Szpitale belgijskich Braci Miłosierdzia, w których zabijano chorych psychicznie pacjentów, nie mogą dłużej nazywać się katolickimi – zdecydowała Kongregacja Nauki Wiary. Decyzja kończy trwający trzy lata spór, w którym szło fundamenty rozumienia katolickiej moralności.
Belgijska cywilizacja śmierci
W Belgii eutanazja została zalegalizowana przez parlament w roku 2002. Ustawodawcy uznali, że uśmiercanie dorosłych osób cierpiących na śmiertelną chorobę lub poważne zaburzenia psychiczne będzie niekaralne. W ten sposób Belgowie dostosowali swoje prawodawstwo do tego, które już od roku obowiązywało wówczas w Holandii. Wykonali też logiczny krok w marszu cywilizacji śmierci: wcześniej w roku 1990 zalegalizowano zabijanie dzieci nienarodzonych.
Obecnie w Belgii zabija się rocznie ponad 2000 osób dorosłych – z roku na rok liczba poddawanych eutanazji rośnie. Od kilku lat możliwa jest też eutanazja dzieci: pierwsza nieletnia ofiara tego procederu zmarła w roku 2016.
Proceder eutanazji jest potępiany przez belgijską Konferencję Episkopatu, ale większość tamtejszych katolików deklaruje poparcie dla tego typu morderczych procedur.
W służbie państwu, a nie Chrystusowi
Kontrowersja wokół eutanazji i belgijskiej prowincji zgromadzenia Braci Miłosierdzia wybuchła w 2017 roku. Zgromadzenie posiada we Flandrii 12 szpitali dla chorych psychicznie i trzy inne placówki medyczne. Kieruje nimi zarząd złożony głównie z osób świeckich: prezesem jest były premier Belgii i były przewodniczący Rady Europejskiej, Herman van Rompuy.
W marcu 2017 roku zarząd organizacji postanowił dostosować praktykę w swoich szpitalach do krajowej legislacji i wydał zgodę na przeprowadzanie eutanazji. Taki krok poparło dwóch z trzech braci zasiadających w zarządzie – Luc Lemmens i Veron Raes. Decyzję prędko wcielono w życie: do września 2017 roku o eutanazję w placówkach Braci poprosiło 12 pacjentów; w dwóch przypadkach chorych odesłano na śmierć do innych szpitali.
Jest przy tym dość znamienne, że marcowa decyzja zapadła na kilka miesięcy po tym, jak katolicki dom opieki w belgijskim Diest obłożony został przez państwo grzywną w wysokości kilku tysięcy euro właśnie za odmowę wykonania eutanazji na 74-latce chorej na raka płuc. Władze uznały, że dom opieki nie miał prawa powoływać się na wartości katolickie i odmawiać kobiecie przysługującej jej na mocy świeckiego ustawodawstwa możliwości do bycia uśmierconą.
Eutanazja zgodna z Dekalogiem? Absurdalne tłumaczenia Belgów
Skandaliczną postawą belgijskich braci zainteresowały się władze zgromadzenia oraz Stolica Apostolska. Belgowie zostali wezwani do zmiany decyzji i zaprzestania wykonywania eutanazji na chorych psychicznie pacjentach swoich szpitali. Po kilkumiesięcznej dyskusji we wrześniu 2017 roku zarząd wydał bardzo obszerne oświadczenie, w którym odrzucił możliwość zmiany, twierdząc, że „uśmiercanie chorych jest całkowicie zgodne z wartościami chrześcijańskimi”.
Nie dość na tym! Uznano wręcz, że odrzucenie eutanazji byłoby… „sprzeczne z Dekalogiem”. W oświadczeniu stwierdzono mianowicie, że absolutyzacja prawa do życia jest niebiblijna; utrzymywanie, iż prawo do życia jest nienaruszalne, byłoby według autorów oświadczenia czynieniem z etyki… „ideologii odpornej na wszelkie argumenty i debatę” – a to miałoby być „sprzeczne z pierwszym przykazaniem”!
Granice sensus fidelium
Oświadczenie krytykujące postawę Belgów wydał przełożony generalny zgromadzenia, brat René Stockman. Zakonnik przyznał, że jest prawdą, iż Bracia Miłosierdzia, jako zgromadzenie działające w różnych krajach, musi dbać o zachowanie lokalnej specyfiki i uwzględniać miejscowe uwarunkowania, wrażliwość i kulturę. Stanowczo sprzeciwił się jednak twierdzeniu, jakoby oznaczało to konieczność przystawania na belgijskie świeckie prawodawstwo dopuszczające eutanazję.
Stockman wskazał, że belgijscy bracia popełniają fundamentalny błąd twierdząc, jakoby kościelne nauczanie na temat eutanazji było nacechowane zbyt wąskim ujęciem moralności. Ich zdaniem bowiem trzeba na to spojrzeć szerzej i w sposób bardziej zniuansowany. Zarząd szpitali należących do Braci uznał też, że eutanazje należy wykonywać, bo tego oczekuje większość belgijskich katolików, a więc zgoda na uśmiercanie chorych byłaby… „posłuszeństwem nauce o sensus fidelium wiernych, tak silnie podkreślanej przez II Sobór Watykański”.
Przełożony wskazał, że to nieprawda: „sensus fidelium musi być zgodny z nauczaniem Kościoła Katolickiego”, podkreślił. Tymczasem nie ma najmniejszych wątpliwości, że wbrew ocenie większości belgijskich katolików eutanazja jest niedopuszczalna – i stanowi tak Magisterium Kościoła katolickiego, potwierdzane zarówno przez belgijskich biskupów, Kurię Rzymską jak i przez samego papieża.
