Włoska Commedia dell’arte z pompowaniem trupów zostanie wyśmiana przez cały świat – nie ma autora – 30% albo L

Szanowny Czytelniku jeśli jesteś na etapie: „nikt mi nie powie, że nie ma wirusa, we Włoszech ciężarówkami trumny wywożą”, to w tym momencie możesz przerwać lekturę, szkoda Twojego czasu. Brakuje już sił, by przekonywać wyznawców „wirusa”, po siedmiu latach walki z inną sektą mam prawo być zmęczony. Tekst adresuję wyłącznie do tych, którzy wiedzą lub w kościach czują, że jesteśmy widzami wielkiego światowego teatru, tylko nie do końca wiadomo, co jest grane. Rzeczywiście chaos mamy ogromny, ale to nie przypadek, to metoda, na tym się cały spektakl opiera. Nie znaczy to jednak, że nie da się tego uporządkować, da się, w dość prosty sposób. Wystarczy zacząć od podstaw i natychmiast zrobi się porządek, a co najmniej wstępny ład.

Na całym świecie nie ma dwóch państw, które stosują tę samą metodologię liczenia zarażeń i zgonów. Istnieją za to dwa główne trendy jedni wykazują w statystykach hekatombę, inni systematycznie udowadniają, że tragedii nie ma. Liczenie zgonów to też ma dwa kierunki, jedni do worka „wirusa” wrzucają zawałowców, chorych na raka, sepsę i inne choroby przewlekłe, inni wyłącznie chorych na „wirusa”. Ostatni podział warty uwagi to liczba i jakość testów na wykrywanie „wirusa”, tutaj konsekwentnie wyróżniamy kolejne dwie grupy, jedni robią mało, jak Polska i Wielka Brytania, inni bardzo dużo jak Niemcy, no i przede wszystkim Włochy. Co do jakości to test może być poważny i wysoce skuteczny albo przesiewowy wykonywany w kilka sekund i nie dający wiarygodnych wyników. Tak to wygląda po wstępnym uporządkowaniu, teraz dla zobrazowania głównego zjawiska, czyli cynicznej włoskiej gry w liczenie trupów, podam pełną metodologię dwóch krajów: Polski i Niemiec. Oba kraje, przyjęły tę samą politykę, bo to oczywiście jest polityka, wykazują minimalną liczbę zgonów, ale dochodzą do tego rezultatu różnymi metodami. Niemcy robią wiele testów i podają spore statystyki zachorowań. Polacy robią mało testów i wykazują minimalną liczbę zakażonych.

Co się dzieje u Włochów? Wszystko, dokładnie wszystko, co najgorsze i najmniej poważne, ale jednocześnie doskonale napędzające histerię. Włosi pobijają rekord za rekordem, w Europie nie tylko nie mają sobie równych, ale ich statystyki przewyższają łączne statystyki europejskie. Tak jest z liczbą 4032 zgonów i pod tym względem Włosi wyprzedzają cały świat, łącznie z Chinami, gdzie żyje 1,4 miliarda ludności. Jeśli do tego dodamy, że tak naprawdę włoskie dane w około 80% dotyczą Lombardii, która ma 10 milionów mieszkańców, to liczby robią kolosalne wrażenie. Z kolei liczba zachorowań we Włoszech, to ponad 47 tysięcy, druga Hiszpania ma 20 tys. Nie koniec zaskoczeń, Włosi pobili rekord zgonów w zaledwie 20 dni, co Chińczykom zajęło 4 miesiące. Wreszcie najwyższy przyrost zachorowań 31 000 i zgonów 2 774, zanotowano we Włoszech w okresie ścisłej kwarantanny, która trwa 12 dni i za 2 dni przekroczy okres maksymalnej inkubacji. Szukaj po całym świecie drugiego takiego kraju i nigdzie nie znajdziesz!

Skąd to się wzięło. Pomijam motywy, to jest temat na oddzielny i dłuższy artykuł. Zajmę się wyłącznie „metodologią”. Włosi to jedyny kraj, gdzie wykonuje się głównie testy przesiewowe, co po pierwsze jest mało skuteczne, po drugie takie testy wyłapują wszystkich, którzy mają lub przeszli przez „wirusa”. Włosi to jedyny kraj w Europie z 220 000 testów, co daje im drugie miejsce na świecie, wyprzedzili Koreę Południową, do Chińczyków brakuje im 100 000, czyli 4 dni, bo wczoraj 20 marca, wykonali 25 000. Po wielu pytaniach ze świata, wypowiedziach samych włoskich lekarzy, których uciszono oraz po artykułach w „Die Welt” i doniesieniach agencji prasowej „Bloomberg” https://www.bloomberg.com/news/articles/2020-03-18/99-of-those-who-died-from-virus-had-other-illness-italy-says   , że 99% zgonów liczonych we Włoszech to pacjenci z chorobami towarzyszącymi, w końcu włoski koordynator Roberto Bernabei przyznał, że oni liczą zgony pacjentów z wirusem, a nie zgony wywołane wirusem. Koniec teatrzyku w starym włoskim stylu Commedia dell’arte.

Do tej pory wszystko grało, robiło na ludziach wrażenie, ale teatr zaczyna się sypać i przeradzać w komedię. Polski przykład 27-letniej pacjentki chorej na sepsę pokazał, jak łatwo ludziom zabełtać w głowie. Więcej niż pół Polski przez parę godzin darło się wniebogłosy, że „wirus” zabija bez względu na wiek i jeszcze powstała seria idiotycznych teorii o szczególnym zagrożeniu dla kobiet w ciąży. Ostatecznie pod presją, między innymi mojej skromnej osoby, Polska zweryfikowała statystyki, czego Włosi nigdy by nie zrobili. Przychodzi taki czas, że ludzie pomimo ogólnej histerii w końcu zaczynają myśleć i kojarzyć najprostsze fakty. Włosi dość umiejętnie podkręcali statystyki, ale ktoś na tym biznesie musi zarabiać krocie i stał się zbyt pazerny. Jak to możliwe, że w jednej części świata mamy coś co w żaden sposób nie pasuje do reszty? Takie proste pytanie zniesie ten biznes. Przegrzali, przedobrzyli i lada chwila bohaterowie włoskiej „tragedii” będą wyśmiewani jak Pantalone i szczególnie Dottore.

źródło: kontrowersje.net

Dodaj komentarz