Głos z Ukrainy, z którym warto się zapoznać. Niezależnie czy się z nim zgadzamy.
Nietrudno zauważyć, że znaczna część „antyukraińskich oskarżeń” ze strony Polski odnosi się nie do Ukrainy jako takiej, lecz konkretnie do Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i do Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA). Wynika to również z treści rezolucji polskiego sejmu odnośnie tragicznych wydarzeń na Wołyniu w roku 1943. Skrajne anty-ukraińskie nastroje są charakterystyczne jedynie dla pewnych segmentów polskiego społeczeństwa. Wielu Polaków nastawionych jest przychylnie do Ukrainy i pragnie przyjaznych relacji między naszymi narodami, jakkolwiek OUN i UPA wciąż postrzegane są jako organizacje o „charakterze zbrodniczym”.
Większość Polaków (w tym i tych lojalnych wobec Ukrainy) łączą jednak dwie rzeczy: demonizacja OUN i UPA oraz zupełne nierozumienie miejsca tychże struktur w politycznej mitologii współczesnego społeczeństwa ukraińskiego. Domagając od Ukraińców „potępienia” OUN/UPA, Polacy zdają się nie rozumieć, iż wymagają czegoś niemożliwego. Wymagają amputowania jednego z najważniejszych elementów „szkieletu” ukraińskiej mitologii politycznej. Niesprawiedliwość i utopijność takich żądań jest widoczna szczególnie teraz, w czasie wojny z Moskwą, kiedy to mit OUN i UPA stanowi aktywny czynnik motywacji i konsolidacji społeczeństwa ukraińskiego, oraz jeden z głównych indykatorów przezwyciężania rosyjskiego kolonialno-komunistycznego dziedzictwa.
Niedorzeczność domagania się „potępienia” OUN/UPA posiada jeszcze inny, głębszy wymiar. Otóż OUN /UPA jest postrzegana jako coś w rodzaju ukraińskiej wersji ogólnoeuropejskiego „skrętu w prawo” w poszukiwaniu własnej tożsamości. Zwrot taki obserwuje się obecnie w większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej i może stanowić ważny element idei Międzymorza, realizowanej w oparciu o zasady rewolucji konserwatywnej.
W tym miejscu należałoby przedstawić kilka uwag na temat samego pojęcia nacjonalizmu. Nie istnieje bowiem jeden uniwersalny „nacjonalizm”. W przypadku Europy wyróżnić można co najmniej trzy rodzaje „nacjonalizmu” (a konkretnie — jeden teoretyczny i dwie kategorie „nacjonalizmu” historycznego lub empirycznego).
Pierwszy „nacjonalizm” — to paradygmat nowoczesnego „narodu”, który przeciwstawia się organicznym wspólnotom tradycyjnej Europy. Ze swej natury „nacjonalizm” ten jest destrukcyjny i anty-tradycyjny. Co prawda należy wziąć w rachubę, że „nacjonalizm” ten może zwyciężyć, zmieniając radykalnie oblicze Europy. Z drugiej jednak strony, mechaniczny powrót do Europy „przed-narodowej” wydaje się już niemożliwy. Możliwa wydaje się natomiast przebudowa obecnej Europy w oparciu o tradycyjne wartości.
Drugi rodzaj „nacjonalizmu” — charakterystyczny dla XIX wieku — to nacjonalizm liberalny, który często powiązany był z masonerią i socjalizmem. Typowym przykładem takiego nacjonalizmu jest włoskie Risorgimento, którego doskonałą krytykę przedstawił Julius Evola. Tak zwany „Ruch na Rzecz Zjednoczenia Włoch” posiadał grunt masoński, otwarcie deklarując przywiązanie do idei roku 1789; nosił też radykalnie antyklerykalny charakter. Z odcieniem lewicowym i liberalnym mamy również do czynienia w przypadku ruchów społeczno-politycznych i kulturalnych, występujących wśród narodów bezpaństwowych w Europie Środkowo-Wschodniej.
Wreszcie trzeci typ „nacjonalizmu” stanowią ruchy narodowe ukształtowane w większości po I Wojnie Światowej. Ruchy te były charakterystyczne zarówno dla narodów posiadających własne państwo jak i tych bezpaństwowych. Ich cechą wspólną była eklektyczna mieszanka nowoczesnych i reakcyjnych (kontr-modernistycznych) oraz konserwatywno-rewolucyjnych elementów.
Warto przy tym pamiętać, że oddzielenie i umiejscowienie w czasie drugiego i trzeciego typu „nacjonalizmu” jest dość umowne. W rzeczy samej, procesy tworzenia nowoczesnych narodów w XIX wieku przybierały czasami charakter antymodernistyczny i konserwatywny. Na przykład niemiecki romantyczny nacjonalizm z początku XIX w. był w dużej mierze skierowany przeciwko idei Rewolucji Francuskiej. Zjednoczone Niemcy w wielu aspektach były bardzo konserwatywne. We Francji natomiast, sojusz nacjonalizmu i konserwatyzmu uosabiał się najbardziej poprzez takie postacie jak Charles Moras i Maurice Barres (z przełomu XIX i XX wieku).
