Lech Dymarski opublikował post 19.12.2019
WOLNE SĄDY, odcinek pierwszy (z dwóch przewidzianych).
Opowiedział mi swego czasu Jacek Kuroń (skądinąd po celą), jak to w Radomiu było…
Rok 1976, procesy „warchołów”. Kuroń siedzi na sali rozpraw (Komitet Obrony Robotników). Sąd – młode, zadbane panie. Wyroki bezwzględnej odsiadki, bez mrugnięcia, według instrukcji. Skazani – zatrudnieni, robotnicy, żona, dzieci. Przerwa. Bufet w gmachu, przy stoliczku te same panie, kawka, ciasteczka tortowe. Wyobraź sobie, mówił z przejęciem Jacek, te paniusie z pasją bajtlują o lakierach do paznokci. Wreszcie jedna patrzy na zegarek, przerywa tej drugiej w pół zdania: Oj, stara, wracamy! I Wracają, bo podsądni czekają na wyroki… Ja nie wiem, czy te panie jeszcze orzekają, czy też są sędziami w stanie spoczynku (sędzia na emeryturze nie jest byłym sędzią, jest „sędzią w stanie spoczynku”).
Widziałem inny, nieco późniejszy sąd. Lata 80., stan wojenny: Sąd Wojsk Lotniczych w Poznaniu – prawnicy, oficerowie, ładne mundury, pokoleniowo równi. Orzekają, skazują ludzi „S” na mocy KK i „prawa wojennego”. Wiedzą, co robią (raz nawet sędzia upomniał i ośmieszył kapusia). Wyrok był wyliczany do dnia rozprawy, tzn. czas pobytu w areszcie był równy wymierzonej karze. Czy ci sędziowie byli bohaterami – pewnie nie aspirowali do takiego tytułu, ale – sądzę – zawodzili esbeków, którzy jako „cywile” nie byli w stanie zgłaszać apelacji, bo wojsko… no, była tam wtedy pewna „towarzyska” rywalizacja.
Ci sędziowie wojskowi z Poznania, gdyby skontestowali stan wojenny w taki choćby sposób, że wnieśliby o zwolnienie ze służby, byliby oskarżeni o dezercję (była wojna!) i możliwe, że dla przykładu wobec całej ówczesnej armii, skazani na śmierć (ówczesny dyktator Jaruzelski skazał na śmierć – tak, osobiście on, to bezsporne; wiemy owszem, jak to się wahał, ileż nocy nieprzespanych… – Zdzisława Najdera i dwóch ambasadorów, Spasowskiego – USA i Rurarza – Japonia).
Zatem, Panie i Panowie, nie jest tak, że nie lubimy sędziów ogóle, czy też za to że w PRL byli mianowani przez tzw. Radę Państwa (bo niby wtedy przez kogo?). My uważamy, że każde, nieprzyjemne warunki, o tyle tylko niemiłe, że nie ma tortur fizycznych i nie proponuje się alternatywnie zamordowania bliskich – zostawiają margines zachowania, znaczy się szansę, żeby się nie skurwić.
Dzisiaj, wobec jakże widowiskowych protestów ulicznych, motto z „SAMYCH SWOICH” : „Prawo prawem, a sprawiedliwość ma być po mojej stronie” okazuje się wcale nie komiczne, bo można by odwrócić: „Sprawiedliwość sprawiedliwością, a prawo ma być po mojej po mojej stronie”.
Dziękuję za uwagę, czyli, jak to w radio Erewań było: napiszcie, co o tym sądzicie.