Wybory to nie love story.

Na Pańskim Dworze wszystko powinno być robione w czystych rękawiczkach. To kwestia statutowa, przysięgowa i tzw. demokratyczna. Ciekawe czy ktoś kiedyś ustalił gdzie się zaczyna, a gdzie kończy demokracja. Wydaje się, że bez wyjaśnienia tej drobnej kwestii, że bez ustalenia jej początku i końca nie będziemy żyć w moralnie uporządkowanym świecie. Czy jest to w ogóle możliwe w systemie demokratycznym?  Ludzie namiętnie pasjonują się codzienną fantastyką użytkową i przestają obawiać się Oka Boskiej Opatrzności. Pola do manipulacji są tak wielkie jak przestrzeń kosmosu dla niektórych jeszcze nie w pełni wykorzystana. A przecież – niby – najpewniej stąpa się po ziemi. Przy okazji zbliżających się wyborów właśnie szary człowiek powinien stąpać po ziemi. Powinien sobie wytłumaczyć dlaczego i dzięki komu dotychczas nie może często spokojnie po niej stąpać. Kim jest człowiek czy kim są ludzie, którzy mieli i mogli zmienić bieg wydarzeń, a nie zmienili. Ludzie, którzy nie wykorzystali wszystkich możliwości , gdyż nie mieli i nie mają w sobie np. chęci, odwagi czy waloru ekspresji dla rzeczywistego wpływania na przyszłość w interesie mieszkańców miast i wsi. Gdy patrzę jak niewielu mieszkańców podąża za okazyjnymi przemarszami organizowanymi przez lokalne elyty, jak niewiele osób przychodzi na różnego rodzaju zebrania czy spotkania tematycznie niby związane z teoretycznie nowymi rozwiązaniami prospołecznymi, które w zamyśle organizatorów powinny  zainteresować mieszkańców, to nie odnoszę optymistycznych wrażeń. A urzędy nadal nie wierzą łzom. To ewidentnie o czymś świadczy. Można by powiedzieć o zjawisku oderwania się decydentów od mas. Ja proponowałbym, żeby jednostki nadrzędne w urzędach miast, powiatów,  gmin, wyróżniały się jednak czymś na plus z szerszego ogółu. Muszą mieć charyzmę wyjątkową, by „zauroczyć” praktycznie mieszkańców.  Pomysły programowe dostarczą sami mieszkańcy, tylko trzeba do nich wyjść. Bez względu na to czy akurat pada deszcz, czy mocno śnieży, czy wieje wiatr. A wszyscy jak na złość wychodzą, gdy świeci słońce, no… chyba, że o to chodzi, bo ludziom przy ładnej pogodzie zwykle poprawia się nastrój.

Życie daje nam szansę co jakiś czas, dokładnej i zdecydowanej inwentaryzacji materii ożywionej ,  takiej, której przez czteroletnią kadencję nie łatwo było dotknąć. Taka kontrola jest możliwa wyłącznie poprzez niezależną, niewymuszoną zależnością urzędową, jak najdojrzalszą świadomość mieszkańców, co do własnego bytu w uporządkowanym środowisku. Ludzie muszą w końcu znaleźć chwilę czasu w dzisiejszym zabieganiu, na spokojną analizę rzeczywistości, której celem powinno być wszechstronne, stopniowe dokumentowanie chęci realnego złagodzenia trudów codziennego życia. Dobrze byłoby, żebyśmy wszyscy odczuwali, że przechodzimy do historii z fragmentem własnej mądrości, udzielonej na pożytek wszystkim w naszym mieście. Mądrości wnoszącej do miasta powszechny spokój i ład, bez hołdów, ale z samopoczuciem rosnącej siły i odporności organizmu, który jak wiemy jest przestrzenią naczyń połączonych. Mi wystarczyłby jeden, jedyny punkt programowy, a brzmiałby tak : Kochani mieszkańcy, powiedzcie mi co chcecie, żebym dla was zrobił.

Jacek Karcz