Sędziowie powinni paść na kolana i przepraszać – 30% alb0 L

Marsz Tysiąca Tóg powinien iść na kolanach i przepraszać wszystkich poszkodowanych w Polsce – powiedział w programie „O co chodzi” Marek Kubala, który od lat walczy z wymiarem sprawiedliwości o odszkodowanie za bezprawne aresztowanie go i zniszczenie mu przez sądy dobrze prosperującej firmy. Kubala znaczył, że nie zwraca się do wszystkich sędziów. – Tylko do znaczącej grupy sędziów, którzy zasłużyli na tę krytykę, a nawet pozbawienie zawodu, dlatego że przez lata byliśmy niszczeni – stwierdził.

Historia Marka Kubali

Wiele razy pisaliśmy o tym, że nasz kraj nie jest przyjazny dealerom. Niestety, zdarzają się przypadki skrajne. Do takich należy historia Marka Kubali, byłego dealera Seata z Wałbrzycha.

Michał Borkowski

Marek Kubala przygodę z motoryzacją zaczął w 1990 r. Od prowadzenia komisu. Jak wspomina, był wtedy jedynym przedsiębiorcą w Wałbrzychu, ktory na placu miał kilkadziesiąt samochodow używanych gotowych do sprzedaży. Najpierw były to auta importowane z Holandii, poźniej ze Stanow Zjednoczonych. Jego firma specjalizowała się w minivanach. W sumie sprzedawała około 20 aut miesięcznie. Większość stanowiły samochody droższe, ktore w dzisiejszych warunkach byłyby warte mniej więcej 40-50 tys. zł.

Miłe złego początki

Biznes związany ze sprzedażą aut używanych zakończył się w 1999 r., kiedy rząd ustanowił zaporowe cła na auta sprowadzane zza Oceanu. Kubala poszukiwał możliwości pozostania w branży motoryzacyjnej. Ta nadarzyła się bardzo szybko. – W „Rzeczpospolitej” natrafiłem na ogłoszenie o tym, że owczesny importer Seata, firma Iberia Motor Company, poszukuje dealera w Wałbrzychu. Wraz z kilkoma lokalnymi firmami wystartowaliśmy w konkursie. Mieliśmy tę przewagę, że dysponowaliśmy już podstawami budynku, bo minivany sprzedawaliśmy pod dachem – mowi. Ostatecznie Iberia wybrała właśnie Marka Kubalę, ktoremu pozostało przystosować obiekt do standardow Seata i znaleźć gwarancje bankowe.

W 2000 r. firma zaczęła sprzedawać nowe auta. Z dużym rozmachem, co według Kubali było jedną z przyczyn jego poźniejszych kłopotow. – Mieliśmy doświadczenia w sprzedaży aut używanych, ktore przenieśliśmy na pole samochodow nowych. Jako pierwsi w Wałbrzychu zaczęliśmy na przykład przyjmować w rozliczeniu auta uży wane – wspomina Kubala. Świeżo upieczonemu dealerowi pomogła rownież nowa gama modelowa Seata. W połączeniu z dobrą koniunkturą sprawiło to, że w pierwszym roku działalności firma sprzedała 300 pojazdow. Jej udział w lokalnym rynku wynosił 5 proc., podczas gdy w skali kraju hiszpańska marka miała około 2 proc.

Feralny 13 grudnia

Sielanka szybko się jednak skończyła. Rankiem 13 grudnia (!) 2000 r. Marka Kubalę aresztowano pod zarzutem zaniżania wartości celnej pojazdow sprowadzanych wcześniej z USA. Zdaniem prokuratury budżet państwa stracił na tym procederze 450 tys. zł. Kubala miał przynależeć do zorganizowanej grupy przestępczej, w ktorej łącznie miało działać 10 osob. Oprocz tego zarzuty prokuratury dotyczyły przemytu aut, korupcji, przebijania numerow.

