Rząd przyznaje, że kamieniem u szyi topiącym gospodarkę jest ZUS

Rządowa tarcza antykryzysowa dużo miejsca poświęca opłatom ZUS. Początkowo miało być to odroczenie płatności na 3 miesiące. Niektórzy nawet od razu zaczęli wypełniać stare 4. stronicowe druki, myśląc że to już to. Na ich szczęście biurokracja działa nieco wolniej. Okazało się, że Rząd doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że ZUS jest główną przyczyną kłopotów finansowych dla większości firm.

W międzyczasie pomysł został podrasowany i teraz zamiast odroczonej na 3 miesiące opłaty skumulowanej, która zrujnowałaby większość firm, mówi się o zaniechaniu poboru tych płatności, ale nie od mikroprzedsiębiorców tylko od ich pracowników (firmy zatrudniające do 9 osób). Dodatkowo przewiduje się dopłaty do wynagrodzenia w wys. 40%.

Są to bardzo atrakcyjne propozycje, jednak firmy, które „zamrażają” działalność i tak popadną w zadłużenie wypłacając „puste” 60% wynagrodzenia i ZUS przedsiębiorcy.

Nadal najlepszą obroną przed bankructwem jest zwalnianie ludzi (niech idą na zasiłek dla bezrobotnych) oraz zawieszanie działalności. Wtedy najmniej się będzie traciło. Dodatkowo zakwitnie szara strefa stało-dorywcza oraz odwieszanie działalności na jeden dzień w celu wystawienia faktur. Drugą opcją są oczywiście zwolnienia L4 uzyskiwane na telefon. Zatem może nie będzie tak źle.

Ważną rzeczą jest pamiętać, żeby opłacać składki na ubezpieczenie zdrowotne oraz chorobowe – tutaj nie wierzyłbym w żadne obietnice.

Jakby na to nie patrzeć, głównym problemem topiącym polskich przedsiębiorców jest ZUS. Jednak chwilowe, nieco chaotyczne i niekonsekwentne działania niczego pożytecznego nie wniosą w nasze życie gospodarcze. A szkoda.

Epidemia, która właśnie zamroziła nam całe państwo na miesiąc, jest bardzo poważnym kryzysem. Na tyle poważnym, że zaangażowała do współpracy całe społeczeństwo (chcąc nie chcąc). To jedyna szansa tego rodzaju na duże, nawet i trudne ruchy i decyzje, które będą skutkowały np. zwiększeniem zadłużenia państwa.

W innych okolicznościach doprowadziłoby to do szerokiej krytyki społecznej oraz niezadowolenia skutkującego utratą władzy. Obecnie rząd może bezkarnie (jeśli chodzi o konsekwencje polityczne) zadłużać się w imię walki z zarazą i wszystko zostanie zaakceptowane.

Dziwi mnie, że brakuje bardziej zamaszystych projektów, niż tarcza antykryzysowa. Uważam, że bez trudu można by całkowicie zwolnić wszystkich od obowiązkowego płacenia tego cholernego ZUSu topiącego naszych przedsiębiorców. Inaczej będziemy holowali tę kotwicę przez następne 100 lat.

Po prostu – kto nie chce nie wnosi składek, a kto chce to płaci sobie nadal, ale ze swoich, a nie z cudzych. Jest wiele osób w wieku przedemerytalnym, albo nieco młodszych, ale nie lubiących zmian itd. Tąpnięcie może i nie byłoby aż tak wielkie, a przyszłe fundusze emerytalne każdy odkładałby sam na własne, dziedziczne konto.

W jaki sposób? im prościej tym lepiej – obowiązek oszczędzania 10% osiąganych zysków do wysokości np. 250 tysięcy. Później już fakultatywnie. I sprawa załatwiona. Jedni trzymaliby na lokatach, inni w złocie, a jeszcze inni pozostaliby przy ZUSie czy nowo powstałych funduszach emerytalnych. Skąd wzięła się ta kwota? Słyszałem, że ZUS wylicza średni okres wypłacania emerytur na 12 lat, co daje miesięczną emeryturę ok. 1700 zł – i wystarczy.

A jakie byłyby konsekwencje finansowe? przez kolejne 30 lat, do ZUS należałoby dopłacać więcej niż obecnie, ale w końcu ten koszmar zostałby opanowany. Bez radykalnych rozwiązań zawsze pozostaniemy państwem z dykty, w którym 95% ludzi nie przeżyje chudego miesiąca bez państwowego wsparcia, a po 3 miesiącach rozlatują się wszyskie firmy – bo nikt nie ma żadnych oszczędności, ani zasobów.

Życie na kredycie i jednodniowi milionerzy. Auta na kredyt, chałupy na kredyt, zatowarowanie firmy na kredyt, wczasy w Hondurasie na kredyt, cygara kubańskie na kredyt i nawet zakupy w spożywczaku na kartę debetową.

Z takim myśleniem nie potrzeba epidemii, żeby zbankrutować. Wystarczy złamać nogę, albo złapać zwykłą awarię w firmie, która unieruchomi produkcję na kilkanaście dni.

A wszystkie te nie zaoszczędzone pieniądze przetrawia od lat dotowany, czyli zbankrutowany ZUS, opodatkowując każde pierdnięcie gospodarcze kwotą ponad tysiąca złotych.

Tak dalej być nie może. Tak dalej być nie powinno.

Jacek Biel

Dodaj komentarz