a jednostkami, które przeszły na służbę Rzeczypospolitej z obozu Dymitra II Samozwańca, oraz polskimi oddziałami wysłanymi spod Smoleńska, którymi dowodził Aleksander Gosiewski. Jednak zanim Żółkiewski dotarł pod Białą, oddziały moskiewskie wycofały się w rejon Możajska. Wtedy hetman dowiedział się, że pod miejscowością Carowe Zajmiszcze przebywa silna grupa wojsk moskiewskich, którą dowodził Grigorij Wałujew. Hetman postanowił go zaatakować i w drugiej połowie czerwca obległ jego siły. W tym czasie okazało się, że Szujski ruszył spod Możajska na odsiecz Wałujewowi, zamierzając wziąć wojska polsko-litewskie w kleszcze. Brat carski chciał doprowadzić do tego, by siły Żółkiewskiego, oblegające pod Carowym Zajmiszczem jedną grupę wojsk moskiewskich, zablokowała druga, przychodząca ze wschodu. Kiedy Żółkiewski dowiedział się, że spod Możajska idzie silna armia moskiewska – która, chcąc zaskoczyć Polaków, nie szła głównym traktem, ale boczną drogą – ruszył spod Carowego Zajmiszcza. Odległość między nim a Szujskim wynosiła tylko 18 kilometrów. Hetman przeszedł ten dystans w ciągu jednej nocy i właśnie pod Kłuszynem zastał maszerujące ze wschodu siły brata carskiego i wspomagających go zachodnioeuropejskich najemników. Tak mniej więcej wyglądała geneza samej bitwy.

Czy żołnierze biorący udział w bitwie kłuszyńskiej zostali wynagrodzeni za swój udział w zwycięstwie?

Dr Konrad Bobiatyński: Z tym był wielki problem. Przede wszystkim król dużo wyżej od wiktorii kłuszyńskiej cenił sobie własne osiągnięcia. Propaganda królewska skupiła się głównie na eksponowaniu zdobycia Smoleńska, który upadł po prawie dwóch latach oblężenia 13 czerwca 1611 roku. W Rzeczypospolitej żołd był stosunkowo niski i wypłacano go z ogromnym opóźnieniem. Praktycznie główną nagrodą dla żołnierzy za zwycięstwo pod Kłuszynem było to, co zagarnęli w obozach – cudzoziemskim i moskiewskim. A zdobycz była kolosalna. Żółkiewski opisywał, że wozy z łupami były tak liczne, że zatarasowały cały gościniec, którym wracało wojsko. Natomiast jeżeli chodzi o żołd – nie mówiąc już o donatywie, czyli nagrodzie za zwycięską kampanię – to zaległości były tak ogromne, że w 1613 r. wojsko Rzeczypospolitej zawiązało konfederację i dochodziło swych należności jeszcze przez kilka następnych lat. Tak więc na profity raczej nie należało liczyć, choć – co należy jeszcze raz podkreślić – w przypadku bitwy kłuszyńskiej żołnierze tak się obłowili w obozie moskiewskim, że żołd państwowy stanowił niewielką część tego, co zdobyto jako łupy.

Jakie były skutki zwycięstwa pod Kłuszynem?

Dr Konrad Bobiatyński: Przede wszystkim armia moskiewska praktycznie przestała istnieć, choć straty w zabitych są trudne do określenia. Żółkiewski bardzo szybko pragnął wykorzystać zwycięstwo pod względem politycznym, dlatego pomaszerował pod Moskwę, aby wcielić w życie swój plan. Hetman chciał przeprowadzić elekcję Władysława – pierworodnego syna naszego króla Zygmunta III Wazy – na tron moskiewski. Zanim jeszcze Żółkiewski doszedł pod Moskwę, bojarzy obalili Wasyla Szujskiego, a następnie już pod samą Moskwą podpisali z Żółkiewskim układ o wyborze Władysława na cara moskiewskiego.