Kubala trafił do aresztu śledczego. Samochody należące do jego firmy zostały skonfiskowane. W dodatku na przełomie zaledwie kilku dni – od 20 do 22 grudnia – umowy kredytowe, powołując się na zagrożenie utraty zdolności kredytowej, wypowiedziały mu aż trzy banki. Jednak pierwotną decyzję Sądu Rejonowego w Wałbrzychu o aresztowaniu przedsiębiorcy na trzy miesiące, Sąd Okręgowy w Świdnicy uznał za bezprawną i uchylił. W rezultacie Marek Kubala wyszedł na wolność po trzech tygodniach. Kilkumiesięczne starania o pozyskanie nowego inwestora nie przyniosły skutku, wobec czego sąd ogłosił upadłość jego firmy. Choć poźniej i ten wniosek został cofnięty, a firma formalnie wrociła w ręce Kubali, właściwie nie było już czym zarządzać.

Postępowanie przed sądem przedłużało się od samego początku. Sam akt oskarżenia przeciwko Markowi Kubali wpłynął do wałbrzyskiego sądu w 2002 r. Sąd jednak aż trzykrotnie zwracał go prokuraturze do poprawki, przychylając się do zdania Kubali, ktory wytykał oskarżycielowi szereg błędow i luk. Ostatecznie proces rozpoczął się dopiero w 2005 r. Wowczas Kubala złożył skargę na przewlekłość postępowania i przyznano mu odszkodowanie w wysokości 5 tys. zł. W 2008 r. wałbrzyski Sąd Rejonowy wydał wyrok uniewinniający Kubalę. Prokuratura wniosła apelację, choć nie przedstawiła żadnych nowych dowodow. Wobec tego w styczniu 2011 r. Sąd Okręgowy w Świdnicy ponownie go uniewinnił. Jak się okazało – definitywnie, bo prokuratura nie odwoływała się od tej decyzji.

W grudniu 2000 r. Marek Kubala trafił do aresztu. Samochody firmy zostały skonfiskowane, a umowy kredytowe wypowiedziane. Ostatecznie uniewinniono dealera po 11 latach. Ale jego firma od dawna nie istnieje, a sam Kubala posiada zobowiązania na kwotę 14,5 mln zł.

Krajobraz jak po burzy

Od momentu zatrzymania Kubali do jego ostatecznego uniewinnienia upłynęło zatem 10 lat. Dziś nie prowadzi już działalności dealerskiej. Iberia rozwiązała umowę dealerską w marcu 2001 r. – Nie czekali z tym zbyt długo, ale nie dopatrywałbym się nieodpowiedniego zachowania ze strony importera. Przyglądał się temu wszystkiemu z boku i czekał na rozwoj wypadkow. Gdy okazało się, że prokuratura szykuje akt oskarżenia, z obawy o utratę wizerunku, szybko wypowiedziano mi umowę – mowi Marek Kubala.

W jego posiadaniu wciąż znajduje się budynek, w ktorym sprzedawał auta. – Ale w momencie, gdy wpadłem w kłopoty, wierzyciele wystąpili o egzekucję komorniczą. Dziś obiekt wynajmowany jest na działalność niezwiązaną z motoryzacją. Większość dochodu z tytułu najmu jest zajmowana przez komornika. Ten zaś zostawia mi 1 tys. zł na utrzymanie – wyjaśnia Kubala, dodając, że komornik wciąż probuje sprzedać lub zlicytować obiekt, ale jak na razie jego plany udaje się powstrzymać.

Pieniądze, ktore zajmuje komornik przeznaczane są na spłatę zobowiązań Kubali. Dziś wynoszą one około 14,5 mln zł. Skąd tak duża kwota? – Kredyty, ktore wypowiedziano mi na przełomie 2000 i 2001 r., opiewały na kwotę ponad 1 mln zł. Potem doszły kolejne zobowiązania, od ktorych banki zaczęły naliczać odsetki karne. Przez 14 lat tylko jeden z bankow naliczył 1,5 mln zł odsetek. Dziś ich suma, wraz z zobowiązaniem podstawowym, wynosi ponad 12 mln zł. Kolejne 2 mln to wartość zajętej nieruchomości – wylicza przedsiębiorca. Co ciekawe, gdyby spłatę zobowiązań miał pokrywać jedynie dochod z wynajmu salonu (miesięcznie to około 5 tys. zł), Kubala wyszedłby na „zero” za ponad 240 lat. I to tylko w przypadku, gdyby odsetki przestały rosnąć.

