Biznes z długim cieniem swastyki

Niemiecki biznes, który aktywnie brał udział w zbrodniach III Rzeszy i celowej destrukcji Polski, po drugiej wojnie światowej zwyczajnie spadł na cztery łapy. Po upadku komunizmu zaś dostał w prezencie polski rynek jako teren do ekspansji.

1 września każdego roku to rocznica podwójnie smutna. Po pierwsze dlatego, że przypomina o być może największej w dziejach katastrofie polskiego narodu. Po drugie zaś uzmysławia, iż tak naprawdę zaznana wówczas krzywda nie została nigdy naprawiona, a jej skutki zwielokrotniły się poprzez złe decyzje podejmowane w latach późniejszych. Polskie państwo stara się wprawdzie obecnie o wypłatę odszkodowań od państwa niemieckiego, ale nawet w razie powodzenia tego projektu nierozwiązana pozostanie wciąż kwestia niemieckiego biznesu, który de facto nigdy nie został rozliczony.

Wciąż te same elity

Haniebna lista podmiotów, które aktywnie brały udział w hitlerowskim dziele eksterminacji i zniszczenia, jest niezwykle długa. Nazistom nie pomagały wcale anonimowe i nikomu nieznane przedsiębiorstwa, lecz prawdziwi giganci przemysłu oraz finansów. Uwagę zwraca jednak przede wszystkim to, że liderami niemieckiego biznesu po osiemdziesięciu latach są praktycznie te same podmioty. Jeśli przyjrzeć się prestiżowemu indeksowi DAX 30 frankfurckiej giełdy, na której goszczą największe firmy zza Odry, to ze zdumieniem dostrzeżemy, że tak naprawdę pod wieloma względami czas stanął w miejscu. Przodownikami wciąż są takie firmy, jak Thyssen Krupp, Siemens, IG Farben (którego kontynuatorami są Bayer i BASF), Deutsche Bank, Daimler czy też założony przez nazistów Volkswagen. W przeciwieństwie między innymi do Stanów Zjednoczonych, w których liderzy biznesu zmieniają się jak w kalejdoskopie, w Republice Federalnej Niemiec o obliczu przemysłu i finansów decydują w sporej mierze wciąż te same podmioty.

Przyczyn tego stanu rzeczy powinniśmy szukać przede wszystkim w okresie międzywojennym, gdy po narzuceniu Niemcom reparacji pojawił się problem ich spłaty. Stany Zjednoczone, które świeżo uzyskały status globalnego lidera finansów, zainwestowały nad Renem ogromne sumy. Inwestycje w Niemczech miały pobudzić tamtejszą gospodarkę, która z kolei miała udźwignąć program reparacji wypłacanych Anglii i Francji, a te zaś oddać w ten sposób dług USA. Cały schemat przestał działać dopiero w momencie, gdy do władzy doszedł Hitler i jednostronnie wypowiedział program spłat. Nie zmieniło to jednak faktu, że amerykański kapitał miał wciąż duże wpływy w III Rzeszy, a później był nawet zaangażowany między innymi w uśmiercanie więźniów w obozach koncentracyjnych (jak choćby firma Standard Oil).

Bezkarność niemieckiego biznesu po drugiej wojnie światowej wynikała nie tylko z samej chęci zabezpieczenia zachodniej Europy przed pochodem komunizmu. Amerykanie chronili niemieckie przedsiębiorstwa, gdyż byli w nie silnie zaangażowani kapitałowo. W Norymberdze niemal całą winę za finansowanie nazistów zrzucono na Fritza Thyssena i Emila Kirsdorfa, całkowicie pomijając setki innych przedsiębiorców. Rozliczenie niemieckich gigantów przemysłu i finansów wymagałoby tak naprawdę jednoczesnego ujawnienia również amerykańskich grzechów, a na to nie było zgody politycznej.

Cud dzięki komunizmowi

W rezultacie niemieckie firmy, takie jak Krupp, który w szczytowym momencie zatrudniał nawet siedemdziesiąt tysięcy przymusowych pracowników (w tym więźniów obozów koncentracyjnych, umierających często z wycieńczenia na halach produkcyjnych), zamiast zapłacić za swoje grzechy, czerpały od lat pięćdziesiątych XX wieku pełnymi garściami z „niemieckiego cudu gospodarczego”. Podłączony do amerykańskich kredytów, niemiecki biznes już po kilkunastu latach dominował ponownie w całej Europie.

