Choć kampania zrównoważonej diety zagościła w mentalności narodowej na dobre, spożywanie ryb przez Polaków nie należy do przodujących w Europie. Według danych statystycznych w naszym kraju zjada się około 12 kg ryb rocznie (w tym blisko 3 procent stanowią owoce morza), co w porównaniu z Hiszpanią czy Portugalią gdzie średnia ta wynosi 46 i 57 kg na mieszkańca rocznie, nie robi jakoś imponującego wrażenia.
Polacy niestety zamiast ryb, które powinny zastąpić o wiele mniej odżywcze i ciężkostrawne mięso wybierają … karmionego hormonami, zakwaszającego organizm kurczaka, co dziwi o tyle, że od lat wpisują się w tak modny na świecie trend zdrowego stylu życia, i robią co tylko mogą dla zachowania młodego ciała i umysłu oraz pięknej sylwetki czy poprawy odporności. A jak wiadomo odpowiednia dieta połączona z ruchem na świeżym powietrzu jest w tym wypadku podstawowym gwarantem sukcesu.
Ryba w jadłospisie, to nie tylko łatwo przyswajalne i lekkostrawne białko, ale również witaminy A, D, E i z grupy B, cała paleta składników mineralnych począwszy od magnezu, wapnia i żelaza, a na jodzie, miedzi i selenie skończywszy, a do tego wszystkiego tak pożądany przez wszystkich eliksir młodości czyli wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3. Niestety pomimo takiego bogactwa składników odżywczych, a w perspektywie długiego życia w doskonałym zdrowiu oraz pełnosprawności fizycznej i umysłowej, Polacy po ryby chętnie nie sięgają. A może to i dobrze?
Jak się bowiem okazuje oprócz tych cennych składników odżywczych ryby z Bałtyku zawierają jeszcze inne, i tym razem chodzi o wyjątkowo mało pożądane substancje, które mogą narobić w organizmie niezłego zamieszania, a nawet uszkodzić ludzkie DNA. Należą do nich rakotwórczy, wywołujący zmiany genetyczne i uszkadzający układ nerwowy iperyt oraz również przyczyniający się do rozwoju chorób nowotworowych trotyl. Za ten stan rzeczy odpowiada broń chemiczna, która po I wojnie światowej trafiła na dno Bałtyku oraz paliwo, broń chemiczna i konwencjonalna, których ogromne ilości wylądowały w morzu zarówno podczas działań II wojny światowej jak i po jej zakończeniu.
Jakby tego było mało przez ostatnie kilkadziesiąt lat do wód Bałtyku trafiły tony innych toksycznych odpadów poprzemysłowych, budowlanych i z gospodarstw domowych, nie zapominając również o wymywanych z pól nawozach chemicznych. Stąd w rybach bałtyckich metale ciężkie takie jak np. rtęć, kadm czy ołów, które kumulują się w organizmie szczególnie w kościach, nerkach czy mózgu i wywołują zatrucia, nowotwory oraz choroby układu krążenia czy systemu nerwowego. Według cytowanego przez portal money.pl eksperta prof. Jacka Bełdowskiego to wszystko powoduje, że nie możemy w diecie przesadzać z rybami bałtyckimi: ,,Organizm musi mieć czas, by się z tego oczyścić”.
Statystyczny Polak zjada najwięcej mintaja, śledzi i makreli, a ryby morskie stanowią aż 80 proc. wszystkich konsumowanych w naszym kraju ryb. Spożycie ryb pochodzenia morskiego zwiększyło się w skali roku o blisko 3 proc., a ryb słodkowodnych niestety zmalało o 5 proc. Jednak mając na uwadze powyższe warto przerzucić się z ryb morskich na słodkowodne, np. pstrągi czy karpie, które ze względu na swoją naturę wzmacniają nerki, a tym samym wspomagają moce organizmu oczyszczania z toksyn, których wszystkim Polakom nie brakuje. Wtedy podczas wakacji nad Baltykiem będzie sobie można jednak pozwolić od czasu do czasu na świeżo złowioną rybę morską.
Opracowanie BC
Źródło:
- https://www.money.pl/gospodarka/rybka-na-deptaku-nad-morzem-tak-ale-raz-w-tygodniu-organizm-musi-miec-czas-by-sie-oczyscic-6638152348383808a.html
- https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C561844%2Cierigz-statystyczny-polak-zjada-rocznie-ponad-12-kg-ryb-i-owocow-morza.html
- https://www.wapteka.pl/blog/artykul/ryby-dlaczego-warto-je-jesc
- Obraz Free-Photos z Pixabay