Walka o 40 milionów

Być może jednak spłatę zobowiązań uda się przyspieszyć. Właśnie ze względu na narosłe odsetki Kubala wniosł pozew o 40 mln odszkodowania od Skarbu Państwa. Dlaczego akurat 40 mln? – 14,5 mln stanowią wspomniane zobowiązania. Pozostała kwota to utracony zysk, jaki osiągnąłbym, gdybym przez te wszystkie lata funkcjonował jako autoryzowany dealer. Założenia te zostały przygotowane w oparciu o zyski, jakie firma uzyskiwała w listopadzie i grudniu 2000 r., tuż przed moim aresztowaniem – mowi. Według niego kwota 14,5 mln jest niezaprzeczalna i trudno będzie jej mu nie przyznać. Bardziej problematyczne są utracone zyski. Tu sporo będzie zależeć od decyzji sądu.

Gdyby Kubali udało się wywalczyć takie odszkodowanie, byłby to rekord w skali kraju. Wyrok w pierwszej instancji był jednak niekorzystny. Rok temu Sąd Okręgowy w Świdnicy uznał, że Kubali nie należy się ani złotowka. Przedsiębiorca odwołał się, a Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uchylił niekorzystną dla niego decyzję i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia w sądzie pierwszej instancji. Ostatnia rozprawa miała miejsce w czerwcu. Świdnicki sąd powołał biegłych, ktorzy mają przygotować opinię, na ile aresztowanie Kubali miało wpływ na wypowiedzenie jego umow kredytowych oraz w jakim stopniu wypowiedzenie tych umow wpłynęło na sytuację finansową firmy.

Na razie jedynymi pieniędzmi, jakie udało się wywalczyć Markowi Kubali jest wspomniane 5 tys. zł. odszkodowania z tytułu przedłużającego się procesu, a także zadośćuczynienie za nieuzasadniony areszt w kwocie 8,5 tys. zł. Były dealer domagał się z tego tytułu 5 mln zł. – W Polsce nie doceniamy znaczenia wizerunku i wiarygodności przedsiębiorcy na rynku, więc sąd uznał, że kilkutysięczne zadośćuczynienie będzie wystarczające – mowi z żalem Kubala.

27 potyczek Stańca

Marek Kubala nie jest jednak jedynym dealerem skrzywdzonym przez państwo. Podobną gehennę przeżywał Sławomir Staniec, były właściciel częstochowskiej firmy Stanmot. Staniec wychowywał się w Niemczech, do Polski przyjechał w 1990 r. Słaba znajomość języka nie przeszkodziła mu w otwarciu drugiego – po grupie Sobiesława Zasady – autoryzowanego dealerstwa marki Mercedes-Benz w naszym kraju. Problemy zaczęły się w pierwszej połowie poprzedniej dekady. W 2003 r. Urząd Kontroli Skarbowej orzekł, że Stanmot nie zapłacił podatku VAT od udziałow nabytych w powołanej społce, ktora zajmowała się prowadzeniem hotelu. Fiskus domagał się 750 tys. zł podatku i zaległych odsetek. – Zdecydowano się jednak zająć nam aż 7,5 mln zł, na co składało się 9 samochodow, hipoteka i konto bankowe. To był dopiero początek, bo przez kilka następnych lat wobec mnie i mojej społki toczyło się łącznie 27 postępowań w rożnych sprawach, nawet tak błahych jak niezapłacenie w terminie 48 groszy odsetek – mowi Sławomir Staniec.

