Nadzwyczajne kasty – specjalność demokracji fasadowej

W jednym z filmów Woody’ego Alena bohater powiedział, że łatwo jest się przebić w fotografii, ponieważ jako stosunkowo młoda dziedzina nie ma jeszcze wypracowanych kryteriów oceny. Łatwo jest odbiorcom coś wmówić. Podobnie rzecz się ma z wprowadzaną demokracją w krajach, gdzie społeczeństwo było najpierw zarażone śmiertelną chorobą a potem przez kilkadziesiąt lat utrzymywane w stanie demokratycznej agonii, nazywanej demokracją ludową. Stary dowcip mówił, że tym różniła się ona od demokracji, czym krzesło elektryczne od zwykłego krzesła.

Zmęczonemu i demokratycznie niedoświadczonemu polskiemu społeczeństwu wmawia się przeróżne rzeczy, które jakoby mają gwarantować prawidłowe działanie demokracji. Obecną Polskę opanowały liczne nietykalne kasty, w starciu z którymi przeciętny obywatel nie ma najmniejszych szans. Począwszy od kasty polityków, z których wielu należałoby jedynie nazwać „beneficjentami partyjnych synekur”, bo przecież o działaniu dla dobra wspólnego nie ma mowy. Działająca po transformacji ordynacja wyborcza gwarantuje partiokrację i partyjny system wodzowski, w którym praktycznie nieodwoływalny poseł nie jest zależny od obywateli a jedynie od umownego wodza partyjnego, który decyduje o miejscach na listach wyborczych. Poseł ma nie tylko gwarancję nietykalności w postaci immunitetu ale także płaci mniejsze podatki niż zwykły obywatel. Przypadkowo? Nie.


Nic więc dziwnego, że wiele innych silnych grup zawodowych także próbuje wywalczyć swoją niezależność od obywateli i państwa.
Zawody prawnicze odegrały tu szczególną rolę. Z jednej strony długo funkcjonujące zawłaszczenie dostępu do adwokatury i tworzenie rodzinnych klanów adwokackich, zamieniających jedną z podstawowych usług w elitarne świadczenie, dostępne tylko dla najbogatszych. Z drugiej sądy, w których sędziowie nierzadko nieposiadający dostatecznych kwalifikacji moralnych a często także bez doświadczenia zawodowego ferują wadliwe wyroki.


Dochodzimy wreszcie do lekarzy, którzy coraz rzadziej kierują się Kodeksem Etyki Lekarskiej. Równocześnie nie działają wewnętrzne formy samooczyszczania się tego środowiska. Jakoś nie słychać, żeby kolejnymi przypadkami doniesień o pieniądzach dawanych Tomaszowi Grodzkiemu zajęła się Okręgowa Izba Lekarska czy sąd lekarski. Czy możemy liczyć na to, że tak się stanie? Ciekawym zjawiskiem jest, jeszcze przed zbadaniem sprawy przez prokuraturę, stawanie w obronie Tomasza Grodzkiego wielu jego kolegów, nie tylko partyjnych ale także z innych „środowisk politycznych”. Oni wyraźnie „nie czują potrzeby” badania doniesień i z góry zapewniają o całkowitej niewinności marszałka. Tak dobrze go znają, czy z innych powodów zależy im na nieruszaniu tej sprawy?


Jednak, skoro puszka pandory otworzyła się, może niebawem pojawią się także inne doniesienia o nadużywaniu przez lekarzy ich stanowisk w publicznej służbie zdrowia. Raczej dla wszystkich jest oczywiste, że doniesienia, które pojawiły po objęciu urzędu marszałka senatu przez Tomasza Grodzkiego to „wierzchołek góry lodowej”.

Oby pomogło to nam wszystkim w uzdrawianiu polskiej służby zdrowia.


Jan Svoboda


Obraz Gerd Altmann z Pixaby

Dodaj komentarz