Butelkomaty oraz puszkomaty, albo urządzenia niekiedy łączące te dwie funkcje, ustawiane są w różnych miastach w Polsce i za granicą. Ale działają zgoła inaczej niż dwa butelkomaty, które stanęły niedawno w urzędzie miejskim w Białymstoku. W Białymstoku bowiem nie dość, że śmieci trzeba taszczyć do urzędu, to jeszcze efekt tego być może będzie, a być może nie będzie.
Prezydent Truskolaski pochwalił się na początku miesiąca nowym gadżetem, który stanął w urzędzie miejskim. To butelkomaty za blisko 100 tys. złotych, z których po zapełnieniu ich 240 plastikowymi butelkami Miasto Białystok uzyska całe 24 złote. Z tych pieniędzy mają być kupowane sadzonki drzew. Co przekłada się w porywach na może jedną sadzonkę drzewa liściastego, które są najbardziej potrzebne w naszym mieście. Ale już na transport nie wystarczy.
Ile razy trzeba zapełnić butelkomaty do końca, aby udało się zasadzić szpaler drzew liściastych wzdłuż jakieś ulicy lub alejki? Bardzo dużo. I do tego za każdym razem trzeba z tymi śmieciami jechać do urzędu miejskiego, płacić za bilet lub paliwo. Bo każdy z mieszkańców ma pojemniki na plastik jeśli nie na własnej posesji, to pod blokiem, do którego nie musi jechać ani autem, ani autobusem miejskim. Urzędnicy przekonują, że ustawienie butelkomatów w urzędzie to tylko pilotaż, bo urządzenia będzie można przenieść w inne miejsca. Ale przecież urządzenia mogłyby zostać w urzędzie, gdyby działały tak, jak działają w innych miastach.
W innych miastach, na przykład w Krakowie, wypłacają wrzucającym plastikowe butelki lub puszki po 10 groszy za sztukę, albo i więcej ,w zależności od butelki. Na dodatek, w Krakowie urządzenie warte ok. 20 tys. złotych zostało ufundowane przez firmę, a nie kupowano go z własnych środków. W innych miejscach można wskazać, aby środki za wyrzucone butelki poszły na konto jednego z klubów sportowych działających w mieście. Tak jest na przykład w Sosnowcu. Jeszcze w innym polskim mieście – w Lublinie – dla osób wyrzucających butelki do urządzenia organizowany jest konkurs z nagrodami, wcześniej wrzucający odbierali niewielkie gadżety. Co więcej urządzenia nie zawsze są ustawiane w urzędach, tylko często w galeriach lub centrach handlowych, czyli tam, gdzie odpadów tego rodzaju gromadzi się całkiem sporo i nie trzeba z nimi jechać z różnych dzielnic.
– Nie sądzę, żeby mieszkańcy specjalnie jeździli do urzędu z workami butelek, bo przecież nikt im za to nie zapłaci. Drzewka można było posadzić chociażby za pieniądze z banerów „Silny Samorząd”, którymi prezydent bez pytania mieszkańców pooklejał prawie wszystkie miejskie płoty w Białymstoku
– komentuje pomysł radny Henryk Dębowski.
W miastach Europy zachodniej butelkomaty też są i sprawdzają się. Za wrzucone do urządzenia butelki można otrzymać na przykład doładowanie do karty miejskiej, bilet do metra, bilet do muzeum, zniżki do placówek kultury, co zachęca również turystów do korzystania z urządzeń. Tym bardziej, że są one ustawione w miejscach, które są łatwo dostępne, a więc nie trzeba jeździć ze śmieciami specjalnie do urzędu takiego czy innego. Dlatego chyba coś z tymi białostockimi gadżetami nie było pomyślane jak należy zanim zapadła decyzja o ich kupnie i montażu.
Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska
Żródło: ddb24.pl
Foto: bialystok.pl