Kariery osób, które przyczyniły się do zniszczenia firm dealerskich, rozwijają się w najlepsze. Na drugim biegunie znajdują się skrzywdzeni przedsiębiorcy.

Krytyczny moment przypadł w 2005 r. – Mieliśmy wtedy zablokowane konta i nie mogliśmy regulować bieżących należności. Spakowałem się i chciałem wracać do Niemiec. Walkę podjęli jednak moi pracownicy, ktorzy urządzili pikietę i domagali się, by sąd rozpatrzył naszą sprawę w trybie nadzwyczajnym. Przewodnicząca Wojewodzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach obiecała, że sprawa zostanie rozpatrzona w ciągu tygodnia. Ostatecznie uchylono decyzję Urzędu Kontroli Skarbowej, a nasze konta zostały odblokowane – wspomina Sławomir Staniec. W 2006 r. tę decyzję potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny.

Mimo wszystko firma nie jest już autoryzowanym dealerem Mercedesa. Czy potyczki z organami „skarbowki” miały na to wpływ? – Oczywiście. Cała Częstochowa dowiadywała się z mediow, że właściciel Stanmotu dostał nakaz aresztowania, a firmę zajął syndyk. Niektorzy rozgłaszali nawet, że zostałem aresztowany. W rezultacie wiarygodność firmy została nadszarpnięta, a to w negatywny sposob przełożyło się na naszą kondycję finansową – ocenia Staniec. Z tego powodu przedsiębiorca walczy o 2,5 mln zł odszkodowania. Wiele wskazuje na to, że i tę batalię może zakończyć zwycięstwem.

Bezkarność urzędników

W obu sprawach – oprocz ewentualnego odszkodowania – otwartą kwestią pozostają także faktyczne powody kłopotow dealerow z prawem. Marek Kubala jest przekonany, że prokuratura nie wierzyła w to, by zaniżał on cła za sprowadzane auta. – Większość moich tropow prowadzi do jednego z lokalnych prokuratorow. Miałem sygnały, że rozpoczynając sprzedaż Seata, przeszkadzałem na lokalnym rynku jego rodzinie – sugeruje Kubala.

Oczywiście bez jednoznacznych dowodow trudno formułować jakiekolwiek zarzuty. Jednak Marek Kubala przekonuje, że jego obserwacje, podejrzenia i dotychczasowe doświadczenia wystarczają do tego, by na pytanie o ewentualny powrot do biznesu, odpowiadać jednoznacznie negatywnie. – Nawet gdybym wygrał odszkodowanie, nie wznowiłbym działalności i nie wrocił do branży. Jestem bowiem przekonany, że podobne sytuacje i scenariusze mogą wydarzyć się ponownie. W żaden sposob nie zmieniło się przecież nasze prawo – mowi Kubala. Według niego pierwszym krokiem w stronę normalności powinno być wprowadzenie odpowiedzialności osobistej urzędnikow państwowych, tak by mogli oni ponosić konsekwencje swoich błędnych decyzji. Drugą kwestią jest nadzor nad prokuraturą i pozbawienie prokuratorow immunitetu. Jeśli zmiany nie pojdą w tym kierunku, ochrona prawna przedsiębiorcow nadal będzie znikoma, a decyzja jednego urzędnika będzie mogła zniszczyć komuś biznes i życie.

Jednak poki co – według relacji Marka Kubali i Sławomira Stańca – kariery osob, ktore przyczyniły się do problemow ich przedsiębiorstw, rozwijają się w najlepsze. Na drugim biegunie znajdują się skrzywdzeni przedsiębiorcy. Wypada trzymać kciuki, by obaj byli dealerzy wywalczyli odszkodowania, ktore choć trochę wynagrodzą ich wieloletnie przeprawy z organami państwa. Tym bardziej, że podobne historie mogą spotkać także innych przedsiębiorcow. A wtedy warto mieć nadzieję, że upor i walka do końca owocują choćby namiastką sprawiedliwości.

Dodaj komentarz


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.