Wszystkie przykłady lokalnych ruchów nacjonalistycznych w okresie międzywojennym można poddać krytyce na wzór tej, jaką zastosował wspomniany J. Evola w odniesieniu do włoskiego faszyzmu i niemieckiego narodowego socjalizmu. Niemniej jednak ruchy te po dziś dzień stanowią ważny element konsekwentnej realizacji idei prawicowych. Po pierwsze, wiele nowoczesnych europejskich nacjonalizmów wywodzi swą tożsamość z ruchów i reżimów politycznych z okresu międzywojennego i z czasów II Wojny Światowej, a po drugie, w przypadku Europy Środkowej i Wschodniej, ruchy te cieszą się i dzisiaj dużą sympatią wśród społeczeństwa.
W chwili obecnej spuścizna polityczna międzywojnia i czasów II Wojny Światowej jest nadzwyczajnie ważnym zasobem, z którego można czerpać w celu powstrzymania indoktrynacji narodów Europy Środkowo-Wschodniej ideologią liberalizmu, ale także dla wzmocnienia wśród tych narodów idei konserwatywnych. Tak więc dziedzictwo to jest kapitałem politycznym nieodzownym przy realizacji idei Międzymorza jako projektu konserwatywno-rewolucyjnego.
W takich warunkach jest rzeczą doprawdy nierozsądną, aby patrioci jednego kraju domagali się od innego narodu, by ten wyrzekł się dziedzictwa swego ruchu narodowego z pierwszej połowy XX wieku.
Na przykład, w ostatnich latach mamy w Polsce do czynienia z gloryfikacją tak zwanych „Żołnierzy Wyklętych” — członków antykomunistycznych organizacji konspiracyjnych, które kontynuowały swój opór jeszcze po zakończeniu wojny. Część Żołnierzy Wyklętych bezpośrednio odwoływała się do ideologii polskich radykalnych ruchów narodowych z okresu międzywojennego. Z punktu widzenia ciasno i powierzchownie pojętego interesu narodowego Ukrainy, byłoby rzeczą z pozoru sensowną zaprotestować przeciwko takiej heroizacji. Wszelako wśród owych Żołnierzy Wyklętych byli i tacy, którzy mają na swym koncie przeprowadzanie czystek etnicznych na ludności ukraińskiej. Wobec tego ukraińskim nacjonalistom byłoby być może na rękę stanąć w jednym szeregu z polskimi lewakami, którzy również nie są przecież zachwyceni z powodu czczenia bojowników podziemia antykomunistycznego. Obecnie jednak tego rodzaju protestów na Ukrainie nie ma. I to nie dlatego, że ukraińscy nacjonaliści wykazują jakąś wyjątkową dalekowzroczność, lecz dlatego, że bardzo mało interesuje ich zarówno historia polskiego nacjonalizmu, jak i aktualne wydarzenia w Polsce (podczas gdy polscy nacjonaliści zainteresowani są jedynie demonizacją ukraińskiego nacjonalizmu, nie zaś jego wszechstronnym, kompleksowym poznaniem). Widzę głęboki sens w takim powstrzymywaniu się od krytyki heroizacji Żołnierzy Wyklętych, respektując prawo Polaków do konsolidacji wokół pewnych historycznych mitów, które służą dziś jako antidotum na zmasowaną lewicowo-liberalną indoktrynację.
Polscy patrioci powinni kierować się podobną logiką. Niestety, wydaje się, iż brak im elementarnej dalekowzroczności.
Rozwiązywanie problemów związanych z wydarzeniami na Wołyniu powinno nastąpić poprzez zastosowanie przez obie strony formuły: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, z jednoczesnym uznaniem podstawowego prawa sąsiedniego narodu do czczenia własnych bohaterów. Ponadto, do zmniejszenia poziomu emocji powinno się przyczynić rzetelne, obiektywne ustalenie liczby ofiar po obu stronach, a także szeregu innych faktów historycznych. Niestety, jak na razie zarówno Polakom, jak i Ukraińcom bardzo daleko do realizacji takiej strategii.
Jak już zostało powiedziane: dziedzictwo ruchów nacjonalistycznych pierwszej połowy XX wieku stanowi wielki kapitał polityczny niezbędny do realizacji idei Międzymorza w oparciu o pryncypia rewolucji konserwatywnej. Jednak spuścizna ta przyniesie niewiele korzyści, jeśli nie zostanie podana pewnej rewizji, elementem której musi być odrzucenie narodowego egoizmu.
Ihor Zahrebelny
Autor jest ukraińskim nacjonalistą, zwolennikiem idei Międzymorza.