Stockman zwrócił uwagę, że belgijscy bracia, choć uznają zasadę świętości życia, to twierdzą, iż pierwszeństwo przed nią ma zasada autonomii i prawo do samostanowienia. Według przełożonego takie stanowisko jest wyrazem rozpowszechnionego na całym zachodzie błędnego przekonania, jakoby osobista autonomia była najwyższym możliwym dobrem.
Na koniec oświadczenia Stockman zaapelował do belgijskich braci o opamiętanie i wyraził nadzieję na możliwość przywrócenia elementarnego porządku. W jednym z późniejszych wywiadów prasowych powiedział również, że jeżeli zarząd szpitali nie podporządkuje się Stolicy Apostolskiej i nie odwoła przyzwolenia na eutanazję, to konieczny będzie kolejny, bardzo bolesny krok – czyli odebranie szpitalom Braci Miłosierdzia ich określenia jako katolickich.
Koniec trzyletniego sporu
Rozpoczął się wówczas proces długotrwałej debaty. Stolica Apostolska wysłała do Belgii wizytatora apostolskiego, biskupa pomocniczego Amsterdamu, Jana Hendriksa. Ten nie zdołał jednak skłonić zarządu szpitali do współpracy. W 2018 roku bracia Lemmens i Raes zostali usunięci z zarządu organizacji kierującej szpitalami; nie pomogło to jednak w rozwiązaniu fundamentalnego problemu. W efekcie watykańska Kongregacja Nauki Wiary 30 marca przekazała zgromadzeniu Braci Miłosierdzia list, w którym nakazała odebranie nazwy katolickie szpitalom psychiatrycznym zarządzanym przez belgijski urząd prowincjalny zgromadzenia. Jak skomentował rzecz br. Stockman, decyzja jest bardzo trudna, ale zgromadzenie zamierza się jej podporządkować.
Belgowie powielili wcześniejszy błąd Niemców
Sprawa belgijskich Braci Miłosierdzia jest wprawdzie bezprecedensowa, ale wykazuje duże analogie do głośnej kontrowersji wokół aborcji, jaka w latach 90. XX wieku wybuchła między Stolicą Apostolską a biskupami z Niemiec.
W 1993 roku w Niemczech wprowadzono ustawę, która nakładała na kobietę chcącą zabić swoje dziecko obowiązek uzyskania specjalnego zaświadczenia z poradni rodzinnej. Zaświadczenie to nie było potrzebne do niczego innego, stąd katolicy nazywali je biletem śmierci. W tamtym czasie na terenie RFN funkcjonowało wiele diecezjalnych poradni rodzinnych i wskutek zmiany prawa stanęły przed dylematem: czy prowadzić nadal poradnictwo rodzinne i pomagać kobietom w ciąży, ale zarazem być zobowiązanym do wystawiania biletów śmierci?
Większość niemieckich biskupów uznała, że lepiej, by poradnie funkcjonowały dalej – i tym samym, nolens volens, partycypowały w państwowej machinie aborcyjnej. Sprzeciwiło się temu tylko dwóch hierarchów, arcybiskup Fuldy Johannes Dyba i arcybiskup Kolonii, kard. Joachim Meisner.
Zwolennicy dalszego funkcjonowania poradni przyznawali, że wydają bilety śmierci, ale twierdzili, że zarazem odciągają niektóre kobiety od aborcji, więc tym samym wyrządzają jakoby więcej dobra niż zła. Biskupi broniący takiego stanu rzeczy wskazywali, że rocznie do poradni przychodzi 20 tys. kobiet proszących o bilet śmierci, ale spośród nich 5000 udaje się namówić do zmiany zdania. Sprawą zajął się w 1995 roku św. Jan Paweł II, wysyłając do Niemców list z żądaniem zaprzestania wydawania biletów śmierci. Żądania wszelako nie spełniono i dopiero po kolejnych czterech latach długich dyskusji niemieccy biskupi ugięli się i ograniczyli działalność poradni. Zarazem jednak katolicy zrzeszeni w blisko związanym z Episkopatem Centralnym Komitecie Niemieckich Katolików założyli w 1999 roku organizację Donum Vitae, która… do dziś wydaje bilety śmierci.
Potrzeba głębszej recepcji Veritatis splendor
Niemieccy katolicy, podobnie jak belgijscy Bracia Miłosierdzia, wybrali tym samym zerwanie z nauczaniem Kościoła katolickiego, sądząc, że lepiej od pasterzy rozumieją, czym jest katolicka moralność. W obu przypadkach widoczne jest głęboko zakorzenione w zachodnim katolicyzmie liberalnym przekonanie, że, wbrew stanowisku Kościoła, nie istnieją czyny złe same w sobie. To triumf etyki sytuacyjnej i głębokiego relatywizmu, zastąpienia katolickiej teologii świecką filozofią idealistyczną. W przezwyciężeniu takich błędów mogłoby pomóc szersze rozpowszechnienie nauczania św. Jana Pawła II. Po pierwsze nauczania jednoznacznie piętnującego wszelkie ataki na świętość życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci, wyrażone w encyklice Evangelii gaudium. Po drugie nauczania zawartego w encyklice Veritatis splendor, w której papież Wojtyła piętnował błędy etyki sytuacyjnej i wyjaśniał fundamentalne zasady nauczania moralnego Kościoła. Wydaje się, że właśnie ten drugi dokument domaga się dziś pilnie szerokiej lektury i głębszej niż dotąd recepcji, bo problem istnienia czynów złych samych w sobie jest szczególnie ważny nie tylko w kontekście debaty o świętości życia, ale także o małżeństwie czy etyce seksualnej.
Paweł Chmielewski
Za:Pch24