Postanowienia układu nie w pełni satysfakcjonowały Zygmunta III, który nie zamierzał respektować niektórych z nich – przede wszystkim chodziło o koronację Władysława według obrządku prawosławnego. Poza tym Żółkiewski zgodził się, aby Rzeczpospolita oddała Moskwie te miasta, które zajęła w trakcie wojny. Na to po prostu z różnych względów król nie mógł się zgodzić i ten traktat odrzucił. Mało prawdopodobne jest, aby sam pragnął zostać carem. Na pewno nie chciał zgodzić się na wydanie swojego najstarszego syna na warunkach moskiewskich, bojąc się, aby nie podzielił on losu Dymitra I Samozwańca. Zygmunt III chciał utrzymywać w stosunku do Moskwy dużo twardszą linię polityczną, więc układ ten praktycznie nigdy nie wszedł w życie. Choć później Władysław przez lata podpisywał się jako car moskiewski, tronu carskiego nigdy nie objął. Już wkrótce doszło w Moskwie do walk, które w listopadzie 1612 roku doprowadziły do kapitulacji polskiego garnizonu, a tym samym owoce zwycięstwa kłuszyńskiego zostały ostatecznie zaprzepaszczone.

Czy Stanisław Żółkiewski miał prawo zawierania układów z państwami ościennymi?

Dr Konrad Bobiatyński: Generalnie zgodnie z prawem koronnym hetman mógł zawierać niektóre układy. Szczególnym obszarem jego aktywności dyplomatycznej była flanka południowa. Hetmani wielokrotnie zawierali układy z hospodarami mołdawskimi i wołoskimi, a nawet dogadywali się z Tatarami. Sprawa była o tyle skomplikowana, że maszerując pod Kłuszyn Żółkiewski nie miał żadnych konkretnych wskazówek od Zygmunta III. Król ani nie zakazał mu zawarcia układu, ani nie wydał wytycznych, na jakich warunkach może to uczynić. Wydaje się, że monarcha próbował podważyć ważność traktatu, ponieważ nie był zadowolony z jego treści. Z tego powodu twierdził, że Żółkiewski nie miał prawa go zawrzeć w takim kształcie.

Czy unia polsko-moskiewska miała szanse powodzenia?

Dr Konrad Bobiatyński: Bardzo trudne pytanie. Najnowsza historiografia podchodzi do tej koncepcji bardzo sceptycznie. Na przykład Henryk Lulewicz, który napisał pracę Gniewów o unię ciąg dalszy, analizował szanse elekcji na tron Rzeczypospolitej cara Iwana IV Groźnego i jego synów podczas trzech pierwszych wolnych elekcji. Doszedł do wniosku, że kandydatura moskiewska była traktowana przez Litwinów jako element nacisku na Koroniarzy. Litwini chcieli odzyskać część strat terytorialnych, jakie ponieśli w wyniku zawarcia Unii Lubelskiej – głównie Ukrainę i Wołyń. Natomiast rzeczywista liczba zwolenników kandydatury moskiewskiej, przede wszystkim w Koronie, była na tyle znikoma, że koncepcja ta nie miała właściwie szans na realizację. Jaka była podstawowa przeszkoda? Przede wszystkim car nigdy nie godził się na to, żeby on sam albo jego syn przyjął religię katolicką. Oczywiście w grę wchodziły także ogromne różnice ustrojowe i kulturalne pomiędzy oboma państwami. Związek między Rzecząpospolitą a Moskwą był realny, ale nie jako unia dwóch równorzędnych organizmów państwowych, tylko po prostu w formie podporządkowania jednego państwa drugiemu – co Rosja zresztą skutecznie zrealizowała w drugiej połowie XVIII wieku. Można to pokazać na przykładzie kłuszyńskim – być może unia byłaby realna, gdyby Rzeczpospolita podbiła Moskwę, a w stolicy ustanowiła garnizon w sile dwudziestu tysięcy ludzi, który pacyfikowałby wszelkie próby buntu. Na zasadzie dobrowolnej zgody obu narodów idea unii nie byłaby chyba możliwa do zrealizowania.

Dr Konrad Bobiatyński – historyk, adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej (2005-2006). Zajmuje się głównie historią Wielkiego Księstwa Litewskiego w XVII w., historią wojskowości staropolskiej, stosunkami Rzeczypospolitej z Moskwą w XVII w. Opublikował m.in.: Od Smoleńska do Wilna. Wojna Rzeczypospolitej z Moskwą w latach 1654-1655 (2004); Michał Kazimierz Pac. Wojewoda wileński, hetman wielki litewski (2008).

źródło: niezlomni.com

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.