W ten sposób rozpoczął się kolejny etap dramatu polskiego narodu. W czasie bowiem gdy niemieccy potentaci błyskawicznie odzyskiwali swoją pozycję, wyniszczona wojną Polska zmuszona była cierpieć nędzę pod rządami komunistów. Uciekając w poszukiwaniu pracy na Zachód, nasi rodacy zaczęli pracować na dobrobyt niemieckiego społeczeństwa. Jednym z głównych czynników, który zadecydował o sukcesie postnazistowskich Niemiec, było właśnie to, że ich siłę napędową stanowiła spauperyzowana siła robocza zza żelaznej kurtyny. Choć Niemcy czysto teoretycznie przegrały wojnę i powinny były zapłacić za swe barbarzyństwo ogromną cenę w postaci wielomiliardowych odszkodowań i reparacji, w nowym układzie politycznym po raz kolejny wyzyskiwały swoje ofiary, tym razem wykorzystując komunistyczny paraliż całej Europy Środkowo-Wschodniej.

Upadek komunizmu dawał teoretycznie nadzieję na wyrównanie historycznych krzywd. Odzyskująca niepodległość Polska mogła wreszcie upomnieć się o swoje. Bardzo szybko jednak okazało się, że główni decydenci Republiki Okrągłego Stołu nie zamierzają wcale dochodzić sprawiedliwości. Ekspansja niemieckiego kapitału w Polsce została ułatwiona jeszcze bardziej za sprawą akcesu do Unii Europejskiej.

Firmy z nazistowską przeszłością triumfalnie wkroczyły nad Wisłę, zagospodarowując dla siebie całe segmenty rynku. Począwszy od motoryzacyjnych gigantów, poprzez firmy chemiczne i odzieżowe, producentów stali i maszyn, a skończywszy na wydawcach i firmach medialnych, niemieckie podmioty wciąż decydują o obliczu polskiej gospodarki. Niemiecki biznes doskonale wykorzystuje fakt, że w wyniku dwudziestowiecznych totalitaryzmów Polska straciła swoje elity, również gospodarcze, przez co nie potrafi na równi konkurować z o wiele silniejszymi podmiotami z zagranicy. Po upadku komunizmu głównym kierunkiem niemieckich inwestycji zagranicznych stała się Europa Wschodnia, gdyż właśnie tam można było znaleźć największy rezerwuar taniej siły roboczej.

Nauczyciele standardów

Najbardziej zdumiewającym wątkiem obecności niemieckiego kapitału w Polsce jest jednak to, że firmy o nazistowskiej przeszłości bardzo często chcą ostatnio występować w roli „nauczycieli demokracji”. Jedną z nich jest choćby wydawca Onet.pl i Newsweeka koncern Ringier Axel Springer, którego założyciel działał w organizacji paramilitarnej podlegającej NSDAP. Inny przykład stanowi firma Arvato Bertelsmann, której potęgę w czasie wojny tworzył, wydając masowo na użytek nazistów propagandowe pisma, Reinhard Mohn. Działająca obecnie Fundacja Bertelsmanna kreuje się na strażnika wysokich standardów politycznych i demokratycznych, choć finansujący ją koncern z Gütersloh do niedawna skrzętnie taił przed światem swoją haniebną przeszłość.

Obchodząc kolejne rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej trudno więc uniknąć gorzkiej refleksji, iż świat jest o wiele dalszy od sprawiedliwości, niż nam się wydaje. Życie pokazuje jednak niekiedy, że nawet idący po trupach giganci muszą czasami zejść na ziemię i poznać smak porażki. Uwikłany w obrót mieniem mordowanych w czasie wojny Deutsche Bank przeżywa właśnie bodaj największy kryzys w historii i został nawet chwilowo wyceniony gorzej niż polski PKO BP. Bank ten jest jednak zbyt wielki, aby mu pozwolono upaść – podobnie jak całemu niemieckiemu biznesowi po drugiej wojnie światowej.

Jakub Wozinski – publicysta, autor książek, tłumacz.

źródło: pch24.pl

Dodaj komentarz